[ Pobierz całość w formacie PDF ]
negocjacji, kontraktów, rozmów z potencjalnymi kupcami. Przyzwyczajony był do pracy, do
odnoszenia sukcesów. Pragnął znów być pewnym siebie, odpowiedzialnym Matthew Wheelerem,
a nie rozmemłanym wdowcem pozbawionym celu w życiu.
Może mógłby pogadać z bratem o sprawach firmy? Oficjalnie wciąż jest wspólnikiem. I zamierza
kiedyś wrócić do agencji.
Evangeline zasiadła do fortepianu, wykonała mały, lecz jakże ważny krok. On też chciał się
wydostać z dołka, z doliny, i znów wspiąć się na szczyt. Każdy, nawet najmniejszy krok, jaki
wykona, będzie zwycięstwem.
Niewiele się zastanawiając, wyjął komórkę i wysłał do brata esemesa. Odpowiedz przyszła
natychmiast: To ty żyjesz?
Matt skrzywił się. Zasłużył na taką ripostę.
Serducho wciąż bije. Co z WFP? 1 kw. wygląda kiepsko .
Co ciÄ™ to obchodzi?
Obchodzi. Pózniej przyślę ci bukiet na przeprosiny .
Na kolejną wiadomość czekał prawie pięć minut. Denerwował się. Może Lucas poszedł się upić?
A może ojciec zasłabł?
Richards Group otworzyło filię w Dallas .
Matthew zaklął siarczyście. Saul Richards zarządzał rynkiem nieruchomości w Houston,
a Wheelerowie w północnym Teksasie. Jedni nie zapuszczali się na teren drugich. Teraz to się
zmieniło. Najwyrazniej po wyjezdzie Matthew Richards wyczuł zapach krwi.
Cholera, powinien wrócić. Lucas niezle sobie radzi, ale teraz potrzebuje wsparcia. Wheelerowie
prowadzili agencję od ponad stu lat i Matthew nie chciał przyczynić się do jej upadku.
Tak, pora wracać do domu. O dziwo, ta myśl nie przejęła go strachem. %7łycie w Dallas kojarzyło
mu się z Amber, z oczekiwaniem na dziecko, z kontynuacją rodu, ale Amber nie żyje, a jemu, jak
napisał w esemesie do Lucasa, serducho wciąż bije . Lucas ma żonę, niech oni pracują nad
zapewnieniem ciągłości rodu.
On nic nie musi, dopóki nie będzie gotów.
Proces ozdrowienia następował tak stopniowo, że nawet tego nie zauważył.
Wtem usłyszał, jak Evangeline go woła. Po chwili, uśmiechając się promiennie, wyszła na taras.
Była nieziemsko piękna.
Wypuścił z rąk telefon, przyciągnął ją na kolana i pocałował namiętnie. To ona jest jego lekiem,
jego balsamem. Pomogła mu stanąć na nogi, rozświetliła jego dom i duszę. I nagle przyszło mu do
głowy, że jeśli wróci do domu, będą musieli się rozstać. Chyba że&
Nie, nie bardzo to sobie wyobrażał. Co by tam robiła? Siedziałaby w ich gniazdku, podczas gdy on
prowadziłby walkę z Saulem Richardsem? Zanudziłaby się na śmierć.
Widział siebie, jak po wielu miesiącach wraca do domu i do firmy. Ale nie widział Evangeline
u swego boku. Zarówno Amber, jak i jego matka wspierały mężów, organizowały przyjęcia, chadzały
na imprezy charytatywne. Evangeline była jak barwny motyl, odstawała, rzucała się w oczy, nie
umiałaby wtopić się w tło.
Po chwili oderwała usta od jego warg.
Nie kuś mnie. Chcę z tobą porozmawiać.
Kto kogo kusi? spytał, obejmując ją w pasie. Była bez stanika. Ostatnia rzecz, na jaką miał
ochotę, to rozmowa. Spójrz do lustra, jak seksownie wyglądasz& No dobrze. Westchnął.
O czym chcesz rozmawiać?
Wsunął dłoń pod bluzkę i zaczął gładzić jej plecy, brzuch. Evangeline zamruczała cicho.
Mmm& O Monte Carlo.
A co jest w Monte Carlo? Domyślił się, że Evangeline chce tam jechać.
Przyjęcie. Wstrzymała oddech. Nie przestawaj, rób tak dalej.
To? Zacisnął ponownie palce na jej sutku i zmienił lekko pozycję, aby wyczuła jego pożądanie.
Tak, to. Ale ostrzegam, nie wzięłam prezerwatywy.
Trudno. JakoÅ› sobie poradzimy.
Podciągnął jej bluzkę i zaczął całować piersi. Evangeline wyprężyła się, napierając biustem na
jego twarz. Uwielbiał jej reakcje. Podniecała go świadomość, że doprowadza ją do takiego stanu. Po
chwili wsunął dłoń w jej szorty, odnalazł palcem łechtaczkę. Evangeline oddychała coraz szybciej,
raz po raz powtarzając jego imię. Była piękna, kiedy szczytowała. Mógłby przyglądać się jej bez
końca.
Mówiłaś coś o przyjęciu? spytał, kiedy odzyskała oddech.
Wiedział, co usłyszy. %7łe wyjeżdża, prawdopodobnie dziś. Może ostatni raz się kochali?
O przyjęciu? Wcisnęła nos w jego szyję.
W Monte Carlo. Ale mów szybko, bo za chwilę porywam cię na dół, na kontynuację&
[ Pobierz całość w formacie PDF ]