[ Pobierz całość w formacie PDF ]

leżność, tak jak wiedziała, że jest wystarczająco silna,
by nie pozwolić nikomu zbytnio ingerować w swoje
życie.
Co to mogło oznaczać dla Laury? Jak jej zbliżenie
z Ashem mogÅ‚oby wpÅ‚ynąć na dalsze losy maÅ‚ej? Roz­
ważaÅ‚a wszystkie możliwoÅ›ci, ale nie potrafiÅ‚a w ewen­
tualnym swoim związku z Ashem dojrzeć zagrożenia
dla dziecka.
98
W pokoju zapadł już mrok, a ona siedziała w fotelu
na biegunach, z uśpioną Laurą w ramionach, zatopiona
w myślach.
Nie sÅ‚yszaÅ‚a, kiedy bracia wrócili. Ocknęła siÄ™ dopie­
ro wtedy, kiedy usłyszała kroki w holu. Po chwili
w progu pokoju dziecinnego stanÄ…Å‚ Ash.
- Zpi? - zapytał cicho.
- Tak - odszepnęła. - Znalezliście stada?
- WiÄ™kszość. PrzepÄ™dziliÅ›my je na północne pastwi­
ska. Będą tam miały pod dostatkiem trawy i wody. -
Zamilkł na moment, po czym zapytał: - Możesz się od
niej uwolnić?
Maggie skinęła gÅ‚owÄ… i uÅ‚ożyÅ‚a LaurÄ™ w koÅ‚ysce. Na­
chyliła się, okryła małą, jeszcze chciała chwilę przy niej
postać, ale Ash ujął ją za rękę i pociągnął do holu. Tu
bez słowa wziął ją w ramiona, pocałował mocno, potem
przesunÄ…Å‚ delikatnie palcem po jej wargach.
- Myślałem o tobie przez cały dzień. Całowałem cię
w myślach. Omal nie zwariowałem.
Ujął jej twarz w dłonie, spojrzał w oczy.
- Chcę się z tobą kochać, Maggie. O tym też nie
mogłem przestać myśleć.
Maggie zamknęła oczy.
- Wyobrażałem sobie, że cię dotykam - szeptał.
- Całuję. Trzymam w ramionach. Twój zapach...
CaÅ‚y czas go czuÅ‚em. Pachniesz różami. Różami i grze­
chem.
- Ash...
PrzygarnÄ…Å‚ jÄ… do siebie, przywarÅ‚ do niej caÅ‚ym cia­
Å‚em i objÄ…Å‚ mocno.
99
- Powiedz, że chcesz się ze mną kochać.
Czuła go każdym swoim nerwem, nie potrafiła się
oprzeć pragnieniu, nie mogÅ‚a zÅ‚apać tchu. Krew pulso­
wała jej w skroniach, ciało ogarniał żar.
- Tak...
Ash zamknÄ…Å‚ jej usta dÅ‚ugim, namiÄ™tnym pocaÅ‚un­
kiem, potem dotknął czołem jej czoła, westchnął.
- Muszę wziąć prysznic - mruknął. Maggie chciała
się odsunąć, pozwolić mu odejść, ale jej nie puścił.
- Wezmy prysznic razem - poprosiÅ‚. - Ja umyjÄ™ ci ple­
cy, a ty mnie.
Widząc uśmieszek igrający w kącikach jego ust,
Maggie też się uśmiechnęła.
Ash, nie zapalając światła, pociągnął ją do łazienki.
Wcześniej zdążył jeszcze szepnąć:
- Ostrzegam cię, Tannerowie słyną z wytrzymałości.
- Tak? - zdziwiła się. - Zobaczymy, kto okaże się
wytrzymalszy.
W poniedziałek Maggie obudziła się wyczerpana -
syta miłości i skłonna ogłosić remis.
W sobotÄ™ wieczorem prosto spod prysznica zanurko­
wali do łóżka, kochali się bardzo długo, potem spali,
potem znowu siÄ™ kochali. I znowu. I znowu. W niedzie­
lę podobnie, z krótkimi przerwami, koniecznymi, by
zająć się Laurą.
Maggie przeÅ‚ożyÅ‚a zÅ‚ociste omlety na talerze. DrgnÄ™­
ła gwałtownie, bo oto Ash podszedł niespodzianie z tyłu
i objął ją wpół. Z westchnieniem przytuliła się do niego
i odchyliła głowę.
100
- Dzień dobry - mruknął sennym głosem prosto
w ucho Maggie.
Uśmiechnęła się i odwróciła ku niemu.
- Dzień dobry - powiedziała, zarzucając mu ręce na
szyjÄ™.
Pocałował ją, odsunął się i cmoknął.
- Mmmm. Smakujesz prawie tak dobrze, jak dobrze
pachnÄ… te omlety.
Maggie ze śmiechem sięgnęła po talerze i postawiła
je na stole.
- Uważam, że robiÄ™ doskonaÅ‚e omlety, wiÄ™c przyj­
mujÄ™ to za komplement.
Ash zasiadÅ‚ naprzeciwko niej, rozÅ‚ożyÅ‚ sobie serwet­
kÄ™ na kolanach.
- To dobrze, bo chciałem, żeby to był komplement.
- SiÄ™gnÄ…Å‚ po dzbanuszek z syropem klonowym, prze­
chylił zdecydowanym gestem i wylał całą zawartość na
swój talerz.
Maggie zrobiła wielkie oczy.
- Może jeszcze?
Ash podniósÅ‚ gÅ‚owÄ™, uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ niewinnie i od­
stawił pusty dzbanuszek.
- Co mam powiedzieć? LubiÄ™ sÅ‚odkie. Pewnie dla­
tego tak lubiÄ™ ciebie.
- Ja? Słodka? - Maggie zaśmiała się. - Pierwsze
słyszę.
Ash odkroił spory kawałek omletu i włożył go do ust.
- Jesteś słodka. - Przełknął. - No, może nie zawsze.
Maggie wstaÅ‚a, wyjęła z szafki butelkÄ™ syropu i na­
pełniła na nowo dzbanuszek.
101
- Przynajmniej jesteÅ› szczery.
Ash nachylił się i uścisnął jej dłoń.
- Ale smakujesz słodko zawsze.
- Próbujesz znowu zwabić mnie do łóżka?
- A mam szanse?
Maggie ze Å›miechem machnęła mu przed nosem ser­
wetką, tak że musiał się odchylić.
- %7ładnych. Mam za dużo zajęć, żeby kolejny dzień
baraszkować z tobą w łóżku.
Ash naburmuszył się na tę odmowę.
- Co to za ważne zajęcia?
- Po pierwsze, muszę jechać z Laurą do lekarza...
Ash zrobił się blady jak płótno.
- Jest chora?
Maggie pokręciła głową.
- Nie. To tylko kontrola.
OdetchnÄ…Å‚ z widocznÄ… ulgÄ… i znów zajÄ…Å‚ siÄ™ jedze­
niem.
- Niech przyślą mi rachunek.
- Ash?
Podniósł wzrok znad talerza.
- Tak?
- Może pojechałbyś ze mną?
Ash odłożył sztućce, dłonie oparł o blat stołu, jakby
chciał się zerwać i uciec.
- Mowy nie ma. Wszędzie, tylko nie do lekarza.
- JesteÅ› jej opiekunem, nie formalnym, ale jesteÅ›. Jej
krewnym - przekonywaÅ‚a Maggie. - PowinieneÅ› poje­
chać. Mnie mogą odprawić w przychodni z kwitkiem.
Ash jęknął głucho.
102
- Dobrze - zgodził się z ociąganiem. - Ale tylko
wejdę i przedstawię się. Jeśli będzie trzeba coś podpisać,
podpiszÄ™ i znikam. Jasne?
Ash siedział w poczekalni przychodni. Skulił się,
próbowaÅ‚ nie oddychać, twarz schowaÅ‚ za jakimÅ› pis­ [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl