[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Język Baina przeprowadzał zuchwałe rajdy, atakując jej niewielkie i szybko topniejące
rezerwy siły woli. Wreszcie Willy objęła go ramionami w pasie i poczuła jego
natychmiastowÄ… reakcjÄ™.
Oderwał usta od jej warg i szepnął.
- Nie rozumiesz, \e zabijasz mnie po troszeczku, Willy? Tak bardzo ciÄ™ pragnÄ™.
- Ja ciebie te\ - wymruczała Willy. Opuszki jego palców badały przez cienką,
bawełnianą suknię nierówną powierzchnię jej sutek i czuła jak w dół jej ciała spływa z nich
fala gorąca. Wcisnęła dłonie z tyłu za pasek i błądziła nimi po twardych mięśniach jego
pośladków, a on zaczął delikatnie gryzć ją w płatek ucha, wzbudzając w całym jej ciele
dreszcze rozkoszy. Przytrzymując go za biodra, przywarła mocno do niego.
Poczuli, jak przenika ich prąd. Bain z cichym okrzykiem schwycił ją na ręce i zaniósł
do sypialni. Opuścił ją powoli, tak \e osuwała się wzdłu\ jego podnieconego ciała. Potem,
kiedy stała ju\ koło niego, tyłem do łó\ka, uniósł dłonie do szerokich ramiączek jej sukni.
Nie spieszył się. Napięcie rosło w niej do niebezpiecznych granic, uruchamiając w jej
oszołomionym umyśle najrozmaitsze sygnały alarmowe, ale Willy zignorowała je całkowicie.
Dosyć myślenia - ju\ jest na nie za pózno. Pozwoliła mu zsunąć do pasa górę sukni, a potem
sięgnęła do guzików jego koszuli.
Jej niepewne palce rozpinały guziki jeden po drugim. Kiedy dotarła do paska spodni,
nabrała spazmatycznie powietrza w płuca i rozpięła go. Nieśmiało dotknęła zamka
błyskawicznego i cofnęła rękę.
- O Bo\e, tylko teraz nie przestań - jęknął. Oczy mu się zwęziły i na jego wystających
kościach policzkowych pojawił się niezwykły rumieniec.
Z wyrafinowaną powolnością rozpięła zamek, a potem wsunęła dłonie do środka, nad
jego wąskie biodra, i zsunęła spodnie. Czuła się jak we śnie - zupełnie jakby panowała
jedynie nad maleńkim wycinkiem swojego umysłu. Ostatnio tego rodzaju sny dręczyły ją z
narastającą częstotliwością, ale nigdy tak gwałtownie.
Schyliła głowę, przesuwała wargami po wijących się, ciemnych włosach na jego torsie
do chwili, kiedy odnalazła swój cel - płaski, brązoworó\owy krą\ek z maleńkim, napiętym
czubkiem pośrodku. Zębami delikatnie przygryzła sutek i powoli przesunęła po nim językiem.
Czuła łomoczące serce Baina, słyszała wyrywające się z jego płuc głębokie, spazmatyczne
westchnienia.
Wcisnęła dłonie pod białe slipki i zsunęła je w dół. Zrzucił mokasyny, spodnie i teraz
ze zniecierpliwieniem, ruchem nogi odrzucił w bok ten kawałek białej, bawełnianej tkaniny.
Willy cofnęła się, pieszcząc dłońmi twarde mięśnie jego ramion.
- Jesteś " tak doskonały - szepnęła z podziwem. Bain stał obok niej, oddychając
cię\ko. Pozwolił, by błądziła spojrzeniem od czubka strzechy jego czarnych włosów do stóp.
Nie próbował się usprawiedliwiać ani ukryć swego podniecenia. Uświadomił sobie, \e mimo
i\ była kiedyś mę\atką, prze\ycie to było dla niej czymś zupełnie nowym i teraz musiało
zapisać się dobrze w jej świadomości. Bez względu na to, ile czasu miałoby to potrwać, nie
mo\e jej popędzać, bo je\eli nie zdarzy się to teraz, być mo\e nigdy nie będzie miał ponownej
szansy. Wycofa się za swoje wdowie welony i dla niego będzie to ju\ koniec nadziei.
Willy wpatrywała się w niego w dalszym ciągu. Stopniowo zaczęła zdawać sobie
sprawę z istnienia czegoś jeszcze poza potrzebami jej ciała. Gdzieś w głębi jej świadomości
zaczęły rozbrzmiewać ciche słowa: To jest Bain. I kocham go.
Sięgnęła dłońmi do paska sukni. Bain przykrył je swoimi dłońmi.
- Nie. Pozwól, ja to zrobię.
Niezdarnie manipulował przy sprzączce jej plecionego paska. Wytrzymał jej
spojrzenie. Obietnice widoczne w jego wzroku były ledwo uświadamiane przez nich oboje.
- JesteÅ› absolutnie cudowna, Willy, wiesz? I pragnÄ™ ciÄ™ tak bardzo, \e jestem niemal
jak sparali\owany. Pewnie będziesz musiała mi pomóc.
Roześmiał się dr\ącym głosem i Willy poczuła, \e na jej ustach równie\ pojawia się
uśmiech. Poruszyła biodrami i cienka, bawełniana tkanina spłynęła kaskadą do jej stóp.
Potem z wdziękiem wyszła spomiędzy jej fałd i usiadła na krawędzi łó\ka.
- Jakoś bardzo w to wątpię - oznajmiła z \artobliwą powagą. - Je\eli któreś z nas
potrzebuje pomocy, to na pewno nie ty.
Usiadł obok niej tak, \eby zdjąć z niej ostatnią pozostałą część ubrania.
- No có\, w ka\dym razie udało nam się przejść pierwszy etap bez kłopotów. Nie
martw się, kochanie... - Poło\ył ją na wznak i obracając się, umieścił jej nogi na swoich
kolanach. - Sądzę, \e to jak jazda na rowerze. Kiedy się ju\ raz nauczyło, to nigdy się nie
zapomina.
Willy niezbyt mogła panować nad myślami, a co dopiero nad głosem.
- Tak. No có\... wypadki się zdarzają nawet specjalistom. Mimo wszystko mogę spaść.
Jego niski śmiech sprawił, \e poczuła jak dreszcz przebiegający po plecach odbija się
echem w ró\nych bardzo dziwnych zakamarkach jej ciała.
- Uwierz mi, kochanie. Dopilnuję, \ebyś nie spadła. Willy jęknęła bezgłośnie... Jednak
to zrobiłam. Ale ta myśl została odsunięta na bok, gdy Bain wstał, uło\ył starannie jej nogi na
łó\ku, a potem pochylił się i całował jej stopy. Czuła, jak pod jego delikatnym dotykiem
narasta w niej podniecenie. Z nieskończoną cierpliwością pokrywał pocałunkami całą
przestrzeń od czubków palców do miejsca tu\ nad kolanem, a kiedy jego dłonie zaczęły
pieścić jedwabiste wnętrze jej ud, nieomal odchodziła od zmysłów.
Ale wcią\ nie zbli\ał się do niej. Zamiast tego usiadł na krawędzi łó\ka, opierając się
na jednej dłoni. Willy chciała przyciągnąć go do siebie, ale nie była w stanie się poruszyć,
widząc jak jego płonące oczy przesuwają się po ka\dym calu jej ciała.
Bo\e, jaka\ ona jest cudowna. Widział ju\ wiele kobiet i niektóre z nich były bliskie
ideału. Kto inny jednak mógłby być tak piękny, tak niezale\ny, a jednocześnie tak wra\liwy i
podatny na zranienie?
Jego oczy błądziły po jej cudownym ciele, wyszukując kropki bursztynowo -
słonecznej barwy, od białych piersi, poprzez jej płaski brzuch, a\ do zapierającej dech złotej
kępki o kilka tonów ciemniejszej od rozjaśnionych słońcem włosów.
Ukryte pod cię\kimi powiekami i gęstą zasłoną rzęs, oczy Willy były ciemne z
po\ądania. Z cichym jękiem Bain pochylił się i wtulił twarz w jej miękkie ciało. Pieścił
wargami nie opaloną, dolną część piersi, a potem przesunął je delikatnie na ciemny szczyt i
czubkiem języka wyczuł tę\ejące, napięte brodawki.
Była gotowa... wszystko mu o tym mówiło. Poczuł dłonie Willy na swoich ramionach
i jej mocne palce wpijające się w ciało. Ju\ za chwilę, kochanie. ~ obiecał jej w myśli. Ale
najpierw...
Willy drgnęła, czując palącą wilgotność jego języka na całym nagim ciele. Ju\, Bain,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]