[ Pobierz całość w formacie PDF ]

które grają po raz pierwszy.
- Skoro więc nie jestem bez szans, to do dzieła, panienko.
Ben i Chrissie usiedli przy bocznym stoliku, Bethany zaÅ›
i Mitch przeszli do kuchni, by zmyć po obiedzie.
PatrzÄ…c na Mitcha, który wÅ‚aÅ›nie odkrÄ™caÅ‚ kran, by napeÅ‚­
nić wodą zlewozmywak, Bethany dotknęła palcami złotej pię-
ciodolarowej monety na łańcuszku, którą dostała w prezencie
od Mitcha. Moneta ta opuściła mennicę w roku jej urodzin,
a więc miała dokładnie tyle samo lat, co ona. Jasne, że złoto
w ogóle się nie starzało, a człowiek jak najbardziej, dzisiaj
jednak czuła się tak młoda i pełna ufności w przyszłość, że
w blasku tego złota odnajdywała poniekąd samą siebie.
- Sądziłem, że na Boże Narodzenie wyjedziesz do
rodziców - powiedział Mitch, podwijając rękawy koszuli
i biorÄ…c siÄ™ do zmywania.
- MyÅ›laÅ‚am o tym, ale przeraziÅ‚a mnie dysproporcja po­
między wielkością przestrzeni, którą musiałabym przebyć,
a tymi najwyżej dwoma dniami mojego tam pobytu. Chyba
więc zobaczę się z moimi rodzicami i braćmi dopiero
w czerwcu.
- Ale wrócisz do Hard Luck po wakacjach?
ZadaÅ‚ to pytanie pozornie obojÄ™tnym tonem, wiedziaÅ‚a jed­
nak, że czeka na odpowiedz w wielkim napięciu.
- To zależy. Podpisałam umowę tylko na rok i trudno
powiedzieć, czy oÅ›wiatowe wÅ‚adze stanowe przedÅ‚użą mi kon­
trakt.
- A jeśli przedłużą?
- To wówczas... Za wcześnie jeszcze o tym mówić.
Zdążyła już pokochać Alaskę oraz swoich uczniów. Mitch
i Chrissie zajmowali szczególne miejsce w jej sercu. Ale mu­
siała rozstrzygnąć jeszcze pewne kwestie. Przede wszystkim
te dotyczące Bena. Czy miała powiedzieć mu całą prawdę?
Z kolei, co zrobi i jak zachowa siÄ™ Ben, gdy dowie siÄ™ o swo­
im ojcostwie?
- Cóż, mam nadzieję, że wrócisz - powiedział Mitch,
i wydawało się, że mówiąc tak, kieruje się tylko uprzejmością.
Dlaczego, na miłość boską, ten człowiek bawi się z nią
w kotka i myszkę? Dlaczego nie mówi tego, co leży mu na
sercu?
- I to wszystko, co masz mi do powiedzenia? - zapytała,
biorąc się pod boki. - Jeżeli pragnę przedłużenia kontraktu,
to przecież nie dlatego, że w Hard Luck panuje cudownie
Å‚agodny klimat.
Na jego twarzy pojawił się chytry uśmieszek.
- Jasne, nie możemy zapominać o pieniądzach. Na Alasce
płacą nauczycielom więcej niż gdzie indziej. To zrozumiałe,
że przykładasz wagę do wysokich poborów.
- Przykładam wagę do wysokich poborów - powtórzyła
przedrzezniajÄ…co.
- Pieniądze to ważna rzecz.
- Są ważniejsze rzeczy.
- Na przykład? - Spoglądał na nią z wielką powagą
w oczach.
- Na przykład lubię, jak mnie całujesz, gliniarzu.
Wypłukał i odłożył talerz, który trzymał w ręku.
- Czy to naprawdÄ™ takie przyjemne?
- Chcesz, to możemy zaraz się przekonać.
Nawet nie wytarł mokrych rąk. Ale jej było to zupełnie
obojętne. Namiętnie pragnęła znalezć się w jego ramionach.
A kiedy już to się stało, pomyślała, że zawsze będzie pamiętać
to swoje pierwsze Boże Narodzenie na Alasce.
John Henderson wiedział już wszystko, co powinien zrobić
i co faktycznie zrobi. Kochał Sally całą duszą i dlatego zwie-
kał z oświadczynami. Czekał sposobności, aż będzie mógł
spotkać się z jej ojcem i poprosić go o rękę córki.
Codziennie rano i wieczorem wysuwał szufladę i brał do
ręki pierścionek zaręczynowy, który kupił z myślą o swojej
ukochanej i który stanowił symbol jego miłości. Spoglądał na
skrzący się w świetle żarówki diamencik i po raz tysięczny
z rzędu przeklinał chwilę, kiedy to posłuchał Duke'a. Duke,
musiał to przyznać, udzielił mu dobrej rady, lecz gdyby nie
ta interwencja przyjaciela, z pewnoÅ›ciÄ… byÅ‚by z Sally już daw­
no po słowie.
Forsowanie zarÄ™czyn Å‚Ä…czyÅ‚o siÄ™ z pewnym ryzykiem. Mu­
siał wpierw zyskać absolutną pewność, że Sally naprawdę go
kocha, nie zaś traktuje jak kompres na migrenowy ból głowy.
Czekanie jednak wyczerpywaÅ‚o go i zwiÄ™kszaÅ‚o jego nerwo­
wość.
Wreszcie nadeszÅ‚a chwila rozstrzygniÄ™cia. KupiÅ‚ nowy gar­
nitur i stwierdziÅ‚ w lustrze, że bardzo dobrze siÄ™ w nim pre­
zentuje. Garnitur pochłonął poważną część jego oszczędności,
ale nie były to zmarnowane pieniądze. Pójdzie w nim do
ślubu, jeżeli w ogóle coś takiego wydarzy się w jego życiu.
Był wszak pechowcem, a pechowcy lubią dmuchać na zimne.
Sprawa uczuć Sally do niego stanowiła odrębną kwestię.
Spotykali się regularnie, lecz ostatnio zauważył pewną zmianę
w jej zachowaniu. Gdy pukał, a ona otwierała drzwi, jej oczy
na jego widok nie rozświetlały się już takim blaskiem jak
dawniej.
Do domu Catherine Fletcher, w którym mieszkała Sally,
sprowadziła się Mariah Douglas. I byłby to fakt sam w sobie
nieważny, gdyby Sally nie używaÅ‚a nowej lokatorki jako pre­
tekstu do rzadszych spotkań.
Były też inne niepokojące sygnały. A wszystko zaczęło się
od tamtej nocy, którÄ… spÄ™dzili ze sobÄ… w łóżku. Niczego ta­
kiego nigdy nie planował. Po prostu rzecz sama się wydarzyła.
Taki zwyczajny zawrót głowy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl