[ Pobierz całość w formacie PDF ]
schodów i podążał przez ogród do swego domku. Dogoniła go i wzięła
pod ramiÄ™.
Haraldzie!
W głosie jej brzmiała odrobina gniewu i gorąca prośba.
Odwrócił się i popatrzył na nią z wielką powagą.
No i cóż, Katie?
Pocałuj mnie, ty niedobry Haraldzie!
Otoczył ją ramieniem i przycisnął ku sobie.
Dobranoc, Katie! Zpij dobrze! powiedział i pocałował ją
w usta.
Pocałunek ten wydał się jej zbyt chłodny. Zarzuciła ręce na szyję
Haralda i kilka razy namiętnie przywarła wargami do jego ust. Potem
puściła go i zapytała z błyszczącymi oczyma:
Czy wiesz, czym jesteÅ›?
Czym, Katie?
Potworem! Potworem bez serca!
Zaśmiał się i ucałował jej dłonie. Pogłaskał je pieszczotliwym
ruchem.
Widzisz, Katie, zupełnie zbielały. I nigdy już na nikogo nie
podniesiesz ręki, przyrzeknij mi to, kochanie.
A jeżeli służące będą nieposłuszne?
Wtedy zwróć się do mnie. Jestem jednak pewien, że będą
słuchały, gdy zaczniesz z nimi postępować łagodniej. Dobrocią można
osiągnąć znacznie więcej, niż złością. Zwolnij jutro na cały dzień Zobah,
wtedy zapomni o wszystkim.
Aagodny ton jego głosu wywarł na niej wrażenie, potem jednak
znowu zatriumfowało uczucie przekory.
A jeżeli tego nie uczynię? Jeżeli znowu wybiję Zobah, to wstrętne
stworzenie? Powinnam ją ukarać za ten przykry wieczór.
Cofnął się o kilka kroków.
Zrobisz, jak zechcesz. Dobranoc!
Wtedy Katie znowu zawisła mu na szyi.
Pocałuj mnie raz jeszcze, a wszystko uczynię dla ciebie.
70
Spełnił jej życzenie, lecz w sercu jego nie było radości. Czuł się
znużony ciągłymi sprzeczkami. Katie po każdej takiej utarczce nabie
rała humoru, była pełna życia i werwy, Harald stawał się smutny
i przygnębiony. Pragnął, aby między nim i Katie panowała harmonia,
czuł, że w ostatnich czasach stał się nerwowy i rozdrażniony,
Najwyższy czas, aby odpocząć i wyjechać do Europy dla
poprawy zdrowia pomyślał.
Odprowadził Katie na ganek, prosząc ją, aby w lekkiej sukni nie
wychodziła do ogrodu, gdyż o tej porze jest chłodno i łatwo się
przeziębić.
Powracając do domu, przypomniał sobie, że nie powiedział Katie
o liście Marleny. Zabrał go przecież po to, aby go jej pokazać.
Znalazłszy się w swoim pokoju, przeczytał go ponownie. Ogarnęło go
uczucie głębokiego spokoju. Stwierdził ogromną różnicę między cha
rakterem Katie i Marleny. Czy Marlena uderzyłaby służącą, czy w ogóle
potrafiłaby podnieść na kogoś rękę?
Potrząsnął głową. Co za niemądre myśli! Służba w Europie nie
pozwoliłaby na to. Ale nawet gdyby to było możliwe, gdyby Marlena
mieszkała tutaj, nie uderzyłaby z pewnością służącej, nie byłaby do tego
zdolna.
Przez chwilę siedział, pogrążony w zadumie, a myśli jego biegły do
kraju. Ogarnęła go znowu szalona tęsknota. Myślał o swej matce.
Gdyby żyła, przyprowadziłby do niej Katie i powiedziałby:
Matko, naucz ją, aby stała się podobna do ciebie!
Czy taka rzecz była prawdopodobna? Czy Katie pozbyłaby się
swoich wad pod wpływem dobrej, mądrej i szlachetnej kobiety? Czy
Marlena uzyska na nią wpływ? Miła, kochana siostrzyczka Marlena? A
może Katie poprawi się, może zmieni się na lepsze? Trzeba tylko uzbroić
się w cierpliwość, trzeba wciąż czuwać nad Katie.
Westchnął ciężko, jakby zupełnie już stracił nadzieję. Wtedy wpadło
mu na myśl, że nie zawiadomił dotąd nikogo w Hamburgu o swoich
zaręczynach. Powinien był przecież listownie oznajmić o tym Marlenie
i Zeidlerowi. Nie miał dużo czasu, postanowił więc, że napisze jeszcze
dziś wieczorem list do Marleny. To zupełnie wystarczy. Do pana
Zeidlera skreśli tylko parę zdań, Marlena wyda wówczas pani Darlag
polecenia, aby przygotowała apartamenty dla jego młodej żony.
71
Harald postanowił, że poprosi także Marlenę, aby zajęła się Katie.
Aatwiej było wypowiedzieć tę prośbę listownie niż ustnie. Zasiadł przy
biurku i napisał długi, szczegółowy list do Marleny. Powierzał jej
wszystkie swoje kłopoty i troski, zwracał się do niej, jak do dobrej,
kochającej siostry. Przyniosło mu to ogromną ulgę. Miał uczucie, że
Marlena go doskonale zrozumie i postara się mu pomóc. Katie
z pewnością zmieni się pod jej dobroczynnym wpływem.
Skończywszy pisanie listu, udał się na spoczynek, mając w duszy
uczucie błogiego spokoju.
* *
Nadszedł kwiecień. Ruch w porcie był teraz o wiele większy
niż podczas zimy. Oprócz okrętów handlowych pływało po rzece
mnóstwo statków pasażerskich i spacerowych. Zwłaszcza przy pię
knej pogodzie roiło się od statków, które wiozły wiele osób na wycie
czki.
Było to w niedzielę. Słońce świeciło, dzień był ciepły, prawdziwie
wiosenny. Marlena przechadzała się po ogrodzie, wciągając z rozkoszą
w płuca świeżą, wilgotną woń ziemi. Z radością spoglądała na gałęzie,
pokryte nabrzmiałymi pąkami, na pierwsze zielone pędy. Gdzieniegdzie
ukazywały się już listki, trawa wysuwała kiełki spod ziemi, która
pokrywała się świeżą runią.
Marlena patrzyła na ruch panujący na rzece. Nagle zdjęła ją ochota,
aby także objechać cały port. Szybko weszła do domu i przywołała panią
Darlag.
Czy pani chce przejechać się łódką wokoło portu? Słońce świeci,
ciepło jest jak w maju, a w porcie panuje taki ruch.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]