[ Pobierz całość w formacie PDF ]

PiÄ…tek, 31 pazdziernika, godzina wychowawcza
Obudziłam się z bardzo dziwnym przeczuciem, że czeka mnie coś nieprzyjemnego.
Przez kilka minut nie wiedziałam, o co chodzi. Leżałam w łóżku i słuchałam deszczu, który
uderzał o szybę. Gruby Louie siedział w nogach łóżka, ugniatał łapkami koc i mruczał bardzo
głośno.
A potem nagle sobie przypomniałam: dziś, według mojej babki, jest dzień, w którym
moja ciężarna matka ma wyjść za mąż za mojego nauczyciela algebry w trakcie wielkiej
ceremonii w hotelu Plaza, przy akompaniamencie muzycznym zapewnionym przez Johna
Tesha.
Leżałam jeszcze minutę, żałując, że znów nie mam trzydziestu ośmiu stopni gorączki,
bo nie musiałabym wychodzić z łóżka i stawiać czoła temu wszystkiemu, a zapowiadał się
dzień pełen niewątpliwych dramatów i zranionych uczuć.
Potem przypomniałam sobie e - mail z poprzedniego wieczoru i wyskoczyłam z łóżka.
Michael jest moim tajemniczym adoratorem! Michael to Jo - Si - Rox!
A jeśli będę miała trochę szczęścia, przed końcem tego wieczoru powie mi o tym
osobiście!
PiÄ…tek, 31 pazdziernika, algebra
Pana Gianiniego nie ma dzisiaj w szkole. Mamy zastępstwo z nauczycielką, która
nazywa siÄ™ pani Krakowski.
To bardzo dziwne, że pana Gianiniego tutaj nie ma, bo rano przecież z całą pewnością
był na poddaszu. Zagraliśmy partyjkę piłkarzyków, zanim pojawił się Lars z limuzyną. Nawet
zaproponowaliśmy panu Gianiniemu, że go podrzucimy do szkoły, ale on powiedział, że
przyjedzie pózniej.
Wygląda na to, że DU%7łO pózniej.
W gruncie rzeczy nie ma tu dzisiaj mnóstwa osób. Michael, na przykład, nie zabrał się
z nami limuzyną. Lilly mówi, że miał do ostatniej chwili kłopoty z wydrukowaniem pracy,
którą chciał dzisiaj oddać.
Ale ja się zastanawiam, czy to nie dlatego, że boi się spojrzeć mi w twarz po tym, jak
przyznał się, że jest Jo - Si - Roksem.
No cóż, nie do końca się przyznał. Ale prawie.
A może nie?
Pan Howell jest trzy razy starszy niż Gilligan. Różnica wieku
między nimi wynosi 48. Po ile lat mają pan Howell i Gilligan?
T = Gilligan
3T = pan Howell
3T - T = 48
2T = 48
T = 24
Och, panie G., GDZIE pan jest?
PiÄ…tek, 31 pazdziernika, RZ
Okay.
Po raz ostatni nie doceniłam Lilly Moscovitz. I nigdy więcej nie będę jej
podejrzewała, że kierują nią jakiekolwiek inne niż absolutnie altruistyczne motywy.
Uroczyście przysięgam to tutaj na piśmie.
Wszystko stało się w czasie lunchu:
Siedzieliśmy tam sobie wszyscy - ja, mój ochroniarz, Tina Hakim Baba i jej
ochroniarz, Lilly, Boris, Shameeka i Ling Su. Michael, oczywiście, siedzi po drugiej stronie,
razem z resztą Klubu Komputerowego, więc go z nami nie było, ale poza tym byli tam
wszyscy, którzy się liczą.
Shameeka czytała nam głośno z jednej z broszur, które jej ojciec zebrał ze szkół dla
dziewcząt w New Hampshire. Każde kolejne zdanie napełniało Shameekę jeszcze większym
przerażeniem, a mnie jeszcze większym wstydem za to, że w ogóle otworzyłam te swoje
szerokie usta.
Nagle na nasz mały stolik padł cień.
Podnieśliśmy oczy.
Przed nami stało wcielone bóstwo. Przez chwilę chyba nawet Lilly wierzyła, że z
dawna oczekiwany Mesjasz wreszcie nadszedł.
Okazało się jednak, że to tylko Hank - ale taki Hank, jakiego jeszcze nigdy dotąd nie
widziałam. Miał na sobie czarny kaszmirowy sweter pod obcisłym czarnym skórzanym
płaszczem i czarne dżinsy, które zdawały się nie mieć końca na tych długich szczupłych
nogach. Jego złote włosy zostały po mistrzowsku ostrzyżone i ułożone, i - przysięgam - tak
bardzo przypominał Keanu Reevesa z Matriksa, że byłabym w stanie uwierzyć, iż przyszedł
do nas prosto z planu filmowego, gdyby nie fakt, że na nogach miał kowbojskie buty. Czarne,
drogie z wyglÄ…du, ale jednak zawsze kowbojskie buty.
Wydaje mi się, że to nie złudzenie - cały tłum w stołówce sapnął z wrażenia, widząc,
jak Hank osuwa się na krzesło przy naszym stoliku - stoliku odrzuconych, według często
słyszanego określenia.
- Cześć, Mia - powiedział Hank.
Zaczęłam gapić się na niego. Nie chodziło tylko o ubranie. Coś... coś się w nim
zmieniło. Jego głos wydawał się jakiś niższy. I pachniał... no cóż, ładnie pachniał.
- A więc - odezwała się do niego Lilly, wylizując spory fragment kremowego
nadzienia ze swojego rogalika. - Jak ci poszło?
- Dobrze - odparł Hank tym samym głębokim głosem. - Patrzysz na najnowszego
modela bielizny Calvina Kleina.
Lilly zlizała nadzienie ze swojego palca.
- Hm - powiedziała z pełnymi ustami. - No i fajnie.
- To wszystko zawdzięczam tobie, Lilly - powiedział Hank. - Gdyby nie ty, nigdy by
nie podpisali ze mnÄ… kontraktu.
I wtedy mnie oświeciło. Hank wydawał się odmieniony, bo gdzieś zniknęło jego
zaciÄ…ganie rodem z Indiany!
- Momencik, Hank - powiedziała Lilly. - Rozmawialiśmy już o tym. To twoje własne
zdolności zawiodły cię tam, gdzie się obecnie znalazłeś. Ja tylko dałam ci kilka wskazówek.
Kiedy Hank obrócił na mnie spojrzenie, zauważyłam, że jego błękitne jak niebo oczy
zwilgotniały.
- Twoja przyjaciółka, Lilly - stwierdził - zrobiła coś, czego nie zrobił dla mnie nikt,
jak długo żyję.
Spojrzałam oskarżycielsko na Lilly.
Wiedziałam. WIEDZIAAAM, że uprawiali seks.
Ale wtedy Hank dodał:
- Ona we mnie uwierzyła, Mia. Uwierzyła we mnie na tyle, by uznać, że warto mi
pomóc w pogoni za moim marzeniem... marzeniem, które hołubiłem od dziecka. Wielu ludzi -
łącznie z moimi własnymi babciami i dzia... - to znaczy z moimi dziadkami - mówiło mi, że
to marzenie ściętej głowy. Ale kiedy powiedziałem o nim Lilly, wyciągnęła do mnie dłoń -
Hank wyciągnął własną dłoń, żeby to zobrazować, i my wszyscy - ja, Lars, Tina, ochroniarz
Tiny Wahim, Shameeka i Ling Su - popatrzyliśmy na tę jego rękę, której paznokciom
zrobiono idealny manikiur - i powiedziała:  Chodz ze mną, Hank, a pomogę ci zrealizować to
marzenie .
Hank opuścił rękę.
- I wiecie, co się stało?
Wszyscy - oprócz Lilly, która nie przestała jeść - byliśmy tak zaskoczeni, że gapiliśmy
siÄ™ na niego w bezruchu.
Hank nie czekał, aż odpowiemy na pytanie. Wyjaśnił nam:
- Spełniło się. Spełniło się dzisiaj. Mój sen się ziścił. Podpisałem kontrakt z agencją
Forda. Jestem ich najnowszym modelem.
Wszyscy patrzyliśmy na niego, mrugając oczami.
- A zawdzięczam to - ciągnął Hank - tej oto kobiecie.
A potem nastąpiło coś naprawdę szokującego. Hank wstał, podszedł do krzesła, gdzie
siedziała Lilly, niewinnie dojadając rogalika i nie spodziewając się niczego, i postawił ją na
równe nogi.
A potem wszyscy w stołówce mieli okazję zobaczyć - nie wyłączając, jak
zauważyłam, Lany Weinberger i całej jej świty przy stoliku cheerleaderek - jak mój kuzyn
Hank złożył na ustach Lilly Moscovitz pocałunek. Ale jaki pocałunek! Myślałam, że wyssie z
niej z powrotem całego tego rogalika.
Wreszcie Hank przestał ją całować i wypuścił z objęć. A Lilly, która wyglądała trochę
tak, jakby ją ktoś potraktował elektrycznym paralizatorem, bezwładnie osunęła się na swoje
miejsce. Hank poprawił klapy skórzanego płaszcza i zwrócił się do mnie.
- Mia - powiedział - powtórz babci i dziadkowi, że będą musieli znalezć sobie kogoś [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl