[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Czemu oszukujecie ludzi? Zawsze chciałem zrobić to samo - Olbrzym wyjął portfel,
którego widok wyraznie uspokoił szefa sali. - Trzy razy shake i trzy ciastka z jagodami -
zamówił.
Obsłużono nas błyskawicznie. Pozostali klienci jeszcze przez chwilę porównywali
swoje hamburgery z tymi na zdjęciach obok menu.
W milczeniu wracaliśmy do szpitala.
W sali Pawła był już tylko jeden lekarz.
- Jest pan pewien, że chce się wypisać? - pytał medyk.
- Tak, czuję się dobrze - powiedział Paweł.
Stało się zgodnie z jego wolą. Badania tomograficzne nie stwierdziły żadnych zmian w
organizmie Pawła, nie był połamany, tylko lekko obity i miał rozbity łuk brwiowy.
Odwiedziliśmy Kryska otoczonego troskliwą opieką. Był w o wiele lepszym stanie niż
Paweł i też zapowiadał rychłe wyjście ze szpitala.
- Paweł, odegramy się w Rosji! - zawołał na widok naszej trójki.
- Chyba już jesteśmy bez szans - smutno pokiwał Paweł.
- Co ty?! - Krysek był zdumiony. -W sporcie trzeba walczyć do końca. Nie tylko dla
wyniku, ale żeby udowodnić sobie i innym, że potrafisz pokonać przeciwności losu. Zresztą
odwołano wyścig na tym odcinku, na którym mieliśmy wypadek. Następnego też nie było.
Pozostaje nam tylko sześć w Rosji i ty pojedziesz ze mną!
- Znajdz lepszego pilota - oponował Paweł.
- Chłopie! Jesteś dobry - przekonywał go Krysek. - Ostatnie odcinki robiłeś jak w
amoku. Byłeś fenomenalny!
- Zobaczymy - mruknął mój podwładny.
Byłem przekonany, że wszystkie wątpliwości znikną pod wpływem jednego spojrzenia
Monice.
Pojechaliśmy do domu Olbrzyma przebrać się w odpowiednie stroje na wieczór. Paweł
założył wygodne obuwie sportowe zdejmując bandaż przytrzymujący opatrunek nasiąknięty
płynem zmniejszającym opuchliznę.
- Czy to ci nie zaszkodzi? - upewniałem się mając na myśli zmianę obuwia.
- Wszystko będzie w porządku, szefie. Na noc zrobię sobie nowy okład.
Olbrzym poszedł przygotować kolację. Paweł siedział na schodkach werandy patrząc
na jezioro. W ustach trzymał łodygę jakiejś trawy.
- Co cię trapi? - zapytałem go.
- Radio.
- Ktoś je zagłuszył?
- Jestem pewien. Następna załoga miała to samo, ale kolejne już nie.
- Myślisz, że to Batura?
- Któż by inny?
- Ciekawe, z kim on współpracuje? - zastanawiałem się.
- Z tym, kto zyskał na naszych wypadkach. Lucik po wypadku spadł na daleką
pozycję. Shimana i my też. Pierwszy jest Micek w fordzie, a za nim Konkus na peugeocie,
Kluge i Messer w audi.
- Słyszałem, że Messer jest nowym w branży, ale robi oszałamiające postępy - wtrącił
Olbrzym wnoszÄ…c talerze z jajecznicÄ… i chleb.
Po posiłku wsiedliśmy do Rosynanta i pojechaliśmy do olsztyńskiej jedynki. Przed
liceum, na skwerku obok popiersia Mickiewicza, kłębił się tłum młodzieży. Weszliśmy do
środka okazując swoje zaproszenia. Wystrój auli zmieniono. Wszystkie krzesła wyniesiono,
zostawiając tylko kilkanaście z boku, pod oknami. Usiedliśmy na końcu i czekaliśmy. Część
widzów cierpliwie czekała siedząc wprost na parkiecie. Gdy pojawili się muzycy i zabrzmiały
pierwsze takty, zaczęło schodzić się więcej ludzi. Olbrzym uważnie notował kolejność
wykonywanych utworów i reakcje młodzieży. Zespół z Morąga grał poprawnie i chociaż nie
znam się na muzyce, to dzwięki kompozycji  Pink Floyd wyraznie odróżniały się na tle
sieczki oferowanej współcześnie w radio.
Gdy na sali było już ciemno, do Pawła podszedł Tomek. Paweł skinął głową i obaj
wyszli, przeciskając się przez gęstniejący tłum licealistów.
***
Zeszliśmy na parter i skręciliśmy w lewo. Tomek bezbłędnie poprowadził mnie
między pracownikami ochrony i zaprowadził wpierw na pierwsze piętro, a potem na strych.
Stanęliśmy przed drzwiami pomalowanymi farbą w kolorze ultramaryny. Zamek był solidny,
jeszcze poniemiecki, podobnie zawiasy. O wyważeniu takich drzwi nie mogło być mowy. Z
kieszeni wyjąłem mój uniwersalny scyzoryk i wybrałem odpowiednio mocne, wąskie ostrze o
stożkowym kształcie. Nie wiem, do czego miało służyć według producentów, ale do
otwierania niemieckich drzwi nadawało się idealnie. Drzwi nawet nie skrzypnęły.
- Dziś wpuściłem trochę  WD-40 w zawiasy - pochwalił się Tomek.
Wyjąłem moją ołówkową latarkę, dającą silne światło, lecz o bardzo wąskim stożku.
Tomek miał tak zwaną czołówkę, ale na razie jej nie zapalał.
- Czego właściwie szukamy? - zapytał Tomek.
- Dziwnych znaków, niemieckich napisów.
- O, tego będzie tu sporo.
Na poddaszu liceum panował typowy dla takich miejsc zaduch starości, kurzu i
tajemnicy. Z dołu dobiegały dzwięki muzyki, a my ostrożnie, by za bardzo nie skrzypieć
starymi deskami podłogi, szukaliśmy. Po kilkudziesięciu minutach obejrzeliśmy już wszystkie
kąty, starannie omijając nieliczne okienka, by światła latarek nie zdradziły nas. Sprawdziliśmy
stertę szmat w kącie, skrzynie, które wyglądały obiecująco, a mieściły w swym wnętrzu
czerwone szturmówki.
- Poddaję się - jęknął Tomek wycierając twarz z potu.
- Sprawdzmy jeszcze raz dokładnie miejsce nad aulą - zaproponowałem.
Podłoga strychu nad aulą lekko unosiła się na wysokość trzech schodków. Były tam
szyby kominowe i nawet mała kanciapa z miotłami. Przypadkiem promień latarki Tomka padł
na poziomą belkę i ujrzałem napis:  Tauryd . Musiał to być klucz do skrytki!
Obejrzałem dzwigar dokładnie, ale nic tam nie zobaczyłem, żadnej skrytki.
- Od góry - zaproponował Tomek.
Stanąłem na jego ramionach i spojrzałem na zakurzoną powierzchnię belki.
Dmuchnąłem i w powietrze poszybowały wielkie kłęby kurzu.
- I co? I co? - jęczał Tomek pod moim ciężarem.
Mruknąłem zadowolony. Oto moim oczom ukazał się prostokąt wyciętej w belce
deski. Prawdopodobnie już dawno ktoś dłutem wykonał skrytkę, którą przykrywano
przygotowaną na wymiar przykrywką. Scyzorykiem lekko podważyłem wieko i już mogłem
wyjąć małą piersiówkę. Schowek miał długość około trzydziestu centymetrów i szerokość
dwudziestu, lecz był pusty.
- Ale łup - Tomek był zawiedziony. - Stara gorzałka - lekceważąco machnął ręką.
- Popatrz, jaka - palcem wskazałem mu godło Panzerdivision Waffen-SS  Wiking . [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl