[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Joaquin gorączkowo szukał pretekstu, żeby znik-
nąć, zanim pojawi się Carson.
Jeżeli nie jestem ci już potrzebny, pójdę wziąć
prysznic. Baw siÄ™ dobrze. MinÄ…Å‚ jÄ… i szybkim
krokiem wszedł na schody.
128 ANNE McALLISTER
Wybierasz się dzisiaj na przyjęcie do Wil-
sonów?
Nie rozumiał, po co go drażni. Chciała się po-
chwalić towarzyskim sukcesem czy potrzebowała
doradcy?
Nie, umówiłem się z rodziną w ,,Plażowej .
Dobrej zabawy!
Nawzajem!
Nie poszedł do restauracji dla przyjemności. Po-
jawił się tylko na chwilę w garniturze i w krawacie.
Rodzice i obydwie panie Delgado popatrzyły na
niego, jakby spadł z księżyca.
Wybaczcie, zamierzałem się przyłączyć, ale
mam pewne zobowiązania i nie mogę dotrzymać
wam towarzystwa usprawiedliwiał się, nie poda-
jąc przyczyny zmiany planów na wieczór.
Sam nie potrafił powiedzieć, dlaczego nagle zde-
cydował się iść do Wilsonów. Nie był masochistą,
wybrał to, co wydawało mu się mniejszą torturą.
Obserwowanie szczęśliwych narzeczonych mogło
mu tylko przysporzyć cierpień, ale nie potrafiłby
siedzieć i swobodnie gawędzić z rodziną, wiedząc,
że ukochana kobieta spędza czas z kimś innym.
Matka popatrzyła na niego z dezaprobatą. Ojciec
stanÄ…Å‚ w jego obronie:
Jeżeli się do czegoś zobowiązałeś, nie masz
wyjścia. Musisz dotrzymać słowa. Mam nadzieję,
że rano się zobaczymy. Otrzymałem faks od wspól-
nika z Nowego Jorku i jutro wyjeżdżam.
HISZPACSKI MISTRZ 129
Przyjdę rano przyrzekł Joaquin i pożegnał
siÄ™ ze wszystkimi.
Nawet Marianellę obdarzył miłym uśmiechem.
W końcu nie odpowiadała za zwariowane pomysły
jego matki. Z restauracji poszedł wprost na przy-
stań. Godzinę wcześniej zapytał Hugh przez telefon,
czy również wybiera się do Wilsonów.
Co to, to nie, możesz iść za mnie. Nie płacą mi
za paradowanie w pantoflach i garniturze.
Tom Wilson wynajął motorówki do przewozu
gości na Lodge. Na szczęście ubiór Joaquina tak
doskonale pasował do okoliczności, że nikt nie
pytał, skąd się tam wziął. Wszyscy wyglądali, jakby
przybyli na raut w ambasadzie. Wiedział, że Molly
także pokaże klasę. Miała urodę, naturalny wdzięk
i dobry gust. Teraz, gdy nauczył ją korzystać z tych
atutów, przekona narzeczonego, że jest stworzona
do tego, by błyszczeć na salonach. Bez wątpienia
Joaquin okazał się utalentowanym pedagogiem, ale
jakoś nie potrafił się z tego cieszyć.
Zaraz na poczÄ…tku natknÄ…Å‚ siÄ™ na Nathana i Carin.
WyglÄ…dali na zaskoczonych, ale starali siÄ™ nie oka-
zywać zdumienia. Oprowadzili go po posiadłości.
Rezydencja, zbudowana ze szkła i nieociosanych
kamieni, wyglądała jak z bajki. Ogród niepostrzeże-
nie łączył się z otaczającym krajobrazem, pełnym
skał, cyprysów i liściastych krzewów. Kręte ścieżki
prowadziły do platform widokowych i zacisznych
ustroni pod drzewami. Na tarasie grała orkiestra
i tańczyło kilka par. Nathan powiedział, że pewien
130 ANNE McALLISTER
słynny fotograf robił w ogrodzie Wilsonów zdjęcia
do katalogu mody. Joaquin udawał, że słucha,
i ukradkiem rozglądał się za Molly i Carsonem.
Nigdzie ich nie dostrzegł.
Jesteś głodny? spytał Nathan.
Nie, idzcie coś zjeść, ja się przejdę.
Przyjaciele weszli do pokoju, w którym znaj-
dował się bufet, a Joaquin wyruszył na poszukiwa-
nia. Zastanawiał się, czy Molly w ogóle się pojawi.
Może Carson wolał rozplątać misterną plecionkę na
plecach i wyłuskać ją z wytwornej kreacji, niż włó-
czyć się po imprezach?
Spotkał Suzette, lorda Granthama i jeszcze kilku
znajomych. Na kobiety w ogóle nie zwracał uwagi,
z wyjątkiem rudowłosych. Dostrzegł jedną w oddali
i ruszył w pogoń. Znikła w tłumie, zanim zdążył
okrążyć basen. Nic dziwnego, rajski ogród Wil-
sonów nie sprzyjał poszukiwaniom. Dwoje ludzi,
szukających odosobnienia, mogło się bez trudu
ukryć przed oczami ciekawskich. Joaquin krążył po
tym labiryncie jak błędny rycerz. Podążał za każdą
parą, która przypominała Carsona i Molly. Prze-
szkodził jakimś zakochanym, zawstydził się, prze-
prosił i zawrócił do baru. Potem stanął na tarasie
z butelką piwa w dłoni i wpatrywał się w morze.
%7łałował, że tu przyszedł. Gdyby Molly się pojawiła,
też nie zaznałby spokoju. Patrzyłby bezradnie, jak
święci triumf towarzyski i owija sobie rywala wokół
palca, stosując metody, których sam ją nauczył.
Pociągnął potężny łyk piwa, spuścił głowę i właśnie
HISZPACSKI MISTRZ 131
wtedy ich dostrzegł. Przechylił się przez barierkę
i zacisnÄ…Å‚ palce na szyjce butelki.
Siedzieli na Å‚awce w jednym z zacisznych zakÄ…t-
ków poniżej tarasu. Trzymali się za ręce, zwróceni
ku sobie. Rozmawiali cicho, głowa przy głowie
i patrzyli sobie w oczy. Joaquin nauczył Molly
nawiązywać kontakt wzrokowy na swoje nieszczęś-
cie. Tylko że wtedy jej nie kochał, nie przeszkadza-
ło mu więc, że wzdycha do innego. Teraz cierpiał
z tego powodu katusze. Powinien odejść, ale nie był
w stanie się poruszyć.
Obserwował, jak wstają, jak Molly głaszcze Car-
sona po policzku i obdarza go czułym, powolnym
pocałunkiem, takim jak niegdyś jego. Trwał w nie-
skończoność i rozjątrzył otwartą ranę w sercu Joa-
quina. Czuł, jak ziemia usuwa mu się spod nóg.
Wreszcie przerwali pocałunek i popatrzyli na siebie
z uśmiechem. Nagle, ku zaskoczeniu Joaquina, Car-
son odwrócił się na pięcie i odszedł szybkim kro-
kiem. Kilka minut pózniej pojawił się w towarzyst-
wie platynowej blondynki, Deny Wilson. Skierowa-
li siÄ™ w stronÄ™ przystani i znikli za drzewami. Molly
stała w bezruchu w tym samym miejscu, gdzie
zostawił ją Carson. Patrzyła na horyzont. Po dłuż-
szej chwili ruszyła w dół, w stronę plaży. Joaquin
bez zastanowienia podążył za nią. Kiedy ją dogonił,
brodziła w morzu po kostki, boso i w swej oszała-
miającej, pastelowej sukni. Zanim zdążył zdjąć bu-
ty, szosą ponad plażą przemknął samochód z ciem-
nowłosym kierowcą i platynową blondynką.
132 ANNE McALLISTER
Molly uniosła głowę i patrzyła w ślad za nimi.
Dopadł do niej jednym skokiem.
Molly, co on ci zrobił?
Odwróciła ku niemu twarz. Po policzkach spły-
wały łzy, nawet nie próbowała ich zetrzeć.
Zerwaliśmy ze sobą wyjaśniła i roześmiała
się. Właściwie nie było czego zrywać, zawsze
byliśmy raczej kumplami niż parą. Ale kochaliśmy
się od wielu lat. Chyba nadal tak zostało, tylko że
już nie jesteśmy razem.
Dlaczego?
Carson zakochał się w Denie. Długo bronił
się przed tym uczuciem. Był przecież zaręczony
ze mnÄ….
Joaquin nie wiedział, czy bardziej współczuje
Molly w nieszczęściu, czy cieszy się, że jest wolna.
Nie potrafił opanować złości na mężczyznę, który ją
skrzywdził.
I po tylu latach nagle cię zostawił i odjechał
w sinÄ… dal!
Nie potępiaj go, proszę. Nie było mu łatwo.
I nie będzie. Ojciec Deny to straszny despota. Nie
akceptuje Carsona, chce ją wydać za innego. A De-
na zawsze mu ulega.
A co z tobą? spytał bez zastanowienia. Nie
potrafił pojąć, że Molly jeszcze współczuje czło-
wiekowi, który złamał jej serce. Przecież plano-
waliście małżeństwo.
Nie chciałabym spędzić reszty życia z męż-
czyzną zakochanym w innej kobiecie. Zawahała
[ Pobierz całość w formacie PDF ]