[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zo, po czym Schomberg ze zduszonym przekleńst-
wem na ustach znikł gdzieś w głębi, aby w samot-
ności ukoić rozkołysane nerwy. Davidson wszedł
na werandę. Siedzący tam goście zauważyli gwał-
towne intermedium we drzwiach. Davidson znał
jednego z nich i kiwnął mu głową przechodząc.
Znajomy zawołał:
Prawda, jaki on wściekły? I to tak ciągle od
tamtego czasu.
Roześmiał się głośno, a jego towarzysze
uśmiechali się siedząc przy stoliku. Davidson za-
trzymał się.
Tak, rzeczywiście jest wściekły.
Davidson mówił nam, że odczuwał wtedy
jakąś tępą rezygnację. Na zewnątrz oczywiście nie
było to bardziej widoczne niż wzruszenie żółwia,
który się cofnął w głąb skorupy.
Nie widzÄ™ w tym sensu mruknÄ…Å‚ w za-
myśleniu.
Przecież oni się pobili! odrzekł znajomy
Da-vidsona.
92/194
Co takiego? Pobili siÄ™? Pobili siÄ™ z Heystem?
spyltał niedowierzająco Dawidson, srodze
zaniepokojony.
Z Heystem? Ależ nigdy w życiu! To tych
dwóch się pobiło: kapelmistrz indywiduum ob-
wożące te kobiety i Schomberg. Signor Zan-
giacomo miał atak ostrego szału od samego rana
i napadł na naszego szanownego przyjaciela.
Zaczęła się gonitwa po całym domu; drzwi trza-
skały, kobiety wrzeszczały w jadalni siedemnaś-
cie kobiet wreszcie tarzali się po podłodze, tu
na tej werandzie. Chińczycy wlezli na drzewa
hej, John! Ty. wlezć na drzewo, żeby widzieć bójka
co?
Niewzruszony Chińczyk o migdałowych
oczach mruknął coś pogardliwie, skończył wycier-
ać stół i odszedł.
To była bójka, co się zowie. Zangiacomo
zaczął. O, właśnie idzie Schomberg. Panie
Schomberg, prawda to on rzucił się na pana
wtedy, gdy ta dziewczyna znikła? Ponieważ pan
wymagałeś, żeby artystki chodziły między pub-
licznością w czasie pauzy?
Schomberg zjawił się z powrotem we
drzwiach. Podszedł do nas z godnością, ale noz-
93/194
drza mu latały i widać było, że z wysiłkiem panuje
nad głosem.
Naturalnie. To przecież należało do intere-
su. Mieszkali u mnie na szczególnie dogodnych
warunkach i wszystko to przez wzglÄ…d na was,
panowie. Chciałem rozrywki dla moich stałych
gości. Wieczorami nie ma w mieście nic do roboty.
Panowie byliście chyba wszyscy radzi, że możecie
posłuchać dobrej muzyki a cóż to złego, jeśli
się poczęstuje artystkę szklanką, grenadyny czy
czymkolwiek innym. Ale ten hultaj ten Szwed!
podszedł dziewczynę. Wszystkich tu tak samo
podchodził. Przypatruję mu się od lat. Pamiętacie
przecież, jak oplatał Marrisona?
Zrobił zwrot w tył jak na paradzie i odszedł.
Goście przy stole zamienili spojrzenia. Davidson
zachowywał się jak obojętny widz. Odgłos kroków
Schomberga, chodzÄ…cego ponuro po bilardowym
pokoju, słychać było aż na werandzie.
A co najzabawniejsze ciągnął mężczyz-
na, który zaczepił Davidsona, Anglik służący w
holenderskiej firmie najzabawniejsze jest to, że
tegoż samego dnia przed dziewiątą rano ci dwaj
pojechali jednym wózkiem do portu na poszuki-
wanie Heysta i dziewczyny. Widziałem, jak biegali
w porcie wypytujÄ…c wszystkich. Nie wiem, co byli-
by zrobili z dziewczyną, ale wyglądało mi na to,
94/194
że gotowi są rzucić się na tego pańskiego Heysta
i zabić go na środku bulwaru.
Mówił dalej, że nigdy w życiu nie widział nic
równie zabawnego. Ci dwaj ludzie dążący
gorÄ…czkowo do jednego celu spoglÄ…dali na siebie
ze zdumiewającą wściekłością. Pożerani wzajem-
ną nienawiścią i podejrzeniami, wsiedli do szalupy
i jezdzili po całym porcie od okrętu do okrętu,
wywołując niebywałą sensację. Kapitanowie,
którzy wysiedli pózniej na ląd, opowiadali o dzi-
wacznej wyprawie nieznajomych i wypytywali,
kim sÄ… ci dwaj antypatyczni wariaci rozbijajÄ…cy siÄ™
w szalupie za jakimś mężczyzną i jakąś kobietą
i rozpowiadający historię, z której nic nie można
było wyrozumieć. Przyjęcie, którego doznali w por-
cie, było na ogół nieprzychylne, a oficer jakiegoś
amerykańskiego statku wyprawił ich nawet za
burtę z niepolitycznym pośpiechem.
Tymczasem Heyst z dziewczyną byli już o do-
brych kilka mil od brzegu. Odpłynęli w nocy na
pokładzie szkunera z flotylli Tesmanów, udającego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]