[ Pobierz całość w formacie PDF ]

spokojnej wody i zeskoczyłem z tarasu.
Po zanurkowaniu od razu poczułem ulgę. Nie natrafiłem na
skałę ani wrak. Zwalniając, obróciłem się, by zlokalizować moją
łódz. Wysłałem w górę kilka ultradzwięków z nadzieją, że dotrą
do Gemmy przez komputer pokładowy.
Popłynąłem po kontener z towarem, złapałem za uchwyt i
wydałem donośny odgłos. Aódz ruszyła, pikując. Za pomocą
echosondy odebrałem obraz zielonego obiektu, który kierował
się w naszą stronę. Zastanawiałem się, czy pędzą po mnie, czy
po towar. Nie mogliśmy ścigać degeneratów, skoro to oni
płynęli na nas. Poza tym dręczyła mnie jeszcze inna wątpliwość:
jak długo wytrzymam na bezdechu? Nie miałem szans.
Musiałem nakłonić Gemmę, by wracała na powierzchnię, i to
natychmiast.
Aódz kołysała się i podskakiwała. Najwyrazniej Gemma
nie miała wprawy w sterowaniu rodzinnym pojazdem 
zwłaszcza z doczepionym kontenerem pełnym roślin
uprawnych. Wyemitowałem kilka dzwięków, ale przy tej
prędkości nie mogła ich usłyszeć.
Chwyciłem gumowe pasy oplatające kontener i powoli
wygramoliłem się na jego pokrywę. Uczepiony pasów
próbowałem uklęknąć, ale prąd był zbyt silny. By nie stracić
przytomności, musiałem się wynurzyć i nabrać powietrza w
ciągu trzydziestu sekund. W rozpaczliwym geście zacząłem
szaleńczo machać do kamery w lusterku wstecznym łodzi.
Gemma odebrała sygnał i łódz pomknęła w górę, ponad
fale, ciągnąc za sobą kontener. Oba pojazdy runęły  były za
ciężkie, by przelecieć łukiem nad powierzchnią wody. Siła
uderzenia powaliła mnie gwałtownie, ale nie miałem czasu
zwijać się z bólu  tuż za nami wyłoniła się zielona łódz
podwodna. Z długim dziobem w kształcie wiertła i rurkowatym
kadłubem wyglądała jak zzieleniały narwal. Dwa okna
wystające tuż nad linią wody przypominały ślepia. Skąd
degeneraci wytrzasnęli takie supernowoczesne cudo?
Nie było czasu się nad tym zastanawiać. Mogli porwać nas
jako zakładników, a wtedy plan ocalenia rodziców spełzłby na
niczym. Jeśli chodziło im o żywność, lepiej ją oddać.
Trzymając się pasów, zszedłem z pokrywy na przód
kontenera. Nie poszło mi łatwo. Był dużo lżejszy niż łódz
podwodna, więc fale targały nim na wszystkie strony. Czułem,
że lada chwila pas wymknie mi się z dłoni, więc wskoczyłem na
tył łodzi i zsunąłem się po śliskiej szybie, próbując się czegoś
uchwycić, aż wreszcie, w ostatnim momencie, trafiłem na reling.
Nie tracąc czasu na złapanie oddechu, odczepiłem linę
holowniczą. Kontener podskakiwał jeszcze za nami, po czym
zniknął wśród fal, a wraz z nim nasze cenne uprawy  owoc
dwudniowej ciężkiej pracy. To jednak nie było ważne, byleby
tylko degeneraci zostawili nas w spokoju.
Tamci zawrócili łódz. Za zielonymi szybami identycznych
okien przesuwały się cienie, ale nie było widać twarzy.
Chciałem się upewnić, że rodzicom nic nie jest. Po chwili łódz
zniknęła pod wodą równie szybko, jak się pojawiła.
Wspiąłem się na zewnętrzny pokład, a wtedy Gemma
otworzyła właz i przesiadła się na fotel pasażera. Spocony i
wycieńczony pchnąłem przepustnicę. Aódz wzbiła się jak
hydroplan. Nagle coś musnęło moją dłoń. Spuściłem wzrok i
zobaczyłem, że palce Gemmy splotły się z moimi. W innych
okolicznościach byłbym zachwycony, ale teraz rozpacz
wprawiła mnie w odrętwienie.
 Co z twoimi rodzicami?  spytała.
 Zostali porwani.  Zaufali Hadalowi, tymczasem on
dowiódł okrucieństwa degeneratów. Zwolniłem i wyrównałem
kurs.  Nie wiem, co robić.  Głos mi się załamał. Było mi z
tego powodu wstyd  tak jak z powodu bezradności.  Płynąć za
nimi czy wezwać pomoc?
 Tayu.  Wskazała palcem monitor.
Zerknąłem i zrozumiałem, co ją przeraziło  zielona łódz
wypłynęła na powierzchnię i pędziła prosto na nas. Cofnąłem
przepustnicę, by zmienić kurs, ale tamci zrobili to samo i
uderzyli w nasz pojazd. Ostry dziób przedziurawił kadłub i wbił
się tak głęboko, że rozerwał podłogę między naszymi fotelami.
Cofnął się. Oczami wyobrazni ujrzałem w naszym kadłubie
ogromnÄ… dziurÄ™.
 Włóż kask!  zawołałem, mocując na głowie swój.
Widok drżących rąk Gemmy podsycił szalejącą we mnie
burzę emocji. Czy dziewczyna da radę zanurkować? A może
strach sparaliżuje ją tak jak ostatnio?
Przez dziurę w kadłubie wlewała się woda.
 Spokojnie  powiedziałem.  Mamy tratwę.
Leżała w szufladzie pod fotelem pasażera, lecz zanim po
nią sięgnąłem, postanowiłem ponownie wyjrzeć na zewnątrz. I
dobrze, bo zielona łódz zdążyła zawrócić i znów pruła prosto na
nas, wyraznie celujÄ…c w naszÄ… przedniÄ… szybÄ™.
Wcisnąłem przepustnicę. Silnik w końcu zadziałał. Gdy
zanurzyłem łódz, degeneraci przemknęli nad naszymi głowami.
Utrzymałem kurs. Może uznali, że zatonęliśmy? To dałoby nam
trochę więcej czasu na ucieczkę.
Odsunąłem Gemmę na bok i wsunąłem dłoń do szuflady
pod jej fotelem. Mimo że woda sięgała nam już po kolana,
zdołałem wyciągnąć tratwę. Rzuciłem dziewczynie gumowy
pakunek, po czym chwyciłem za ster i dzwignąłem dziób łodzi,
w chwili gdy uderzyliśmy o dno. Ryjąc w szlamie, sunęliśmy
jeszcze kawał drogi, zanim się zatrzymaliśmy. Wtedy pojawił
się nowy problem  przez brudną szybę nie było widać, czy
miejsce jest na tyle bezpieczne, żebyśmy mogli opuścić pojazd.
Gęstego mułu nie dało się zgarnąć wycieraczkami. Dobrze, że
woda nie wdzierała się już do środka.
 Musimy się stąd natychmiast wydostać  oznajmiłem,
uruchamiając w komputerze pokładowym sygnał alarmowy,
żeby pózniej namierzyć maszynę.  Nabierz w płuca ciekłego
tlenu.
Zanurzyłem ręce i otworzyłem klapę włazu w podłodze.
Kadłub łodzi podpierały od dołu dwa silniki, tworząc przestrzeń,
dzięki której mogliśmy się wydostać. Poczułem pod stopami
szlam  tak miękki, że łatwo było przebrnąć po dnie. Miałem
nadzieję, że w pobliżu nie krąży zielona łódz degeneratów.
 Będę przecierał szlak. Ruszaj za mną jak najszybciej. 
Sięgając po tratwę, napotkałem wzrok Gemmy.  To nie potrwa
długo. Trzymaj się blisko mnie. Gdy tylko to nadmucham, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl