[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się, \e jego dawna, \ywiołowa Jillian, przygnieciona troskami,
odeszła na zawsze, do czego walnie przyczynił się on sam.
Furia i ogień w jej oczach przyniosły mu niemal ulgę.
- Zachowywałam się jak \ałosny, mały szczeniak, który
prosi o wybaczenie nie popełnionego czynu - powiedziała z
goryczą. - Dopiero ostatniego wieczoru dowiedziałam się, co
naprawdę o mnie myślisz. Było to bardzo pouczające.
- Byłem pewny, \e nigdy nie wystąpisz przeciwko mnie -
oświadczył Dax. - I miałem rację. Kiedy pobiegłaś na górę,
Gerard opowiedział mi wszystko o waszym spotkaniu z
Rogerem. Oświadczył, \e mając tak kochającą \onę, jestem
piekielnie szczęśliwym człowiekiem.
- Ju\ ciÄ™ nie kocham.
- To nieprawda. - Chcąc uspokoić Jillian, ruszył w jej
stronę. Zobaczywszy to, chwyciła stojący na stoliku cię\ki,
porcelanowy zegar. - Co rob...? - Ledwie udało mu się
pochylić głowę. Tu\ obok zegar rozbił się z hukiem. - Złotko,
ja...
- Jak śmiesz tak zwracać się do mnie? To kretyńskie
określenie.
Obok Daksa przeleciała gruba ksią\ka. Kiedy w powietrzu
znalazł się następny przedmiot, podbiegł do Jillian. Złapał ją,
zanim zdołała schronić się za łó\kiem. Przewrócił ją na
materac, a potem na podłogę, i mocno przytrzymał.
- To nie jest kretyńskie określenie - zaprotestował, cię\ko
dyszÄ…c.
Jak to się działo, \e drobna i z pozoru wątła osóbka
potrafiła tak bardzo dawać mu w kość? Złapał Jillian za
nadgarstki, \eby go nie podrapała, i odsunął się, aby uniknąć
ciosu kolanem w najwra\liwszą część ciała.
- Jest, jest, jest.
- Złotko, złotko, złotko...
Udało mu się przewrócić Jillian na plecy. Cię\arem
własnego ciała przygniótł ją do podłogi. Lubił, gdy pod nim
le\ała.
- Daj spokój, Dax. - Gdyby jej oczy mogły zabijać, w
ciągu paru sekund postradałby \ycie. - Wypróbuj swoją
sztuczkę na innej kobiecie. Ja mam cię dość. Wyprowadzam
siÄ™.
- Zawarliśmy umowę - przypomniał.
- Dla mnie nie istnieje ju\ \aden układ. Sceduję na ciebie
posiadane udziały Zakładów Przemysłowych Piersalla.
- I tak nie pozwolę ci odejść. Jest jeszcze coś, co
chciałabyś mi wygarnąć?
- Oczywiście. Wiele rzeczy. Całkowicie zrujnowałeś moje
\ycie. Ale to dla ciebie za mało. Ka\dą kłótnię kończysz w
taki sposób, jak w tej chwili. Znęcasz się nade mną. - Rzuciła
Daksowi ostre spojrzenie. - Tak jak w tej chwili. GdybyÅ› nie
miał fizycznej przewagi i za ka\dym razem siłą nie wymuszał
na mnie zbli\enia, ju\ dawno skończyłaby się ta farsa.
Usłyszawszy tyradę Jillian, Dax roześmiał się głośno.
- Od tak dawna wodzisz mę\czyzn za nos, \e weszło ci to
w krew. Nie umiesz przegrywać. Zanim przystąpisz do
następnego ataku, zastanów się, dlaczego do siebie wróciliśmy
i ponownie jesteśmy razem.
- Chodzi o seks - oświadczyła grobowym głosem.
- Chodzi o znacznie więcej. Jesteś połową mojej duszy. A
ja twojej. Bez siebie jesteśmy skazani na wegetację. Sama to
kiedyś powiedziałaś.
- Wegetacja jest lepsza ni\ to, co teraz ze mnÄ… siÄ™ dzieje.
Mniej bolesna.
Rozpacz brzmiąca w głosie Jillian otrzezwiła Daksa.
- Wybacz.
- Co mam ci wybaczyć? To, \e chodzisz po tej ziemi?
- śe jestem niegodnym zaufania, głupim facetem, który
opuścił jedyną kobietę, którą jest w stanie kochać. Wieczorem
uprzytomniłem sobie, \e mam do ciebie pełne zaufanie.
Niestety, nie pozwoliłaś mi o tym powiedzieć. Jestem pewny,
\e z Charlesem łączyła cię tylko przyjazń. Tylko siebie mogę
obwiniać o stracone lata. - Opuścił głowę i na czole Jillian
zło\ył delikatny pocałunek. - Nadal cię kocham. Jesteś jedyną
kobietą, jakiej kiedykolwiek oddałem swoje serce.
Oczy Jillian wypełniły się łzami. Ledwie powstrzymywała
się, \eby nie wybuchnąć głośnym płaczem.
- Czy wiesz, jak bardzo chciałam to usłyszeć? Przez tyle
lat marzyłam o tym, \e znów powiesz, jak bardzo mnie
kochasz. Ty... ty Å‚obuzie.
Dax zaczął powoli się uspokajać. Westchnął.
- Powiedz, \e mnie nie opuścisz - zaryzykował.
- Podaj choć jeden powód, dla którego powinniśmy
pozostać razem.
Zawahał się i znów westchnął.
- Nie chcę bez ciebie \yć. Jeśli zerwiesz ze mną i się
wyprowadzisz, popełnisz ogromny błąd. Tak wielki jak ten
mój przed laty.
Puścił nadgarstki Jillian i przesunął dłonią po jej policzku.
Patrzyła mu teraz głęboko w oczy.
- Chciałabym wierzyć, \e potrafimy...
- Jeśli uwierzysz, \e potrafimy...
Podniosła ręce i poło\yła dłonie na ramionach Daksa.
Pogłaskała go po plecach.
- Bez ciebie nie chcę \yć. Ale...
- Powtarzam, myliłem się. Nie potrafimy zapomnieć o
przeszłości. Mo\emy jednak zaakceptować to, co się
wydarzyło. - Dax zaryzykował nikły uśmiech. - Zawsze
podejmowałaś wyzwania...
- Znasz mnie a\ za dobrze. Lepiej ni\ ja sama siebie.
PoddajÄ™ siÄ™.
Jillian przyciągnęła go do siebie i przywarła wargami do
jego ust. Dopiero po chwili uprzytomnił sobie, \e wygrał.
Otwierała się przed nim świetlana przyszłość. Tak jasna, jak
włosy kobiety, którą trzymał w objęciach. Dopiero teraz
doszło do głosu fizyczne po\ądanie.
Całował ją mocno i namiętnie. Jillian z trudem oderwała
wargi od jego ust, \eby zaczerpnąć powietrza.
- Kocham cię - wyszeptała.
Miał przed sobą wspaniałe \ycie, pełne obietnic i
mo\liwości, a tak\e kobietę, którą darzył głębokim uczuciem.
- Ja te\ kocham cię, złotko. I nigdy nie dowiesz się, jak
bardzo.
W oczach Jillian dostrzegł figlarne błyski.
- Chyba jednak będziesz musiał zaraz mi to udowodnić...
Po dłu\szym czasie podniosła głowę spoczywającą na
piersi Daksa.
- Zaczynam gustować w podłogowym seksie. Roześmiał
się wesoło.
- To dobrze. W tym domu podłóg nie brakuje.
- Jasne. Ale kiedy zajdę w cią\ę, będziemy musieli
zapomnieć o nich na jakiś czas.
W oczach Daksa dostrzegła łzy wzruszenia.
- Niczego bardziej nie pragnÄ™ ni\ naszego dziecka.
Oprócz twojej miłości.
Mojej miłości, w myśli powtórzyła Jillian. Objęła mocno
Daksa. Dopiero teraz poczuła, \e naprawdę wrócił do domu.
EPILOG
Nadeszło następne babie lato. Jak wiele zmieniło się w
ciągu roku, pomyślała Jillian, patrząc, jak mą\ zrywa się nagle
z ogrodowego krzesła. Z rozczuleniem obserwowała czterech
dojrzałych mę\czyzn skaczących z radości, gdy spiker
radiowy ogłosił wygraną uwielbianej przez nich baseballowej
dru\yny.
Dax, Ronan i Ben radośnie poklepywali się nawzajem po
plecach, podczas gdy Jack wył, naśladując gesty Tarzana. Nic
dziwnego, \e jego \ona niekiedy tak go nazywała. To prawda,
\e Jack potrafił udawać beztroskiego wesołka, ale jego
uczucie do Frannie było szczere i głębokie. Uwielbiał \onę.
Widząc ich wraz z dziećmi, Aleksą, łanem i Brittany, Jillian
czuła ucisk serca.
Christine trzymała na rękach Brittany, rozśmieszając
malucha, a jego matka robiła sobie kanapkę przy piknikowym
stole ustawionym na podwórzu za domem Piersallów. Jillian
pomyślała, \e Chrissy będzie brakowało towarzystwa tych
dzieciaków, gdy\ wkrótce rozpoczynała szkolne zajęcia.
Do córki Daksa przyczłapała najmłodsza pociecha
Sullivanów i objęła ją za nogi. Maureen miała dwa i pół roku.
Idąc do stołu, przy którym siedziała Deirdre zatopiona w
rozmowie z Frannie i Mariną, dziewuszka paplała bez
przerwy.
Ronan złapał ją w chwili, gdy zamierzała ściągnąć ze stołu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]