[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ty już igrał z czasem, wzorem pieśniarza z Teos, lecz zarzekłszy się mirtu i wina,
rozstawać się nie będziesz ze swym całunem na ziemi, podobnie jak nie rozstają się
z nim muzułmanie w Mekce.
Morello zawołałem Morello, skąd ty to wiesz? Lecz ona ukryła twarz we
wezgłowiu i lekkie drżenie przebiegło jej członki. Umarła i nie słyszałem odtąd jej
głosu.
Wszelako żyło dziecię córeczka, która przyszła na świat w chwili jej zgonu
i jęła dopiero wtedy oddychać, gdy ustał oddech matki. Rosła nad podziw i w równej
mierze rozwijała się duchowo, była zaś wierną podobizną tej, co odeszła. Ukochałem
ją tak bardzo, iż zdawało się mi, że niepodobna więcej kochać dziecięcia ziemi.
Ale przed czasem zaćmił się błękit tego czystego uczucia, bowiem przysłoniły go
obłoki żałości, troski i grozy. Dziecię jak rzekłem rosło nad podziw i nad podziw
rozwijało się duchowo. Jakoż zdumiewał mnie szybki wzrost jego, lecz okropny och,
wprost okropny zamęt powstawał w mych myślach, kiedy śledziłem rozwój jego
władz umysłowych. I czyż mogło być inaczej, skoro w pojęciach dziecka odkrywałem
codziennie zdolności i dojrzałość jego matki? skoro rozwaga doświadczenia
przemawiała jego usty? i skoro we wyrazistych, zamyślonych zrenicach widywałem
co chwila przebłyski mądrości lub namiętności, niezgodnej z jego wiekiem? Zaś kiedy
to wszystko uprzytomniło się mym struchlałym zmysłom, kiedy temu brzemieniu nie
mogła już dłużej podołać ma dusza ani też otrząsnąć się z niego moja, z drżeniem
przyjmująca je świadomość czyż można się dziwić, że niepokojące, straszliwe
podejrzenia zalęgły się w mym mózgu i podążyły z lękiem me myśli w przeszłość, ku
dziwnym przepowiedniom i przerażającym poglądom nieżyjącej Morelli? Ukryłem
przed badawczymi oczyma ludzi istotę, którą przekleństwo losu zmusiło mnie
uwielbiać, i w niedostępnej samotni mojego domu czuwałem ze śmiertelną obawą nad
wszystkim, co dotyczyło mej miłej.
Z biegiem lat, w miarę jak wpatrywałem się co dnia w jej świeże, słodkie, pełne
wyrazu lica, jak zastanawiałem się nad jej dojrzewającymi kształtami codziennie
dopatrywałem się w dziecięciu nowych podobieństw do jego smętnej zmarłej
rodzicielki. Z każdą niemal godziną gęstniały cienie tego podobieństwa, coraz głębsze,
coraz oczywistsze, coraz bardziej zatrważające i osłupiające swym wyglądem.
Bowiem że jej uśmiech był podobny do uśmiechu matki, z tym mogłem się pogodzić
cóż, kiedy wzdrygałem się, widząc, iż ich uśmiechy nazbyt były t a k i e s a m e;
że oczy jej przypominały oczy Morelli, to mnie nie raziło cóż, kiedy za często
przenikały one w głębie mej duszy ze skupionym i nieodgadnionym wyrazem,
właściwym tylko samej Morelli! Niemniej z zarysów wyniosłego czoła i z pierścieni
jedwabistych włosów, i z bladych palców, co w nich się nurzały, i ze smętnych,
melodyjnych tonów jej głosu, zaś przede wszystkim och, przede wszystkim ze
zwrotów i wyrażeń zmarłej, wygłaszanych przez usta ukochanej i żywej, brały
początek me myśli, zatrute jadem grozy niby ów robak, co nigdy nie ginie.
I tak minęło lat dziesięć, a moja córka wciąż jeszcze nie miała doczesnego
imienia. Moje dziecko i moje kochanie były jedynymi określeniami, którymi
posługiwała się zazwyczaj czułość ojcowska, zaś zupełne odosobnienie zapobiegało
obcym nagabywaniom. Pospołu z Morellą umarło jej imię. Nigdy nie wspominałem
o niej córce; niepodobna mi było mówić. Ta zaś w krótkim swym życiu nie
zaczerpnęła innych wrażeń ze świata zewnętrznego prócz tych, które nasuwały się
jej w ciasnym zakresie najbliższego otoczenia. W końcu śród rozterki i niepokoju,
co mną owładły, przyszedł mi na myśl obrzęd chrztu i wydał się mi istnym
wybawieniem z ucisku mojego przeznaczenia. Wszelako u chrzcielnicy zawahałem się
z wyborem miana. Mnóstwo imion pięknych i mądrych, swojskich i cudzoziemskich,
dawniejszych i nowszych cisnęło mi się na usta mnóstwo dzwięcznych słów,
wyrażających dostojeństwo, szczęście i dobroć. Czemuż więc naruszyłem pamięć
umarłej? Co za demon poddał mi to słowo, którego samo wspomnienie sprawiało,
iż krew moja purpurową strugą przelewała się ze skroni ku sercu? Czyjaż to piekielna
moc odezwała się z głębi mej duszy, gdym w mrocznym krużganku, śród ciszy
nocnej, wyszeptał wobec świątobliwego człeka zgłoski wyrazu: Morella? I za czyjąż
to stokroć piekielniejszą sprawą drgnęły kurczowo rysy mej córki i oblokły się
bladością śmierci, kiedy porażona tym omal nieuchwytnym dzwiękiem, podniosła swe
zgasłe oczy ku niebu i powaliła się bezwładnie na czarne płyty naszego rodowego
grobowca, odpowiadajÄ…c: Oto jestem ?
Wyraznie, chłodno i spokojnie zabrzmiały w moich uszach te proste słowa,
jak gdyby wrzące ołowie wtargnęły z sykiem do mojego mózgu. Długie lata minęły,
lecz pamięć tej chwili nie przeminie nigdy! Nie zaznałem już odtąd kwiatów i wina,
a szalej i cyprys dniem i nocą roztaczały nade mną swe cienie. Zatraciłem poczucie
czasu i miejsca, gwiazdy mego losu na niebiosach pogasły, pogrążając ziemię
w ciemnościach, zaś jej postacie mijały mnie niby zwiewne cienie i nie widziałem
z nich żadnej, prócz Morelli. Wichry widnokrężne jednym tylko szumiały mi
brzmieniem, a fale morskie szemrały nieustannie: Morella! Lecz ona umarła i sam
zaniosłem ją do grobu i śmiałem się długo i gorzko, gdy nie znalazłem ani śladu
pierwszej Morelli w podziemnym grobowcu, gdzie pochowałem drugą.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]