[ Pobierz całość w formacie PDF ]
najlepszymi przyjaciółkami.
Vivian podeszła i położyła jej dłoń na ramieniu.
Kochanie, pan Greenfield nie jest, w przeci-
wieństwie do nas, przyzwyczajony do tak żywioło-
wego zachowania upomniała córkę łagodnie.
Obawiam się, że go wystraszyłaś.
Absurd! obruszył się Will. A niby czego
miałem się przestraszyć? Po prostu nie wiedziałem,
o co chodzi. Poza tym nie miałem najmniejszego
zamiaru doprowadzić cię do Carrie. Mam nadzieję,
że nie zrobiłem jej w ten sposób przykrości.
Oczywiście, że nie! Na początku była trochę
speszona i sztywna, jakby się wstydziła, przez co
Rodzinne spotkanie 177
musiała przejść, ale udało mi się ją przekonać, że nie
ma ku temu najmniejszego powodu. Podziwiam jej
pracowitość, samozaparcie i odwagę.
Fakt, nie było jej łatwo.
Vivian objęła córkę ramieniem.
Mam nadzieję, że zaprosiłaś ją do nas na
kolacjÄ™.
Owszem, zaprosiłam, tylko że Carrie wolałaby
nie zostawiać mamy samej w domu.
Ależ kochanie, z przyjemnością poznam panią
Rand. Pocałowała córkę w czoło. Umówcie się
i daj mi znać.
Dziękuję, mamo. Wtakim razie od razu pójdę
do niej zadzwonić. Vanessa zawróciła do domu.
Jeszcze raz dziękuję, Will rzuciła przez ramię.
Bardzo przepraszam za moją córkę. Nie powin-
na zwracać się do pana po imieniu. Spodziewam się,
że wolałby pan bardziej oficjalną formę.
Nic bardziej mylnego. Lubił, gdy mówiono do
niego Will, nie potrafił jednak sobie wyobrazić, by
zwracała się tak do niego pani Shaw. Bez wyraznej
przyczyny czuł, że powinien mieć się przy niej cały
czas na baczności, dlatego nie chciał się spoufalać.
Jednak z drugiej strony czuł niewytłumaczalną
potrzebę, by postępować w taki sposób, jak tego się
po nim spodziewała...
Nie mam nic przeciwko temu, żeby pani
i Vanessa mówiły do mnie per Will oznajmił po
chwili.
Och, to miłe. Jestem Vivian powiedziała
spontanicznie, zarazem jednak miała poczucie,
178 Judy Christenberry
jakby podjęła wyzwanie. Niby przejść z kimś na ty
to żadna sprawa, a jednak w tym wypadku...
Oczywiście. Z przyjemnością, Vivian. A teraz
pozwól, że się pożegnam. Naprawdę mam mnóstwo
pracy.
Pamiętaj, żeby dać nam znać, gdy tylko do-
wiesz siÄ™ czegoÅ› nowego.
Naturalnie.
Skłonił się lekko i odszedł, unikając w ten sposób
powtórnego zwrócenia się do niej per Vivian. Nie
wiedzieć czemu, nie umiał wymówić jej imienia bez
poczucia, że dokonuje swoistego świętokradztwa.
Całkowicie mu się to nie podobało. Wdodatku, wbrew
swojej woli oczywiście, wciąż wyobrażał sobie ją
w dużo mniej oficjalnych sytuacjach... Pamiętał
dreszcz, jaki przebiegł mu po całym ciele, gdy dotknął
jej gładkiej, miękkiej dłoni. A co by było, gdyby rzuciła
mu się na szyję jak Vanessa? Z pewnością bardzo by
mu się to spodobało... Na pewno przycisnąłby ją do
siebie, by jeszcze mocniej poczuć przy sobie jej kształt-
ne, zgrabne ciało. Przytuliłby ją i...
Stop! Jak mógł o czymś takim w ogóle myśleć?!
On, znany ze swego pragmatyzmu i opanowania,
z tego, że nikomu nie ufał i świetnie panował nad
emocjami. Nie powinien wyobrażać sobie pani
Shaw... to znaczy Vivian... w takiej sytuacji. Sugero-
wałoby to bowiem, że coś między nimi jest, a prze-
cież to kompletna bzdura.
Potrząsnął głową z dezaprobatą. Tak się zapamię-
tał w snuciu zupełnie niestosownych wizji, że minął
biuro...
Rodzinne spotkanie 179
Will miał już dosyć przeszukiwania niekończą-
cych się baz danych. Właśnie zaczął Arkansas ostat-
ni z ościennych stanów, jaki mu pozostał. Jak
zawsze rozpoczÄ…Å‚ od nazwisk na literÄ™ B. Gdy nie
przynosiło to żadnych efektów, przeglądał literę A,
potem C, i tak dalej, aż do końca alfabetu.
Carrie? zawołał w pewnej chwili.
Słucham? Zajrzała do gabinetu, zaniepokojo-
na tonem jego głosu. Coś się stało?
Od dnia, w którym umówiła się z Vanessą na
lunch, była znacznie pogodniejsza. Choć się tego nie
spodziewał, bardzo ucieszyła go ta zmiana. Starał się
chronić Carrie przed wszelkimi przykrościami, któ-
rych i tak nie szczędziło jej życie, lecz w tym
przypadku jego obawy okazały się płonne.
Sprawdz w papierach, czy Vanessa na pewno
ma dwadzieścia dwa lata.
Z całą pewnością tak. Jesteśmy z tego samego
roku. Czemu pytasz?
Bo chyba odnalazłem jej siostrę. Przyjrzał się
uważnie informacjom zawartym w bazie. To
jedna z blizniaczek. Były dwulatkami, gdy rodzice
zginęli, teraz więc powinny mieć dwadzieścia czte-
ry lata. Zupełnie jak ta dziewczyna tutaj. Wskazał
na monitor.
Carrie zajrzała mu przez ramię.
Ta z nazwiskiem Barlow w nawiasie?
Tak, właśnie ta. Wiek się zgadza... Ale naj-
pierw muszę się z nią spotkać, żeby mieć całkowitą
pewność. Zaraz do niej zadzwonię.
Will, wiem, jakie to ważne, ale proszę, nie
180 Judy Christenberry
odwołuj przez to dzisiejszego wieczoru. Mama
bardzo liczy na twoją obecność. Ma niezłą tremę
przed spotkaniem z paniÄ… Shaw.
Zupełnie niepotrzebnie. Wiesz, że nie lubię
tych wszystkich bogaczy, ale muszę przyznać, że
pani Shaw to sympatyczna, porzÄ…dna kobieta.
A do tego jaka piękna, dodał w duchu.
Owszem. Też już to wiem, ale mama jeszcze
nie. To jak, będziesz na tej kolacji?
Jasne, przecież obiecałem. Zdążę wszystko
załatwić i stawię się punktualnie.
Dzięki! Uśmiechnęła się i cmoknęła go w po-
liczek.
No tak, już widać, że za dużo przebywasz
w towarzystwie Vanessy i jej matki mruknÄ…Å‚,
udajÄ…c zagniewanie.
Och. Cmoknęła go w drugi policzek. Czy
jest w tym coś złego?
Nie, chyba nie... Mimo wszystko bądz ostroż-
na, dobrze? Nie chcę, żeby spotkała cię jakaś przy-
krość z ich strony.
A co mi może grozić? Do zobaczenia wieczo-
rem. Pamiętasz, że wychodzę dziś pół godziny
wcześniej? Muszę pojechać po mamę.
Pamiętam, pamiętam. Uciekaj już.
Gdy zamknęła za sobą drzwi, Will zapatrzył się
w okno. Zastanawiał się, jak powinien poprowadzić
rozmowę z domniemaną siostrą Vanessy. Myślał
też o tym, jak bardzo zmieniły go ostatnie dni. Nie
wątpił, że ogromny w tym udział miały Vivian
[ Pobierz całość w formacie PDF ]