[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z fotela, chwytając za poręcz przy barze. Weyman spróbował
mu pomóc.
Zabierz te Å‚apy warknÄ…Å‚ Gillespie. Mike, powiedz
mu, żeby mnie zostawił.
Chociaż faktycznie jestem dość blisko szpitala po-
wiedział zachwycony Mike w życiu bym się nie spodzie-
wał, że zna pan moje imię.
A o czym to niby cały dzień gadają nasi młodzi staży-
ści, jak nie o tym, co się dzieje u Mike'a? odparł Gillespie.
Co macie do picia?
Zwietne piwo, panie doktorze.
Piwo to dobra rzecz dla lenia w upalny dzień
stwierdził Gillespie. Dla twardych, wychudzonych i sta-
rych nie ma jak woda. Nie ma w niej oszustwa. Daj whisky,
Mike.
Wszyscy roześmieli się, a Gillespie, wychylając kieliszek,
zaintonował Auld Lang Syne. Gdy już prześpiewali pieśń i
wypili następną kolejkę, Gillespie rozejrzał się i powiedział:
Masz niezły lokal, Mike. Nigdy bym nie przypuszczał,
że to właśnie tu Kildare i jeszcze paru innych zaczęli się sta-
czać, aż wreszcie ich diabli wzięli.
Kildare? Jak to Kildare? zaprotestował Weyman.
Kildare nigdzie się nie stoczył, panie doktorze!
Niestety, nie masz racji pokręcił głową Gillespie. .
Kildare ma tyle wspólnego z diabłem, co pełen kufel z
pustym oświadczył Mike. To nasz dobry przyjaciel, pa-
nie doktorze.
Wasz przyjaciel powtórzył Gillespie, wyraznie zbity
z tropu.
79
Jest przyjacielem w biedzie, a to właśnie jest praw-
dziwa przyjazń potwierdził Weyman.
Tak przyznał Gillespie. I ja swojego czasu po-
kładałem w nim wielkie nadzieje, ale było to, oczywiście,
jeszcze zanim zszedł na złą drogę.
Na złą drogę? krzyknęli obaj.
Lepsi od Jimmy'ego Kildare'a rzucali się do piekła
głową w dół za jedno spojrzenie pięknych oczu powiedział
Gillespie. Trudno go za to winić. Tylko szkoda go trochę,
prawda chłopaki?
Znam go odparł Weyman lepiej niż własną kie-
szeń i wiem, że dla niego teraz nie istnieją kobiety. Jest za-
kochany w pracy, panie doktorze!
Zaraz, zaraz! przerwał Gillespie. Czemu nie
mamy być szczerzy? To mu już nie zaszkodzi. Nic mu nie
mogę zrobić, przestał być moim asystentem.
Gdybym, sądził powiedział Weyman że rzuciła
na niego cień jakaś spódniczka w dzielnicy, nie ukrywałbym
tego przed panem.
No cóż odrzekł stary doktor. Wypijmy jeszcze po
jednym i zapomnijmy o tym. Jak już ktoś raz wejdzie na złą
drogÄ™, koniec jest bliski. Zdrowie tego biedaka, Kildare'a.
Niech się cieszy względami kobiet i opieką boską!
Weyman i Mike wymienili spojrzenia i odstawili kieliszki.
Ktoś musiał pana okłamać, doktorze powiedział
Weyman.
Okłamać? Jak to okłamać? oburzył się doktor.
Mówię o tym, co widziałem na własne oczy.
Widział ją pan? zainteresował się Mike. I co,
warta tego, żeby doktor tracił dla niej głowę?
Gdybyś zobaczył tę piękną buzię i ogniste włosy, zro-
zumiałbyś, o czym mówię, Mike!
Ruda! jęknął Mike. W tym ogniu już niejeden
nawarzył sobie kaszy. Jak ona się nazywa, doktorze?
Nie mam pojęcia powiedział Gillespie. To ty
znasz tę dzielnicę od podszewki i możesz dowiedzieć się o
niej, czego tylko zechcesz.
Dostanę jej skalp zapalił się Weyman.
To będziesz miał do czynienia z Kildare'em ostrzegał
80
Gillespie. No, na mnie już czas. Dziękuję za whisky. A naj-
lepiej zrobił mi śpiew.
ZsunÄ…Å‚ siÄ™ z powrotem na fotel i ostrzegajÄ…c wzrokiem
Weymana, aby nie ważył się mu pomagać, wyjechał na ulicę.
Weyman ruszył za nim, ale po kilku niepewnych krokach
wrócił znowu do Mike'a, który wyciągnął ku niemu palec w
oskarżycielskim geście.
Niezły z ciebie przyjaciel! To ma być prawdziwy, bli-
ski przyjaciel!
Jaki przyjaciel?
Sam mówiłeś, że to twój najlepszy, jedyny w świecie
przyjaciel! Mój Boże, Weyman! Czy twoja brudna gęba nigdy
nie zapłonie rumieńcem wstydu?
Czy to moja wina, że Kildare'a omotała jakaś ruda?
jęknął Weyman.
I to takiego człowieka, który nie widzi niebezpieczeń-
stwa, dopóki nie dostanie pięścią; który nikogo o nic nie pro-
si, a jeszcze odda ostatni grosz; tego, który zajmuje się taki-
mi zapitymi chuliganami jak ty, Weyman, takiego człowieka
chcesz rzucić na pastwę jakiejś obdartej ulicznicy, która go
oślepiła? Mój Boże, Weyman, nie zapomnij o tym, kiedy na-
stępnym razem klękniesz przed ojcem O Toole.
Weymanem wyraznie miotały dwa sprzeczne uczucia
gniew na Mike'a i obawa o Kildare'a.
Zostawi szpital i pójdzie czyścić jej buty rozpaczał
Mike. Ta wydra zmarnuje mu życie, a potem jeszcze bę-
dzie się z niego śmiać za plecami.
Wiesz, że ten biedak serce ma wielkie, a rozsądku za
grosz, i zostawiasz go samemu sobie. Niech Bóg się nad tobą
zlituje!
Weyman splótł nerwowo ręce.
Znajdę ją oświadczył. I wyperswaduję jej to,
chyba że straciłem już resztki sił.
Nie ufam ci, Weyman. Whisky i śpiew, śpiew i whi-
sky, to wszystko, do czego siÄ™ nadajesz, podczas gdy biedny
doktor schodzi na psy.
XII. RUDOWAOSA PIKNOZ
James Kildare spotkał się z Gillespiem dopiero wtedy, gdy
wielki diagnosta obchodził, ku przerażeniu wszystkich zain-
teresowanych, sale chorych. W towarzystwie wybitnego spe-
cjalisty chorób mózgu, doktora Lawrence'a Corbina, zatrzy-
mywał się przy każdym łóżku, mrucząc coś przy stwierdzeniu
poprawy, dostając szału na widok niekorzystnego wykresu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]