[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Niezupełnie. Mam młodszego brata i wuja, którego bardzo lubię. A pani?
- Moi rodzice zginęli przed rokiem na regatach żeglarskich.
- Straszne. Czyli oboje jesteśmy sierotami.
60
S
R
Sally rozejrzała się po mieszkaniu Roberta. Odkryła prawdziwy bumerang.
Dotychczas uważała tę broń za nieszkodliwą zabawkę. Ale teraz zobaczyła, jak grozne
mogą być jej ostre brzegi.
- Jeżeli ktoś umie się tym posługiwać, to bumerang staje się niebezpieczną bronią
myśliwską - wyjaśnił Robert. - To bardzo pomysłowy wynalazek. Jeżeli nie trafia do celu,
to wraca do osoby rzucającej i nie zostawia żadnych zdradzieckich śladów.
Obok dużego okna na taras Sally spostrzegła sztalugi przykryte folią.
- Mogę zajrzeć? - spytała.
Odsłoniła folię i popatrzyła na obraz. Był to widok z tarasu na północny fragment
wybrzeża.
- Jeszcze nie jest gotowy - pospieszył Robert z wyjaśnieniem.
- Ale jest śliczny! Nie wiedziałam, że pan jest artystą.
Robert zaśmiał się. - Artysta to przesada.
- Czy będę mogła zobaczyć ten obraz przy dziennym świetle?
- Kiedy tylko pani sobie życzy - odpowiedział nalewając wino.
- Wyśmienite - Sally skosztowała wina i z lubością zamknęła oczy.
- Australijskie. Pochodzi z farmy mojego wuja i absolutnie nie jest na sprzedaż.
- To chyba zależy od ceny, prawda?
- Nie. To wino może być jedynie ofiarowane dobrym przyjaciołom.
Płyta się skończyła i zapanowała nagła cisza.
Sally odstawiła kieliszek i zwróciła głowę w kierunku Roberta. Zauważyła, że ją
obserwował. Poczuła się nieswojo.
- Myślę, że będzie lepiej, gdy sobie pójdę - powiedziała niepewnie. - Rano muszę
wcześnie wstać.
Twarz Roberta zachmurzyła się na myśl, że tak szybko chce go opuścić.
- Co pani właściwie robi tak wcześnie rano?
- PatroszÄ™ ryby.
- Po co?
- %7łeby zbadać ich wnętrzności.
- Chce pani przepowiadać przyszłość?
61
S
R
Sally z uśmiechem potrząsnęła głową. - Nie. Potrzebne mi to do analizy chemicznej.
Ale proszę się nie obawiać. Robię to szybko i nie brudzę. Szef kuchni nie ma nic
przeciwko temu. A gdy przychodzi reszta personelu, ryby już od dawna leżą wypatroszone
i czyste w lodówce. Mam nadzieję, że panu to również nie przeszkadza?
- Nie. Oczywiście, że nie. Dobrej zabawy.
Urok chwili i romantyczny nastrój prysnęły. Robert uprzejmie otworzył drzwi.
- Myślę, że trafi pani - powiedział z chłodnym uśmiechem.
Sally była zdziwiona i rozczarowana, że na pożegnanie nawet nie próbował jej
pocałować. Wahała się przez moment, ale Robert wyglądał, jakby stracił całe zaintere-
sowanie jej osobÄ….
- Dobranoc - powiedział krótko.
- Do jutra. - Sally czuła się oszukana. Wiedziała, że popełniła poważny błąd.
Dlaczego tak go odepchnęła? A może on po prostu wcale nie miał zamiaru jej pocałować?
Czasem Sally była nieszczęśliwa, że jest kobietą i całą inicjatywę musi zostawić
mężczyznie. Oczywiście, że istniały sposoby, by kobieta dała mężczyznie do zro-
zumienia, że jej na nim zależy. Ale tego wieczoru zachowała się chyba całkiem zle.
Gdy Sally wychodziła z windy, natknęła się na Judy.
- Przeszedł pani ból głowy?
- Dziękuję. Wyjdę trochę na świeże powietrze. Winda jedzie do góry?
- Nie, na dół.
Judy popatrzyła oschle i weszła do kabiny. - Jakby specjalnie dla mnie -
powiedziała ze sztucznym uśmiechem.
Sally doskonale wiedziała, co Judy pomyślała sobie o niej. Ale przecież była dość
wczesna godzina. Nie było w tym nic niestosownego, że o tej porze wychodzi z
mieszkania Roberta. Na pewno nie była jedyną dziewczyną przyjmowaną na górze.
Tej nocy Sally nie mogła zasnąć. Niespokojnie przewracała się z boku na bok.
Dlaczego Robert pożegnał ją tak gwałtownie? Cały czas wyobrażała sobie, jak by to było,
gdyby ją delikatnie pocałował i objął. Jej serce przepełniała gorycz.
Następnego ranka o wpół do szóstej Sally poszła na targ rybny przy porcie. Panował
tam ożywiony ruch - gospodynie domowe i kucharze hotelowi z całej okolicy
zaopatrywali się w świeże ryby.
62
S
R
Sally była zaskoczona wielością towaru na straganach. Olbrzymie chłodnie stały już
załadowane. Zawoziły towar do Palmy, gdzie popyt na ryby był wyjątkowo duży.
Dziewczyna słyszała, że część ryb przekazywano do fabryki konserw albo je wędzono.
Niestety nie można już było kupować ryb bezpośrednio z łodzi. Minęły już te czasy,
gdy po przetańczonej nocy czekało się w porcie na wracających rybaków i targowało z
nimi o cenę ryb. - Niewątpliwie ciężko pracujący rybacy nie byli zadowoleni, gdy turyści
bez przerwy przeszkadzali im w wyładunku łodzi. Kupowanie ryb z łodzi było teraz
oficjalnie zabronione. Każdy chodził na targ.
Sally nie miała trudności z wyborem. Kazała po prostu zapakować sobie po jednej
sztuce z każdego gatunku ryb, muszli i innych stworzeń morskich.
Duży kosz na zakupy pożyczony w kuchni szybko wypełnił się po brzegi. Dzwigała
go z trudem. Zadowolona wracała do domu, żeby jak najprędzej zabrać się do pracy. Dla
kogoś innego byłoby to na pewno wstrętne zajęcie, i do tego przed śniadaniem. Sally
[ Pobierz całość w formacie PDF ]