[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wy aksamit nabijany pozłocistymi ćwiekami i przybrany złotymi chwasty. Dwa rzędy hala-
bardników zwróciły się w prawo i w lewo, aby uformować dwa długie szeregi sięgające od
pałacowej bramy aż po skraj wody. Wówczas hajducy w szkarłatnozłotej liberii księcia Walii
rozwinęli gruby kobierzec czy też sukno w pasy i usłali nim drogę pomiędzy szeregami. Z
wnętrza pałacu rozbrzmiały dzwięki trąb, kapele z łodzi odpowiedziały żywą melodią, a dwaj
marszałkowie dworu z białymi laskami wyszli z bramy powolnym, uroczystym krokiem. Za
nimi postępował urzędnik niosący buławę miejską, dalej drugi z mieczem miasta Londynu,
potem kilku setników gwardii municypalnej z wszelkimi odznakami swej godności i herbami
no rękawach, potem spowity rycerskim płaszczem wielki herold kapituły Orderu Podwiązki,
potem kilku rycerzy Orderu Aazni, z których każdy miał rękawy przyozdobione białą koron-
ką, potem ich giermkowie, potem sędziowie w beretach i szkarłatnych togach, potem Lord
Wielki Kanclerz Anglii w purpurowej szacie otwartej z przodu, a lamowanej gronostajami,
potem deputacja rajców miejskich w czerwonych płaszczach, potem zaś starsi rozmaitych
cechów odziani w uroczyste szaty. Następnie ukazało się i zeszły go schodach dwunastu fran-
28
cuskiej szlachty, wspaniale ubranych w stroje, na które składały się pikowane kaftany z białe-
go; przetykanego złotem jedwabiu, krótkie pelerynki z purpurowego aksamitu podbitego fioł-
kową taftą i cieliste haut-de-chausses. Panowie ci należeli do orszaku ambasadora francuskie-
go, za nimi zaś kroczyło dwunastu kawalerów ze świty ambasadora hiszpańskiego, odzianych
w czarny aksamit nie skalany żadną ozdobą. Pochód zamykało kilkunastu angielskich wiel-
możów, każdy ze swym pocztem.
Za pałacowym murem zagrzmiały trąby; w bramie stanął wuj królewicza (w niedalekiej
przyszłości potężny książę Somerset), ubrany w  kaftan z czarnego złotogłowiu i purpurowy
atłasowy płaszcz haftowany w złote kwiaty na tle srebrzystej siatki . Odwrócił się, zerwał z
głowy beret z pióropuszem, zgiął się w niskim pokłonie i zaczął postępować tyłem, za każ-
dym krokiem bijąc pokłony. Trąby raz jeszcze zagrzmiały długą fanfarą; rozległ się okrzyk:
 Miejsce dla miłościwego a potężnego Edwarda, księcia Walii! Wysoko, na murach pałaco-
wych, z łoskotem gromu wykwitły długą wstęgą czerwone języki płomieni. Zebrana na rzece
ciżba huknęła potężnym rykiem radosnego powitania. Tom Canty  przyczyna i bohater całe-
go widowiska  ukazawszy się pochylił nieco dostojną głowę.
Był on  wspaniale przybrany w biały atłasowy kaftan o wyłogach ze szkarłatnej jedwabnej
materii usianej diamentowym pyłem i lamowanej gronostajami. Z ramion spływał mu, zdob-
ny trzema herbowymi piórami, płaszcz z białego złotogłowiu podbity błękitnym atłasem,
przystrojony perłami i klejnotami, a spięty brylantową agrafą. Na szyi zawieszony miał Order
Podwiązki oraz kilka najwyższych orderów zagranicznych . Ilekroć światło padło na króle-
wicza, klejnoty odpowiadały wnet oślepiającym blaskiem.
Jakiż to widok dla cię, Tomie Canty, chłopcze zrodzony w norze, chowany w londyńskich
rynsztokach, tak dobrze obeznany z łachmanami, brudem i nędzą!
29
ROZDZIAA X
KRÓLEWICZ W OPAAACH
Rozstaliśmy się z Johnem Canty, gdy wlókł on prawdziwego królewicza na Offal Court, a
wrzaskliwy, rozochocony motłoch następował mu na pięty. Jeden tylko człowiek w tym tłu-
mie próbował nieśmiałym słówkiem wstawić się za jeńcem; nikt nie baczył nań wszakże, nikt
nie słyszał go nawet wśród niezmiernej wrzawy. Królewicz walczył o wolność i w dalszym
ciągu miotał się, oburzony na obelgi, które musiał znosić, lecz John Canty stracił wreszcie
cierpliwość i porwany nagłym szałem wzniósł dębową pałkę nad głową księcia. Wówczas ten
jedyny, który prosił o litość dla chłopca, rzucił się, aby powstrzymać męskie ramię, i cios
spadł na jego własną rękę.
 Będziesz ty się tu wtrącał, co?  ryknął John Canty.  No, to masz za swoje! Masz!
Pałka spadła na głowę natręta, rozległ się jęk, ciemna postać osunąwszy się na ziemię pod
stopy ciżby legła bezwładnie, opuszczona w ciemnościach nocy. Tłum spieszył dalej, a drob-
ny ów epizod nie zakłócił bynajmniej powszechnej uciechy.
Królewicz znalazł się wnet w siedzibie Johna Canty, który zamknął drzwi przed nosem
ciekawych. Przy wątłym świetle łojówki osadzonej w butelce chłopiec mógł obejrzeć z grub-
sza ohydną norę oraz jej mieszkańców. Dwie niechlujne dziewczyny i kobieta w średnim
wieku tuliły się do ściany w jednym kącie; sprawiały wrażenie zwierząt przywykłych do złe-
go traktowania i ze strachem oczekujących nowej udręki. Z drugiego kąta wypełzła chuder- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl