[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Czy przyjąłeś którąś z tych niań, które z tobą umówi
łam? - zapytała Merideth.
- Jasne. Cassie nawet ją polubiła.
- A czy ta pani lubi podróże?
- Nie mam pojęcia. - John Lee wzruszył ramionami.
- Jeśli się okaże, że nie lubi, będziemy musieli znalezć
inną nianię - zdecydowała Merideth.
- Jak sobie życzysz, kochanie.
Merideth bardzo się ten nowy John Lee podobał. Na wszy
stko się zgadzał i wcale na nią nie krzyczał.
- Wiesz, co wymyśliłam? - Wzięła go pod rękę. - Twoje
ranczo będzie naszą bazą wypadową. Kiedy będę musiała
jechać na zdjęcia, Cassie i niania pojadą ze mną. Weekendy
będziemy spędzały w domu. A jak znajdziesz czas, to ty do
156 NAGRODA PUBLICZNOZCI
nas przyjedziesz. Mogę ograniczyć ilość dni zdjęciowych
w ciÄ…gu roku i...
- Pod jednym warunkiem - przerwał jej John Lee.
- O co chodzi?
- We wszystkich scenach miłosnych będzie cię zastępo
wała dublerka.
Merideth zarzuciła mu ręce na szyję.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo cię kocham! - zawołała
uszczęśliwiona.
- To dobrze, bo ja też cię kocham. - John Lee pochylił
się i pocałował ją w usta. - Szaleję za tobą.
Zasępił się. Chwilę nad czymś się zastanawiał.
- Nie oszukujesz? - zapytał niepewnie. - To, co nam
odegrałaś przed wyjazdem, było bardzo przekonywające.
Skąd mam wiedzieć, że i teraz nie grasz?
Merideth znów się roześmiała. Przytuliła się do Johna Lee.
- Nie czujesz? - zapytała. - Wtedy też byś się zoriento
wał, tylko nie chciało ci się pomyśleć. Zresztą właśnie na to
liczyłam.
- Jeśli Akademia nie przyzna ci Oscara, to ja ci go kupię
- mruknÄ…Å‚ John Lee.
- Pal diabli Oscara! Wolę nagrodę publiczności.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]