[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nagle nie wiadomo skąd na jej drodze pojawił się mężczyzna, duch w żółtej
79
RS
koszuli, niosący tacę z napojami. Traf chciał, że akurat obsługiwał
rudowłosą, kiedy Bev uderzyła w niego z tyłu.
- Ostrożnie! - krzyknął ktoś, gdy kelner przechylił się do przodu. Taca
z napojami wypadła mu z ręki i oblała rudowłosą różowym płynem.
Bev odskoczyła od swego partnera i skonsternowana chwyciła się
poręczy, a taca i napoje pożeglowały po pomoście w obfitej fali różowej
piany. Na szczęście szklanki były plastykowe.
- Strasznie mi przykro - powiedziała. - Statek się chyba zakołysał.
Poczułeś?
Odwróciła się do swego partnera, ale on gdzieś przepadł, zapewne w
poszukiwaniu lepszej tancerki. Trzymała się kurczowo poręczy i
obserwowała rudowłosą, która odchodziła, by zmienić ubranie, mamrocząc
coÅ› pod nosem.
Nagle znalazł się przy niej Arthur Blankenship, ściskając jej ręce i
pytając, jak się czuje. Wiedziała, że musi wykorzystać sytuację.
- Czuję się dobrze - powiedziała i uśmiechnęła się prowokująco.
Ciągle była oszołomiona, widziała wszystko niewyraznie, w ustach
miała mdlący, metaliczny smak. Odniosła wrażenie, że statek przestał się
kołysać. Przywarła do rąk Arthura i zmusiła się do zachowania spokoju.
- Przykro mi z powodu twojej znajomej - powiedziała, spoglądając w
stronę, w której zniknęła jego partnerka. -Zliczna dziewczyna. To
siostrzenica?
Uśmiechnął się szybko, boleśnie.
- Właśnie się poznaliśmy.
- Naprawdę? Bardzo atrakcyjna - mruknęła Bev i uwolniła jego rękę ze
swego kurczowego uścisku. - Bardzo m ł oda.
- Niepełnoletnia - wyjaśnił z roztargnieniem.
80
RS
- Założę się, że nazywają cię jeszcze inaczej, B. J., na przykład-
Piękna.
- Ten mężczyzna jest poetą - roześmiała się cicho z nie udawaną
przyjemnością. Faktycznie Arthur Blankenship, mężczyzna o" tysiącu
imion, był dużo bardziej atrakcyjny, niż wynikało to ze słów jego żony.
Lydia nie wspomniała ani słowem, że jego oczy były niemal czarne, ani że
jego zęby błyszczą, gdy się uśmiecha.
- Zauważyłaś? Mamy nów dzisiejszej nocy - powiedział.
Odwrócili się i patrzyli na wodę. Bev nie nadążała z zapamiętywaniem
komplementów, którymi ją obsypywał. Po prostu pozwoliła sobie śmiać się i
cieszyć nimi. Nigdy nie należała do tego typu kobiet, za którymi szaleją
mężczyzni i choć pamiętała, że wszystko to jest częścią planu oszusta, jego
pochlebstwa uderzyły jej do głowy.
- CoÅ› do picia, proszÄ™ pani?
Kelner zatrzymał się obok nich. Z roztargnieniem wzięła kieliszek
szampana z tacy.
- Dziękuję- powiedziała, nie odrywając oczu od Arthura.
- To nie ten facet. - Poczuła szturchnięcie łokciem z tyłu, podczas gdy
ktoś wyszeptał te słowa koło jej ucha. Omal nie upuściła szampana. Kto to
był? Kelner?
Odszedł, zanim zdążyła mu się przyjrzeć. Zaintrygowana, zbadała
otoczenie wzrokiem i zobaczyła mężczyznę, który dawał jej z daleka
porozumiewawcze znaki. I wtedy szampan wypadł jej z ręki. To był Sam
Nichols w żółtej koszuli kelnera! Gapiła się na niego, podczas gdy Arthur
odciągał ją od rozlanego szampana.
- Dobrze się czujesz? - spytał. - Ciągle upuszczasz coś na podłogę.
82
RS
- Czuję się świetnie - powiedziała z wahaniem, zaprzątnięta myślami o
Nicholsie. Jakim cudem znalazł się tutaj? -Tak mi przykro - zwróciła się do
zdezorientowanego towarzysza. - Muszę coś załatwić. Postaram się szybko
wrócić.
Sam krążył z napojami pomiędzy gośćmi, ale Bev czuła, że obserwuje
ją przez cały czas. Podeszła do niego. Bez wątpienia był wściekły. Szrama
na jego twarzy zbielała, szczęki miał zaciśnięte. Wyglądał śmiesznie w
krótkich spodenkach i żółtej koszuli, lecz gdy spojrzała mu w oczy, odeszła
jej ochota do śmiechu.
- Dziękuję - powiedziała, biorąc napój z tacy.
- Tam. - Wskazał głową w kierunku palm ustawionych przy rufie.
- Co ty tu robisz? - wyszeptała chwilę pózniej, dołączając do
detektywa.
Spojrzenie Sama pełne było pogardy.
- Jesteś pijana jak bela - powiedział z niedowierzaniem.
- Skąd, do diabła, wytrzasnęłaś tę kieckę? Zdjęłaś z martwej
prostytutki?
Bev najeżyła się. I to mówi mężczyzna, który preferuje duże dekolty?
- Cóż, dziękuję ci - powiedziała z przekąsem. - Tak się składa, że
Arthurowi bardzo siÄ™ ta sukienka podoba.
Odwrócił ją i wskazał mężczyznę o srebrnych włosach, z którym
flirtowała.
- To ni e jest Arthur, idiotko.
- Ależ tak!
Obrócił ją znowu o czterdzieści pięć stopni i pokazał małego,
wyglądającego na książkowego mola mężczyznę o srebrnych włosach i w
okularach w drucianej oprawie. Stał samotnie, obserwując tłum.
83
RS
- To j e s t Arthur.
- To nie może być... - urwała w pół zdania.
Już chciała powiedzieć, że ten facet nie pasuje do opisu, jaki
przekazała jej Lydia. Ale, rzecz jasna, jej opis nie był obiektywny. Nie była
zdolna do obiektywizmu, gdy wchodził w grę jej mąż.
- Myślę, że najlepiej zrobisz, zmykając do swojej kajuty
- stwierdził Sam, zaciskając ręce na jej ramionach. - Zanim stracę
panowanie nad sobÄ… i zrobiÄ™ coÅ›, co narobi wstydu nam obojgu.
- Co?
Głos mężczyzny przeszedł w szorstki szept.
- Widzę, że muszę wyrazić się jasno. Nigdy w życiu nie przerzuciłem
kobiety przez kolano. Nigdy nawet o tym nie pomyślałem... aż do
dzisiejszego wieczoru.
84
RS
Rozdział szósty
Bev zamknęła drzwi do swej kajuty i rozejrzała się w poszukiwaniu
krzesła, aby się na nim oprzeć. Przerzucić ją przez kolano? Czy on się urwał
z choinki? Nigdy nie słyszał o feministkach? Czy naprawdę nie wiedział, że
kobiety nie są obecnie kupowane i sprzedawane na targach niewolników?
- Najwyrazniej nie - powiedziała, przechadzając się po swej maleńkiej
kajucie. Gdyby ją dotknął choćby jednym palcem, to...
No właśnie. Co by zrobiła? Jest taki cholernie silny! Podniósł ją i
posadził na blacie kuchennym, jakby była torbą z zakupami.
Zrzuciła z nóg klapki. Podbicia stóp bolały. Sprawy się
skomplikowały; znów musiała rywalizować z Samem. Zapewne myślał, że
to on poprowadzi sprawę, ale Bev nie miała zamiaru pozwolić się
zdegradować do statusu pomocnika. Skoro była przynętą, do niej należało
kierownictwo. Jeśli on chce je przejąć, niech sam zakłada fałszywy biust i
zwabia Blankenshipa z powrotem do Stanów.
Położyła się na łóżku, wycierając pot z szyi i rozważając, czy ten
schowek na miotły można nazwać pokojem. Zgłosiła się tak pózno, że
przydzielono jej ostatnią wolną kajutę na najniższym pokładzie. Nie było tu
okien, klimatyzacja nie działała, obok znajdowało się pomieszczenie silnika.
Głośny warkot denerwował ją, upał rozpraszał myśli.
Pot perlił się na górnej wardze i w szczelinie pomiędzy piersiami.
Potrzebowała prysznicu i trochę czasu, aby ochłonąć, zanim znów spotka [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl