[ Pobierz całość w formacie PDF ]

otworzył oczy i bezradnie rozglądał się wokół, dopóki wzrok w jego nie spoczął na klęczącym Lordzie
Kanclerzu. Wówczas twarz królewska zapłonęła gniewem:
- Co! Ty jeszcze tutaj? Na Boga Wszechmogącego, jeżeli wnet nie zajmiesz się losem tego zdrajcy,
twoja książęca mitra będzie miała jutro święto, bo braknie głowy, którą by mogła zdobić!
- O miłościwy panie, błagam o litość - odparł drżący kanclerz. - Czekałem na pieczęć jedynie.
- Czyś zmysły postradał, człeku? Leży przecie w skarbcu mała pieczęć, z którą podróżowałem był ongi
za granicą. Czyż nie wystarczy ona, skoro wielka pieczęć przepadła? Czyś ty zmysły postradał? Odejdz
teraz i bacz, abyś nie wracał tu, pokąd nie przyniesiesz jego głowy. Biednemu kanclerzowi pilno było
umknąć z niebezpiecznego sąsiedztwa, komisja zaś nie mitrężyła z udzieleniem królewskiego
autorytetu wyrokowi służalczego parlamentu i na dzień następny wyznaczyła termin ścięcia pierwszego
para Anglii, nieszczęsnego księcia Norfolka.
ROZDZIAA IX
KOROWD NA RZECE
O dziewiątej wieczorem okazały fronton pałacu od strony rzeki gorzał blaskami świateł. Samą rzekę w
kierunku miasta Londynu, jak okiem sięgnąć, pokrywały gęsto czółna przewozników i spacerowe barki.
Wszystkie burty przyozdobione były kolorowymi latarniami i łodzie kołyszące się na niewielkich falach
przypominały niezliczone grządki wielobarwnych kwiatów poruszanych łagodnym tchnieniem letniego
wietrzyka. Rozległe terasy wiodących ku wodzie kamiennych schodów (dość przestronne, by pomieścić
całą armię niejednego niemieckiego księstewka) nie lada przedstawiały widok, bo ustawiono na nich
szeregi halabardników królewskich w połyskujących pancerzach, a tłumy jaskrawo przybranych sług
biegały w gorączce przygotowań tam i z powrotem i z góry na dół.
Nagle padł jakiś rozkaz i wszystko, co żywe, natychmiast zniknęło z owych schodów. W powietrzu
zawisła cisza skupionego oczekiwania. Dokąd wzrok sięgnąć zdoła, widać było mrowie ludzi, którzy
wstawali w łodziach i osłaniając oczy od blasku latarń lub pochodni spoglądali ku pałacowi.
Do stopni terasy przybił rząd czterdziestu czy pięćdziesięciu korabi dworskich. Były one bogato złocone,
a wspaniałe rzezby zdobiły ich wysokie dzioby i rufy. Na niektórych powiewały bandery lub proporce,
inne przystrojone były złotogłowiem i arrasami tkanymi w herbowe znaki, nad innymi trzepotały
jedwabne flagi naszywane mnóstwem srebrnych dzwoneczków, które przy lada podmuchu wiatru
dzwięczały radosną muzyką. Znalazłbyś jednak korabie o wyższych jeszcze ambicjach, gdyż należały
do szlachetnie urodzonych dworzan z najbliższego otoczenia królewicza. Miały burty malowniczo
dekorowane szeregiem tarcz wspaniale zdobnych w heraldyczne godła. Statki dworskie ciągnione były
przez holowniki, na każdym zaś holowniku znajdował się prócz wioślarzy oddział żołnierzy w lśniących
szyszakach i półpancerzach oraz grupa muzykantów.
W wielkiej bramie ukazała się straż przednia oczekiwanego pochodu - oddział halabardników. "Mieli oni
na sobie obcisłe, krótkie spodnie w czarne i żółte pasy, aksamitne czapy ze srebrnymi różami po
bokach, kaftany z wiśniowego i modrego sukna, z tyłu i z przodu zdobne trzema piórami - złotem
szytym herbem królewicza. Drzewca halabard okrywał purpurowy aksamit nabijany pozłocistymi
ćwiekami i przybrany złotymi chwasty. Dwa rzędy halabardników zwróciły się w prawo i w lewo, aby
uformować dwa długie szeregi sięgające od pałacowej bramy aż po skraj wody. Wówczas hajducy w
szkarłatnozłotej liberii księcia Walii rozwinęli gruby kobierzec czy też sukno w pasy i usłali nim drogę
pomiędzy szeregami. Z wnętrza pałacu rozbrzmiały dzwięki trąb, kapele z łodzi odpowiedziały żywą
melodią, a dwaj marszałkowie dworu z białymi laskami wyszli z bramy powolnym, uroczystym krokiem.
Za nimi postępował urzędnik niosący buławę miejską, dalej drugi z mieczem miasta Londynu, potem
kilku setników gwardii municypalnej z wszelkimi odznakami swej godności i herbami no rękawach,
potem spowity rycerskim płaszczem wielki herold kapituły Orderu Podwiązki, potem kilku rycerzy
Orderu Aazni, z których każdy miał rękawy przyozdobione białą koronką, potem ich giermkowie, potem
sędziowie w beretach i szkarłatnych togach, potem Lord Wielki Kanclerz Anglii w purpurowej szacie
otwartej z przodu, a lamowanej gronostajami, potem deputacja rajców miejskich w czerwonych
płaszczach, potem zaś starsi rozmaitych cechów odziani w uroczyste szaty. Następnie ukazało się i
zeszły go schodach dwunastu fran- cuskiej szlachty, wspaniale ubranych w stroje, na które składały się
pikowane kaftany z białego; przetykanego złotem jedwabiu, krótkie pelerynki z purpurowego aksamitu
podbitego fiołkową taftą i cieliste haut-de-chausses. Panowie ci należeli do orszaku ambasadora [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl