[ Pobierz całość w formacie PDF ]
potoczyły się po policzkach.
Jack delikatnym ruchem odgarnął jej włosy z czoła.
- Bardzo cię boli? Chcesz, żebym zawołał pielęgniarkę?
- Nie.
- Więc o co chodzi, kochanie?
Ton troski, jaki usłyszała w jego głosie, ujął ją za serce.
- Przegrałam. Nic mi się nie udaje.
- Nieprawda - zaprotestował. - Sally powiedziała mi, że twój
projekt dla Belindy Pinkerton jest świetny. Masz talent, Nina, i kiedy
ludzie się o tym przekonają.
Potrząsnęła głową.
112
SR
- Przegrałam jako matka.
Jego ręka znieruchomiała, a potem wycofała się. Usłyszała, jak
jego krzesło przysuwa się bliżej do łóżka. Kiedy zabrał rękę, miała
wrażenie, że traci wszystko, co było jej drogie.
- Dlaczego, Nina?
Otworzyła oczy i spojrzała na niego z żalem.
- Nie chciałam, żebyś wiedział, że mam problem. Miałam
nadzieję, że wkrótce poczuję się lepiej. Chciałam, żeby tak było.
Gdyby nie ty i nie moja głupota... - Ponownie zaczęła płakać. - Nadal
mogłabym karmić Charlotte.
- Dlaczego nie chciałaś, żebym dowiedział się o twojej chorobie?
- Jack nie mógł zrozumieć postępowania Niny.
- Miłość polega na byciu ze sobą w szczęściu i nieszczęściu. Na
dobre i na złe.
- Nie chciałam, żebyś obwiniał o wszystko Charlotte. Bałam się,
że ją odrzucisz.
- Jak mogłaś! - krzyknął, wstając gwałtownie z krzesła.
- Nie zrobiłbym tego, Nina. Jak mógłbym ją winić za cokolwiek?
Jest tylko małym, niewinnym, bezbronnym dzieckiem, na litość
boską!
Ninie szumiało w głowie. Prawda zaczęła dochodzić do niej
powoli, z oporami. Przez cały czas zdolność logicznego rozumowania
zakłócały jej emocje.
- Nie byłeś zadowolony, kiedy używałam ściągaczki do mleka -
powiedziała cicho.
Opadł z powrotem na krzesło i westchnął ciężko, jakby chciał tym
westchnieniem uspokoić wzburzenie. Oparł łokcie na kolanach,
przymknął powieki i zacisnął zęby.
- To prawda - przyznał z pewnym ociąganiem. - Ale nie z
powodów, o których sądzisz. Nie lubiłem tego, ponieważ czułem się
winny.
Tym razem ona zmarszczyła brwi, nie rozumiejąc, o co mu chodzi.
Wyciągnął rękę i lekko dotknął leżącej na kocu dłoni. W jego
oczach dostrzegła ból.
113
SR
- Wysłuchaj mnie, Nina. Przykro mi, że zle mnie zrozumiałaś...
Jej palce instynktownie splotły się z jego. Chciała czuć jego ciepło,
jego bliskość, wiedzieć, że przy niej jest. Spojrzała na niego w
nadziei, że w końcu przestanie odczuwać dzielący ich dystans.
- Tej nocy, kiedy kochaliśmy się po raz pierwszy, rozmawiałem
z Charlotte. Powiedziałem jej, żeby spała jak najdłużej, abyśmy mieli
czas dla siebie - wyznał. - Tak też było. Skutek tego był taki, że miałaś
nadmiar pokarmu i musiałaś użyć ściągaczki. Potem powiedziałem
Charlotte, żeby wróciła do normalnego trybu życia, ale ona zaczęła
przesypiać noce. Nic nie mogłem na to poradzić. Dałem jej sprzeczne
informacje i nie wiedziała, co zrobić. To nie była jej wina.
Nina nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Czy on naprawdę myśli,
że Charlotte rozumie wszystko, co do niej mówi?
- Ona nie jest niczemu winna. - Jego oczy błagały o
przebaczenie. - To przeze mnie! To ja zawiniłem. - Na jego twarzy
odbiło się autentyczne poczucie winy. - Byłem samolubny. Chciałem,
żebyśmy mieli całą noc dla siebie, jak dawniej. Tak bardzo mi
przykro, Nina. Po prostu nie zdawałem sobie sprawy, jaki to będzie
miało skutek.
I znów go zle oceniła. To idiotyczne, że Jack czuj się winny, ale
najwyrazniej tak było. Uważał, że potrafi porozumieć się z Charlotte,
podobnie jak wierzył, że Spike rozumie wszystko, co do niego mówi.
- Gdybyś powiedziała mi o swoim problemie, pomógłbym ci -
ciągnął z żalem. - Powiedziałbym ci o kapuście. To mogłoby
oszczędzić ci tylu cierpień.
- O kapuście? - Nina była oszołomiona.
- Wiem o tym od jednego z przyjaciół. Jego żona miała podczas
karmienia podobny problem i robiła sobie okłady z liści kapusty.
Pomogło.
- Jakim cudem? - Nina nie wierzyła w to, co słyszy. Jack
wzruszył ramionami.
- Nie ma naukowego wytłumaczenia tego faktu, ale to działa.
Liście kapusty trzyma się w lodówce i robi z nich zimne kompresy.
Kiedy się zagrzeją, bierze się nowe, zimne. Mój przyjaciel żartowała
114
SR
że ma w lodówce samą kapustę, ale to naprawdę pomogło jego żonie.
Mogliśmy spróbować i my.
My... To ona ich rozdzieliła, nie Jack. To ona powinna była mu
zaufać, odłożyć na bok obawy i niepokoje.
- Wbrew temu, co myślisz, naprawdę dużo wiem o pielęgnacji
niemowląt - przekonywał ją żarliwie. - Dowiedziałem się tego od
przyjaciół. Chyba dlatego uważałem dzieci za małe potworki, bo nikt
mi nie opowiadał o tym, co jest najprzyjemniejsze... Na przykład o
minach, jakie potrafi robić dziecko, czy o tym, jak dobrze się czujesz,
gdy dzięki tobie jest zadowolone.
Nina nie wiedziała, co o tym wszystkim myśleć. Miała mieszane
uczucia. Zdała sobie sprawę, że to z własnej winy znalazła się w
kłopotach, ponieważ nie zaufała Jackowi i nie zwierzyła mu się ze
swego problemu. Dlatego nie będzie mogła karmić teraz Charlotte.
Gdyby tylko zdobyła się na odwagę i powiedziała mu o wszystkim w
odpowiednim czasie, sprawy potoczyłyby się innym torem. Jak
mogła wykazać taki brak zaufania?
Ponownie zaczęła płakać.
- Nie płacz, kochanie - szepnął Jack. - Powiedz, jak mogę ci
pomóc. - Wziął do ręki kilka papierowych chusteczek i delikatnie
otarł jej łzy. - Może jest coś, czego pragniesz...
- Przepraszam - powiedziała urywanym głosem. Jack nie był
niczemu winien. To ona wszystko zepsuła.
- Wszystko będzie dobrze. Jeśli chcesz płakać, płacz. Ale nie
myśl, że jesteś złą matką - pocieszał ją. - Jesteś w tej roli wspaniała.
Najlepsza, Każde dziecko byłoby szczęśliwe, mając taką mamę.
Karmienie piersią nie jest najważniejsze. Liczy się miłość, a Charlotte
wie, że ją kochasz.
Ciepły ton jego głosu działał na nią kojąco. Jack ujął jej twarz w
ręce, a ona ze wszystkich sił starała się nie wybuchnąć płaczem.
Bolała ją głowa, piersi, bolało ją serce. Mimo to wzięła się w garść i
szepnęła:
- Dziękuję, że pospieszyłeś na pomoc, Jack. Mam na myśli
Charlotte.
115
SR
- Jestem jej ojcem, Nina. Cały czas nie chcesz tego przyjąć do
wiadomości. Nie jesteś sama. Chyba że naprawdę tego chcesz.
- Nie, Jack. Nie chcę tego - zapewniła go, nie mogąc znieść
pełnego wyrzutu spojrzenia, jakim ją obdarzył.
Wpatrywał się w jej twarz, szukając w jej oczach potwierdzenia
wypowiedzianych słów.
- Twoje czyny przeczą temu, co mówisz, Nina - powiedział
miękko. - Mówisz, że mnie kochasz, że chcesz dać mi szansę. I co?
Zwracasz się o pomoc do Sally, a nie do mnie. To Sally do mnie
zadzwoniła. Ty po raz kolejny wyrzuciłaś mnie poza nawias.
Zabrzmiało to raczej jak stwierdzenie faktu, nie oskarżenie i tym
bardziej pomogło jej rozwiać wątpliwości, jakie wciąż tliły się w
najdalszych zakamarkach jej umysłu.
Jack wziął głęboki oddech i ciągnął dalej, pełnym współczucia i
troski głosem:
- Rozumiem, że miałaś trudne dzieciństwo, Nina, ale moje
[ Pobierz całość w formacie PDF ]