[ Pobierz całość w formacie PDF ]

teraz uczucie, jakbym ostatnie pół godziny spędziła we wspaniałym grobowcu. Tak, to jest
grób, w którym spoczywają pogrzebane nadzieja, radość i zdolność do spełniania
szlachetnych czynów. Każdy piękny opis, każda głęboka myśl przechodzą niepostrzeżenie w
te same żałobne pienia o krótkotrwałości życia ludzkiego, o powolnej ruinie i rozkładzie
wszystkich ziemskich rzeczy. Promienne tkliwe wspomnienia poety o miłości, młodości i
pięknie - to tylko pogrzebowe pochodnie oświetlające ów grób, albo innymi słowami, to
kwiaty, które na nim kwitną, zroszone łzami. Przy grobie siedzi znękana dusza. Nie raduje się
ona ani szczęśliwymi wspomnieniami przeszłości, ani perspektywami przyszłości, lecz szuka
pociechy w zapomnieniu. Daremnie morze woła do tej omdlałej duszy donośnym głosem
natchnienia, daremnie nieba zmagają się z jej słabością. Ona żali się uporczywie i w
236
zapomnieniu szuba ucieczki od doraznej niedoli. Czasami podchwytuje jakieś słabe echo z
żyjącego radosnego świata, przebłysk mającej nastać doskonałości i, wyrwana przejmującym
wstrząsem z otchłani zwątpienia i rozpaczy, czuje się zdolna do stworzenia wielkiego ideału
nawet w ramach "tej biednej, nędznej, więziennej rzeczywistości", w której wegetuje. Ale za
chwilę natchnienie cichnie, wizja gaśnie i ta wielka, bardzo cierpiąca dusza znów tonie w
mrokach niepewności i rozpaczy. Często myślę, że piękne idee są dla większości ludzi tak
samo krępujące, jak towarzystwo wielkich ludzi. Uważa się ogólnie, że są one daleko bardziej
na miejscu w książkach i na odczytach niż w salonie lub przy stole. Oczywiście nie mam na
myśli pięknych uczuć, lecz wyższe prawdy odnoszące się do codziennego życia. Niewielu z
moich znajomych zastanowi się w trakcie codziennego obcowania z ludzmi nad pięknymi
błyskami prawdy pochwyconymi w okresie studiów. Często, gdy mówię z entuzjazmem o
czymś, co mnie zachwyca w historii czy poezji, nie otrzymuję odpowiedzi. Czuję wtedy, że
muszę zmienić temat i nawiązać do najpospolitszych spraw, jak pogoda, krawcowa, sporty,
choroba, smutki, udręczenia. Rozumie się, wszystko, co dotyczy moich najbliższych,
niezmiernie mnie obchodzi. Właśnie te zainteresowania tak mi utrudniają rozmowy z
niektórymi ludzmi, takimi, co to nie chce im się mówić albo też nie mówią tego, co myślą.
Ale miło by mi było spotykać więcej przyjaciół, skorych pogwarzyć ze mną od czasu do
czasu a cudnych utworach, jakie czytam. Nie trzeba nam naśladować "Uczonych białogłów",
ale powinniśmy mieć coś do powiedzenia o naszych studiach jak również obowiązkach i o
tym, co mówią nasi profesorowie albo jak oceniają nasze ćwiczenia. `cp2 Dziś jadłam obiad
razem z klasą nowicjuszek w Radcliffe. Pierwszy raz wzięłam bezpośredni udział w życiu
college'u i było to przemiłe przeżycie! Pierwszy raz od czasu, jak wstąpiłam do Radcliffe,
miałam sposobność zaprzyjaznić się ze wszystkimi koleżankami z klasy. Co to za
przyjemność wiedzieć, że uważają mnie za swoją, a nie za dziwoląga trzymającego się na
uboczu i nie interesującego się ich codziennym życiem, bo tego się czasami obawiałam.
Często się dziwiłam, gdy, moje rówieśnice, a nawet osoby starsze wyrażały taki pogląd, a
raczej dawały coś podobnego do zrozumienia. Raz ktoś napisał do mnie, że według niego
muszę być zawsze "urocza i poważna", że myślę wyłącznie o mądrych, dobrych,
interesujących rzeczach - tak jakby mnie zaliczał do tych nieznośnych świętych, których na
świecie jest aż za dużo! Zmieję się zawsze z tych niedorzecznych pomysłów moich
przyjaciół, że daleko lepiej mieć trochę wad i być wesołą i towarzyską - pomimo wszelkich
upośledzeń, niż zamykać się w swojej skorupie, pieścić się swoimi zgryzotami, oblekać je w
szaty świątobliwości, a potem podawać siebie za ideał cierpliwości, cnoty, dobroci i
wszelkich doskonałości. Ale nawet kiedy się śmieję, czuję w sercu skurcz bólu, bo przykro mi
237
pomyśleć, że ludzie posądzają mnie o brak sympatii do moich młodych towarzyszek, sympatii
wynikającej z tego, co mamy ze sobą wspólnego - młodości, nadziei na poły ochoczej, na
poły bojazliwej postawy wobec czekającego nas życia. `cp2 Sainte-Beuve powiada: Il vient
un age peut-etre quand on n'ecrit plus. Jest to jedyna aluzja, z jaką się spotkałam w książkach,
co do tego, że zródła literatury, które teraz wydają się tak różnorodne i nieskończone, mogą
się kiedyś wyczerpać. Dziwię się, że coś podobnego mogło komukolwiek przyjść do głowy. I
to komu jak komu, ale takiemu wybitnemu krytykowi. Fakt, że dziewiętnasty wiek nie wydał
wielu autorów, których można zaliczyć do największych geniuszów wszystkich czasów,
moim zdaniem, nie usprawiedliwia takiej refleksji: "Może przyjść czas, kiedy ludzie
przestaną pisać". Po pierwsze, zródła literatury zasilają dwa rozległe światy, świat czynu i
świat myśli, dzięki następstwu twórczych dzieł w jednym i zmianom w drugim. Nowe
doświadczenia i wydarzenia wywołują nowe idee i pobudzają ludzi do stawiania pytań, o
jakich przedtem nie pomyśleli, i do szukania definitywnej odpowiedzi w głębiach ludzkiej
wiedzy. Po drugie, jeżeli to prawda, że musi minąć wiele stuleci, zanim świat osiągnie
doskonałość, jak minęło ich wiele, zanim stał się taki, jaki jest dzisiaj, literatura z pewnością
wzbogaci się niepomiernie dzięki niesłychanym zmianom, nabytkom i udoskonaleniom, jakie
niechybnie muszą się dokonać w dalekiej przyszłości. Jeżeli geniusz milczał przez całe
stulecie, to nie znaczy, żeby próżnował. Przeciwnie, gromadził świeże materiały nie tylko z
odległej przeszłości, ale również z wieku postępu i rozwoju. Może w przyszłym wieku nastąpi
wspaniała eksplozja twórcza we wszystkich różnorakich dziedzinach literatury. Obecnie świat
przeżywa kompletną rewolucję i wśród walących się systemów i imperiów, sprzecznych teorii
i wierzeń, odkryć i wynalazków, to przecież cud, jak ktoś w ogóle może tworzyć wielkie
dzieła literackie. To nie jest wiek myślicieli. Trochę pózniej, gdy przycichnie rozmach i zapał
działających, będziemy mogli oczekiwać zjawienia się wielkich ludzi, którzy w świetnej
poezji i prozie będą wysławiać czyny i triumfy ostatnich paru stuleci. To bardzo interesujące
obserwować rozwój rośliny, to coś takiego, jakby się brało udział w dziele stworzenia. Kiedy
na dworze jest zimno i biało, kiedy leśna zwierzyna, przepłoszona do zimowych kryjówek,
śpi smacznie w ciepłej ziemi, a puste gniazda na bezlistnych drzewach napełniają się
śniegiem, wychodzące na ogród moje okno goreje i uśmiecha się tak, że w pokoju robi się
lato, chociaż na dworze zima. To coś zdumiewającego - kwiaty kwitnące wśród śnieżycy!
Czułam, jak pąk zrzucił nieśmiało zielony kapturek i rozkwitł z jedwabistym wybuchem
dzwięku, podczas gdy lodowate palce śniegu bębniły po szybach. Ciekawa jestem, jaka to siła
tajemna spowodowała ten cud rozkwitu. Co to za moc zagadkowa popychała młodziutką
roślinkę z ciemnej ziemi w górę, ku światłu, poprzez stadia liści, łodygi i pąka ku wspaniałej
238 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl