[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Dobrze by zrobił, żeby się pospieszył. Jeśli to się już nie stało. Ale w tym wypadku
wiedziałabyś, prawda?
- Na pewno. Do Barta nie ma dostępu. Jak zamierza to zrobić?
- Nic nie wiem. Ale...
- Co?...
Wayne Sandborg popatrzył chytrze.
- Barto nie dla wszystkich jest niedostępny. Nie zapominaj, że ma w tej chwili
gości...
- Chcesz powiedzieć, że morderca wśliznął się między nich?
- Tak bym zrobił na jego miejscu.
- Wykluczone - zapewniła Brenda kategorycznie.
- Dlaczego? - spytała Kate.
- Bo wszyscy przybywający są dokładnie kontrolowani. Barto ich zna. Niemożliwe,
żeby przecisnął się jakiś obcy.
- A jeżeli zabójca jest właśnie jednym z zaproszonych? - podsunął Wayne
Sandborg.
Patrick Baudouin słuchał zafascynowany. Nikt nie zwracał na niego uwagi. Ani
Brenda, ani Wayne, ani Kate. Traktowali go jak przedmiot.
Co miała oznaczać ta cała historia? Afera gangsterska? Tak wyglądało.
- Jedno jest pewne, Brendo, znalazłaś się w niebezpieczeństwie - podsumował
Wayne Sandborg.
- Właściwie dlaczego?
- Nie znamy modus operandi mordercy. Może urządzić generalną masakrę. Nie
270
wiem, jakie otrzymał instrukcje. Niewykluczone, że ma wspólników wewnątrz. Może
wielu. Mógł zwerbować ludzi. Wydaje się, że to pewniak. Najlepszy światowy specjalista
w zbrodni. Wołałem cię uprzedzić.
Patrick zadrżał. Brenda w niebezpieczeństwie? W jednej chwili zapomniał o
wszystkich wątpliwościach i urazach. Wyciągnął rękę ponad stolikiem i uścisnął dłoń
Brendy. Spojrzała na niego i uśmiechnęła się ze smutkiem. W jej oczach pojawiła się
tkliwość.
Nagle Wayne Sandborg skoczył na równe nogi.
- Dobry Boże! A cóż to takiego?
Aódz przybiła punktualnie.
Harry Shulz wysiadł z chevroleta, podążył na brzeg i wszedł do wody. Jego
gumowe buty pluskały. Zbliżył się do dziobu. Jakiś marynarz wyciągnął rękę i pomógł mu
wejść na pokład.
Z daleka było słychać wybuchy petard świątecznych, a niebo rozświetlały tysiące
sztucznych ogni.
Marynarze wiosłowali szybko i umiejętnie. W poi godziny dotarli do łodzi
podwodnej.
Czekał tam Sepheriades i jego dwunastu ludzi oraz komendant jednostki
morskiej. Z wyjątkiem dowódcy, wszyscy nosili zielone wojskowe drelichy, które mogły
należeć do jakiejkolwiek armii świata, buty spadochroniarskie. Podobnie Harry Shulz.
W rękach trzymali broń.
- Ruszamy - rzucił Harry.
Komendant dał znak marynarzowi. Marynarz zamachał latarką kierując krótki
pomarańczowy sygnał w stronę innego marynarza znajdującego się na wieżyczce. Ten
zniknął we wnętrzu. I powolutku okręt zaczął sunąć naprzód, prawie bezszelestnie. Tylko
lekkie buczenie dało się słyszeć pod pokładem. Harry Shulz spojrzał na trójkąt piany
271
podnoszącej się wokół dziobu, następnie zwrócił oczy na okręt wojenny tureckiej floty.
Sepheriades przysunÄ…Å‚ siÄ™ do niego.
- Ten z prawej - szepnÄ…Å‚.
- Tak - potwierdził Shulz.
Był to kontrtorpedowiec obwieszony girlandami kolorowych lampek elektrycznych.
Zakotwiczono go w pewnym oddaleniu od reszty floty. Stał w odległości około mili
morskiej od brzegu.
Okręt podwodny płynął ukosem, skręcił, ustawiając się prostopadle do rufy
kontrtorpedowca w taki sposób, żeby nie zwrócić uwagi marynarza pełniącego wachtę
przy trapie. Aódz zatrzymała się na ćwierć mili od okrętu.
- Joe! Jimmy! - zawołał cicho Harry.
Na to wezwanie Joe Stanzyk i Jimmy Kodesh stanęli obok komendanta łodzi
podwodnej z lufami pistoletów maszynowych na jego biodrach.
- Oszalał pan! - zaprotestował komendant zwracając się do Harry ego.
- Wcale nie. Podejmuję środki ostrożności. Nie zrobią panu nic złego.
- Jakie środki ostrożności?
- Na wypadek, gdyby po naszym powrocie nie było tutaj łodzi podwodnej.
Rozumie pan, nie wiem, jakie rozkazy otrzymał pan w Tulonie. Może takie, żeby nas
zostawić na łasce losu po wykonaniu zadania. A że nie mam ochoty wpaść w ręce
Turków... O.K., Jimmy. Opiekuj się nim dobrze, tak jak ci mówiłem. Jedno głupstwo i
sprzÄ…tasz go.
Harry Shulz zajął miejsce w szalupie u boku Sepheriadesa. Inni spuścili łódz na
morze.
- Wiosłować po cichu, chłopcy - polecił Sepheriades.
Szalupa powoli zbliżała się do rufy kontrtorpedowca. Sunęła bezszelestnie pośród
fal. Wkrótce dotarła na miejsce, okrążyła okręt przysuwając się jak najbliżej. Ukazał się
trap. Marynarz oparty o reling trzymał karabin między nogami. Patrzył w niebo
podziwiajÄ…c gwiazdziste snopy ogni sztucznych.
Szalupa podpłynęła do trapu. Otarła się o kadłub. Marynarz się odwrócił. Zobaczył
272
szalupę, chwycił karabin. To był jego ostatni gest.
W ręku Bucka  Chow Carsona drgnęła dziewiątka z tłumikiem. Kula trafiła
marynarza między oczy. Zwalił się, wypuszczając karabin, i wpadł do wody.
Harry Shulz postawił nogę na drabince, za nim ruszyli Sepheriades i dziesięciu
innych.
Weszli po drabince i znalezli się na pokładzie. Harry nie pomylił się. Miał rację
licząc, że święto narodowe wymiecie okręt z oficerów i załogi. Otrzymali przepustki i
okręt wojenny był pusty.
Dziesięciu ludzi pod wodzą Sepheriadesa przeszukało kontrtorpedowiec i
znalazło zaledwie dwóch oficerów i ze dwudziestu członków załogi. Zamknięto ich
wszystkich w mesie oficerskiej pod stracÄ… Jerry ego ,,Cherry Wettgrena i Tommy ego
Yodkuna.
Sepheriades doskonale znał ten typ okrętu wojennego, ponieważ jednostki
morskie używane przez marynarki grecką i turecką były identyczne w ramach
ujednolicenia jednostek NATO (to przyczyna, dla której Shulz tak nalegał na Mike a
O Shea, żeby znalazł mu byłego oficera marynarki - członka sił NATO).
Sepheriades i Harry zeszli do komory amunicyjnej, dostarczającej pociski dwóm
czterodziałowym bateriom o kalibrze dziewięć i pół cala każda. Znajdowały się na
dziobie.
Michel Corvet spróbował otworzyć drzwi pierwszej komory, ale potrząsnął
przecząco głową: były zaryglowane.
Harry Shulz uśmiechnął się. Wyciągnął z kieszeni wąski rulon folii aluminiowej i
wsadził go w otwór zamka; w rulonie było dwieście główek zapałek. Z drugiej kieszeni
wyjął buteleczkę z benzyną i zanurzył w niej wykałaczkę. Wykałaczkę umieścił w rulonie.
Zapalił zapalniczkę i przytknął płomień do wykałaczki. Odskoczył do tyłu.
Nastąpił głuchy wybuch i drzwi zawisły na zawiasach. Shulz zrobił to samo z
drzwiami drugiej komory. Gdy weszli do środka, Sepheriades zaczął działać, wydając [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl