[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Tak, to caÅ‚kiem możliwe. Podejrzewam, że najpierw za­
mierzała mnie uwieść, a potem wciągnąć w pułapkę. Ale
dlaczego dwukrotnie próbowała cię zabić? Przecież byłaś
dla niej bardzo dobra.
Kathryn zastanawiała się przez dłuższą chwilę.
- Może była zazdrosna? Mój ukochany wciąż był przy
mnie, ona zaś straciła prawie wszystko. Zorientowała się, że
ją lekceważysz. Spodziewała się, że po mojej śmierci łatwiej
znajdzie drogÄ™ do twojego serca.
- Całkiem możliwe - zgodził się Lorenzo. - Nie mówmy
o niej, nie jest tego warta. Jak jÄ… schwytajÄ…, poniesie zasÅ‚u­
żoną karę.
- Tylko bÅ‚agam ciÄ™, nie bÄ…dz dla niej zbyt surowy. - Kath­
ryn spojrzała na niego z niepokojem. - Wiem, że postąpiła
karygodnie, lecz...
- W myśl prawa powinna otrzymać chłostę i pójść do
więzienia.
- Nie! To zbyt okrutne! - zawoÅ‚aÅ‚a Kathryn. - A nie mo­
żesz po prostu odesłać jej do ojca?
- Chcesz tego?
- Tak. Nie potrafiłabym znieść myśli, że przyczyniłam się
do jej śmierci.
192
- Zgoda. Tym razem muszę ci ustąpić. Don Pablo będzie
sędzią własnej córki, bowiem zamierzam go poinformować
o wszystkim, co siÄ™ tutaj staÅ‚o. Koniec na tym. Zapomnij­
my o Marii.
- Dokąd pójdziemy dziś wieczorem? - zapytała Kathryn.
Pierwszy raz od tygodnia zamierzali razem wyjść z do­
mu. Lorenzo przygotował jakąś niespodziankę.
- Cierpliwości, madonno - odparł i leciutko pocałował
jÄ… w usta. - Za parÄ™ godzin sama siÄ™ przekonasz. Na razie
to tajemnica.
Tajemnicą okazał się wspaniały bal maskowy, wydany
na cześć Kathryn. Zjawili się wszyscy przyjaciele. Lorenzo
sprawiÅ‚ żonie nowÄ… wspaniaÅ‚Ä… sukniÄ™ z zielonego jedwa­
biu, naszywanÄ… maleÅ„kimi brylancikami. Srebrna masecz­
ka - też przygotowana specjalnie na tę okazję - podkreślała
jej kuszÄ…ce usta.
Lorenzo jak zwykle ubrał się na czarno, chociaż miał
zielone szarfy na rÄ™kawach - pod kolor sukni żony. Poca­
łował ją przed wyjściem i wręczył jej kolejny prezent: mały
naszyjnik ze szmaragdów, który jak ulaÅ‚ leżaÅ‚ na jej smu­
kłej szyi.
-Cudowne. Rozpieszczasz mnie, Lorenzo. - Kathryn
uniosła głowę i zobaczyła, że oczy męża błyszczą piękniej
niż klejnoty.
- JesteÅ› moim najwiÄ™kszym skarbem - oznajmiÅ‚ z prze­
jęciem. - Przez chwilę myślałem, że cię stracę, i ogarnęło
mnie przerażenie. Moje życie byłoby bez ciebie puste. Kie-
193
dyś w ogóle nie myślałem o małżeństwie, ale teraz... Teraz
jestem szczęśliwy dużo bardziej, niż się spodziewałem.
- Mój kochany. - Kathryn miaÅ‚a oczy peÅ‚ne Å‚ez, ale dziel­
nie walczyÅ‚a ze wzruszeniem. Nie wierzyÅ‚a, że kiedyÅ› usÅ‚y­
szy od niego tak czułe słowa. Owszem, kochała go, lecz co
innego kochać, a co innego być kochanym.
Lorenzo uśmiechnął się i pocałował ją w rękę. Wyszli
z domu. Noc była ciepła i wspaniała.
- Chodz, Kathryn. Przyjaciele na nas czekajÄ….
Bal udał się znakomicie. Wszyscy ucieszyli się na widok
Kathryn. Przyjaciółki wycałowały ją, jakby nie widziały jej
od bardzo dawna. Na dobrÄ… sprawÄ™, żadna z nich nie lu­
biła Marii.
- Lorenzo nie powinien goÅ›cić jej u siebie - bez ogró­
dek stwierdziła Elizabeta. Bal odbywał się w jej domu,
więc z emfazą pełniła rolę gospodyni i opiekunki Kathryn.
- Mam nadzieję, że będziesz do mnie często pisać, kiedy
wrócicie do Wenecji. Nasza przyjazÅ„ przetrwa próbÄ™ cza­
su i rozłąki! - dodała teatralnym tonem. - Tylko pamiętaj,
zaproÅ› mnie do siebie.
Kathryn wybuchnęła śmiechem.
- Z największą przyjemnością - odpowiedziała. - Póki
co, Lorenzo nadal musi pozostać w Rzymie. Na razie nic
nie mówił o powrocie.
Podejrzewała, że będzie bardzo tęsknić do rzymskich
przyjaciółek. Prawdopodobnie w Wenecji pozna nowych
znajomych, a mimo to będzie jej brakowało kobiet, których
194
przyjazÅ„ zyskaÅ‚a. PrzypomniaÅ‚a sobie, że Lorenzo wspomi­
nał, iż kupi willę na przedmieściach Rzymu i urządzi tam
letniÄ… rezydencjÄ™.
Kathryn chyba jeszcze nigdy nie była tak radosna jak
tego wieczoru. Ciągle tańczyła - najczęściej z mężem.
Lorenzo pozbył się posępnej miny i tryskał humorem.
Niektórzy z jego dawnych przyjaciół wręcz nie mogli
nadziwić się tej zmianie. Kilku z nich wspomniało o tym
Kathryn.
- Prawdziwy cud! - zachwycał się Paolo. - To wyłącznie
twoja zasługa. Ech, miłość...
WÅ‚aÅ›nie, miÅ‚ość. Kathryn nigdy nie marzyÅ‚a o tak wspa­
niaÅ‚ym mężu. Wszystko widziaÅ‚a jak przez mgÅ‚Ä™, owÅ‚adniÄ™­
ta niezwykłym szczęściem.
Bardzo pózno opuścili przyjęcie. Pochodnie wypaliły się
już niemal do koÅ„ca, a księżyc Å›wieciÅ‚ blado, przesÅ‚oniÄ™­
ty przez chmury. Zaledwie wyszli na ulicę, natknęli się na
człowieka, który właśnie zamierzał zapukać do drzwi Eli-
zabety. Lorenzo aż krzyknął z radości.
- Michael! Cieszę się, że cię widzę, stary druhu. Co
z twoim ojcem?
- Dużo lepiej, dziękuję - odparł Michael i uśmiechnął się
krzywo. - PouczaÅ‚ mnie, że powinienem znalezć sobie żo­
nę. To znaczy, że już wyzdrowiał.
Lorenzo się roześmiał.
- Tęskniliśmy za tobą. Może pójdziesz z nami? Mamy
sporo do omówienia.
- Dlatego cię szukałem - powiedział Michael i z uśmie-
195
chem spojrzaÅ‚ na Kathryn. - Mam dobre wieÅ›ci. Przywioz­
Å‚em list od lorda Mountfitcheta.
- Od wuja Charlesa? - ze Å‚zami w oczach zawoÅ‚aÅ‚a Kath­
ryn. Och, to byÅ‚ naprawdÄ™ najcudowniejszy dzieÅ„ w jej ży­
ciu. - Tak się cieszę. Nic mu się nie stało? A ciocia Mary?
- Oboje są cali i zdrowi. Pozwoliłem sobie otworzyć list,
chociaż byÅ‚ adresowany do ciebie, Lorenzo. Lady Mary za­
chorowała podczas rejsu i lord Mountfitchet kazał skręcić na
Sycylię. Nie dopłynęli na Cypr. Na wieść o napadzie Turków
postanowili zostać na Sycylii. Lady Mary długo chorowała.
Z powodu wojny lord Mountfitchet nie bardzo wiedziaÅ‚, do­
kąd wysłać wiadomość o ich losie. Wreszcie wybrał Wenecję.
- To wspaniaÅ‚e wieÅ›ci - powiedziaÅ‚ Lorenzo. - Ogrom­
nie siÄ™ cieszÄ™.
-Na Boga! - krzyknÄ…Å‚ Michael i bÅ‚yskawicznie ode­
pchnÄ…Å‚ go na bok. - Co ty robisz?!
Kathryn krzyknęła, przerażona. Dopiero teraz spostrzeg­
ła kobiecą postać, która wychynęła z cienia i zamierzała
wbić długi zakrzywiony sztylet w plecy Lorenza. Michael
był szybszy, więc chybiła. Wrzasnęła dziko i jak oszalała
zaczęła wymachiwać nożem.
- ZabijÄ™ go! - krzyczaÅ‚a Maria. - ZabraÅ‚ mnie od czÅ‚o­
wieka, którego kocham! Raszid chciał pojąć mnie za żonę!
Jak on zginie, Raszid pozwoli mi do siebie wrócić! [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl