[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Wiesz, że gdybyś spróbowała, ktoś mógłby zobaczyć ciebie i Dalora. Od razu by
się domyślił, że jesteście blizniętami.
 Niekoniecznie. Nie jesteśmy identyczni, wyglądamy inaczej.
 Nie tak bardzo. Oboje macie jasne włosy i niebieskie oczy. Jesteś taka
podobna, że mogłabyś zająć jego miejsce.
Nuella rozpromieniła się,  Doskonały pomysł! Zamienię się z bratem!  Nie
sądzę, by Kindan chciał tańczyć z Dalorem  odparł Zenor ze śmiechem.
Dziewczynka znowu spochmurniała.
 Tak, masz rację.  Po chwili dodała:  A jednak wziął mnie za córkę kupca.
Może& Zenor był w rozterce.
 Jest moim przyjacielem. Nie chcę go okłamywać  powiedział żałośnie.
 Nie proszę cię, żebyś kłamał. Ale on nie wie&  A ty nie chcesz, żeby
ktokolwiek wiedział  dokończył, bo dobrze znał jej stanowisko. Nuella
zarumieniła się.
 Nie chodzi o mnie, tylko o tatę. Boi się&  Nie ma racji, przecież wiesz 
powiedział z głębokim przekonaniem.  No i przecież nie może przez cały czas
trzymać cię w ukryciu&  Jak dotąd dobrze sobie radziłam.
 Ja cię znalazłem, prawda?  sparował.
 Prawdę mówiąc, to ja znalazłam ciebie  poprawiła.
 Mimo wszystko, jesteś tutaj niespełna sześć miesięcy&  Jak my wszyscy& 
& a ja już się dowiedziałem  dokończył.  Jak myślisz, kiedy odkryje to ktoś
inny? Za miesiąc? Siedmiodzień? Nuella ściągnęła brwi.
 Tylko dopóki kopalnia się nie sprawdzi i tata&  Sza! Wraca  przestrzegł
Zenor.
Nuella odruchowo chwyciła go za rękę i uścisnęła ją z wdzięcznością.
 Wiesz  szepnął  mógłbym nauczyć cię tańczyć.
 Nie dzisiaj  odparła równie cicho.  Ale chciałabym, Zenorze.  Po chwili
dodała:  Jesteś moim najlepszym przyjacielem.
Zenor uśmiechnął się w ciemności.
Jedzenie prawie zniknęło ze stołów, kiedy Kindan zdecydował się na czwartą
dokładkę. Zapewne z powodu zmęczenia zauważył Kayleka dopiero wtedy, gdy ten
złapał go za ramię.
 Co ty tu jeszcze robisz?  burknął.  Zdawało mi się, że całe wieki temu
posłałem cię do łóżka.
 Właśnie idę  skłamał Kindan, wyrywając się bratu. Czuł, jak oczy Kayleka
wwiercają się w jego plecy, gdy odchodził. Nie miał wyboru, musiał skręcić na
ścieżkę wiodącą z placu na wzgórze, do ich domu.
Nogi odmawiały mu posłuszeństwa, gdy pokonywał łagodny stok. Poczuł się
senny i chętnie położył się do łóżka. Przykrył się kocami i zasnął, gdy tylko
zmrużył oczy.
Zbudził się rankiem, drżąc z zimna. Szybko odkrył, dlaczego  śpiący obok niego
Jakris ściągnął wszystkie koce na siebie. Kindan przez chwilę zastanawiał się, czy
nie powalczyć o przynależną sobie część, ale przypomniał sobie sennie, że dziś
rano Silstra wyjeżdża z obozu.
Wygramolił się z łóżka, włożył robocze ubranie i poszedł do kuchni. Ogień wygasł
i w pomieszczeniu, panował chłód. Silstra zwykle wstawała pierwsza i rozpalała w
piecu, żeby ugotować owsiankę i zaparzyć klan.
Teraz ktoś inny będzie musiał przejąć jej obowiązki. Pocierając policzki, żeby
przepędzić resztki snu i trochę się rozgrzać, Kindan zadecydował, że przynajmniej
tego dnia on to zrobi. Włożył garść chrustu do paleniska i podpalił. W kuchni
zrobiło się cieplej, śniadanie się gotowało, a w powietrzu unosił się aromat klahu.
 Dzień dobry  zawołał Dakin, najstarszy brat. Napełnił kubek klahem. 
Cieszę się, że wstałeś pierwszy  powiedział, wdychając aromatyczny zapach i
grzejąc ręce o kubek.  Dziś będzie ciężki dzień. Jestem pewien, że Natalon każe
nam nadrobić czas stracony w nocy.
 Chciałem pożegnać się z Sis  powiedział Kindan.
Dakin wzruszył ramionami i wyjrzał przez okno, żeby określić godzinę.
 W takim razie lepiej się pospiesz. Kupcy lubią wcześnie ruszać w drogę.
Kindan ruszył do drzwi, a brat zawołał za nim:  Zaczekaj, zaniesiemy im klah w
kubkach z pokrywkami.  Z błyskiem w oczach dodał:  Może trochę opóznią
wyjazd.
Kindan chciał biec do karawany, ale Dakin narzucił bardziej umiarkowane
tempo.
 Jeśli odjechali, Kindanie, to pośpiech nic nie da. A jeśli nie odjechali,
porozlewamy klah, co ich nie ucieszy.
Kupcy właśnie zaczynali się krzątać, gdy bracia weszli do obozowiska. Wozy były
już załadowane, a zwierzęta robocze zaprzężone. Kindan rozejrzał się, ciekaw, czy
wypatrzy wóz Nuelli. Zdziwił się, gdy spostrzegł, że w obozie kupców nie ma
dzieci.
 Patrz, tamten musi być ich!  powiedział Dakin, wskazując fantazyjnie
udekorowany wóz stojący w pewnym oddaleniu od innych.
Kindan szedł za nim, rozglądając się po obozie. Ani śladu dzieciaków.
 Hej tam, w wozie!  zawołał Dakin, gdy zbliżyli się do pojazdu nowożeńców. 
Przynieśliśmy gorący klah.
Dakin uśmiechnął się szeroko, kiedy w wozie coś zaszurało. Terregar wytknął
głowę spomiędzy zasłon.
 Gorący klah?  powtórzył tęsknie.
 No&  mruknął z namysłem Dakin, podnosząc kubki  & może tylko ciepły.
Z domku daleka droga.
Terregar spojrzał łakomie na kubek, ale zanim zdążył podnieść go do ust,
odebrała mu go smukła ręka.
 Dzień dobry, siostrzyczko!  huknął Dakin wesoło. Uśmiechnął się szeroko,
gdy Silstra jęknęła w odpowiedzi.
Terregar skarcił go spojrzeniem, pocierając głowę wolną ręką.
 Nie wydzieraj się, Dakin. Pewnego dnia sam się ożenisz i nazajutrz po weselu
będziesz wdzięczny za ciszę.
Dakin pokręcił głową, nie przestając się uśmiechać.
 Poczekamy, zobaczymy. Na razie zamierzam zachowywać się jak zawsze.
Terregar popatrzył żałośnie, ale nic nie powiedział. Kindan natarczywie pociągnął
brata za rękaw.
 Powiesz swojej żonie, że jej niektórzy bracia& nawet ci, którzy wiedzą, że dziś
czeka ich praca& przyszli się pożegnać?  zapytał Dakin. Terregar przytaknął i
odwrócił się, żeby wysłuchać odpowiedzi Sis z wnętrza wozu. Pokiwał głową i
odwrócił się do braci.
 Zaraz wyjdzie. Najpierw musi wypić klah.
 Potrafię to zrozumieć  odparł Dakin wyrozumiałe. Spostrzegł, że w ich stronę
zmierza kupiec Veran z kubkami w rękach.  Coś mi się zdaje, że waszym
przyjaciołom kupcom niespieszne dzisiaj w drogę  powiedział do Terregara.
Veran usłyszał jego słowa i powoli pokiwał głową.
 Tak, po takiej nocy nieprędko ruszymy. Domyślam się, że podobnie jest z
pracÄ… w kopalni.
Dakin z zadumą zagryzł wargi.
 Trudno powiedzieć. Górnik Natalon ma wyrobione pojęcie na temat porządnej
pracy. Z drugiej strony, wie choćby po sobie, że wszyscy są zmęczeni po ostatniej
nocy, a jest wyczulony na wszystko, co mogłoby spowodować wypadek. Veran
przyznał mu rację.
 A nic tak nie sprzyja wypadkom jak otumaniona głowa.
Kindan ośmielił się wtrącić do rozmowy.
 Wszystkie wasze dzieci jeszcze śpią? Veran roześmiał się.
 Ależ skąd! Spodziewam się, że już są na nogach& w Warowni Crom. 
Pochylił się i dodał konspiracyjnym szeptem:  Po takiej ekscytującej nocy nie
mogłyby zasnąć i uprzykrzałyby życie rodzicom, dlatego ich nie zabraliśmy. Dakin
roześmiał się wraz z Veranem. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl