[ Pobierz całość w formacie PDF ]

nadzwyczaj uparta, co prowadziło niekiedy do zażartych kłótni z macochą. Prędzej czy
pózniej jednak córka i macocha się godziły, jako że panna Skrof jest z natury dziewczyną
bardzo wrażliwą i poważną. Po maturze miała jeszcze jakieś dziewczęce marzenia - chciała
zostać pielęgniarką albo wstąpić do konserwatorium - ale i ja ze swej strony dałem jej do
zrozumienia, że to próżne mrzonki, gdyż najlepiej wypełni życiową misję, jeśli pozostanie w
domu i będzie pomagać macosze, która ostatnimi laty zaczęła trochę niedomagać.
Palmu pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Tak, tak, gotowanie, polerowanie sreber i wyprowadzanie psa. Aż nadto życiowych
zadań dla młodej dziewczyny.
Mecenas Lanne zdjął szybko okulary i rzucił komisarzowi podejrzliwe spojrzenie. Po
chwili podjął, lecz już nieco innym tonem:
- Ocena metod wychowawczych pani Skrof nie leżała w zakresie moich kompetencji.
To była kobieta staroświecka, a do tego jeszcze głęboko wierząca. Dziewczyna dwukrotnie od
niej uciekała. Raz płakała do poduszki w łóżku mojej żony, innym razem znów spędziła noc u
koleżanki ze szkoły i zagroziła, że już nigdy nie wróci do domu. No, ale młodzi lubią się
buntować. Z drugiej strony pani Skrof chyba jednak miała trochę racji. Nie wiem, czy ta cała
nowoczesność rzeczywiście coś nam daje. Mój syn Pentti, na przykład... - mecenas przerwał i
wzdrygnął się, spostrzegł bowiem, że zmienia temat. Poprawił się na krześle. - Zanim przejdę
do wydarzeń z wczorajszego wieczoru - a nadmieniłem już, że są dość dziwne - chciałbym
poruszyć w dwóch słowach kwestię drugiego członka najbliższej rodziny pani Skrof, to jest
młodego Lankelli. Panieńskie nazwisko pani Skrof brzmiało Langell, na pewno pan to wie.
Młody Lankella był, najdelikatniej mówiąc, czarną owcą w rodzinie - jeśli bardzo
chcielibyśmy uniknąć wypowiadania na głos słowa zgniłek. Co prawda, miał na koncie
pewne osiągnięcia w sporcie, chociażby w awiacji, której, nawiasem mówiąc, pani Skrof
nigdy nie aprobowała. Lecz po osiągnięciu pełnoletniości i wstąpieniu na uniwersytet
Lankellla zdołał zmarnować cztery lata studiów, nie zdając ani jednego egzaminu, i
roztrwonić cały odziedziczony majątek. Folwark Hame-Lankella przeszedł w jego ręce; nowy
właściciel w pierwszej kolejności dorzucił kolejne pół miliona do obciążeń hipotecznych, a
potem kazał wyciąć z lasu ostatnie papierówki. Złe towarzystwo, zaniedbania wychowawcze i
tak dalej, zresztą zna pan Langellów. W każdym razie po śmierci starego Jouniego Langella
pani Skrof i młody Lankella pozostali jedynymi żyjącymi członkami tego odgałęzienia rodu.
Starego Langella złamał wielki kryzys, jak pan może pamięta. A pani Skrof miała - chciałoby
się rzec: niestety nadzwyczaj silny instynkt rodzinny. Mimo wybryków młodego Lankellli
czuła do niego wielką słabość, więc gdy mniej więcej przed rokiem hulaka zapragnął odnowić
kontakt z ciotką, ta przyjęła go z otwartymi ramionami. Wcześniej ich wzajemne stosunki
były praktycznie żadne, no, ale cóż chłopakowi zostało, skoro wszystkie inne zródła gotówki
zupełnie mu wyschły.
- Zatem bratanek pani Skrof już od roku pozostawał na jej utrzymaniu - podsumował
Palmu.
- Nie mogę powiedzieć, abym się cieszył pełnym zaufaniem mej chlebodawczyni -
pospieszył wyjaśnić nieco zażenowany mecenas Lanne. - Gotówką, akcjami i
krótkoterminowymi inwestycjami pani Skrof obracała sama, zabroniła mi się do nich mieszać.
W mojej gestii pozostawały jedynie nieruchomości. Administruję wszystkimi jej
kamienicami. Niekiedy wynikały z tego pewne godne pożałowania nieporozumienia, na
przykład całkiem niedawno, kiedy po sporządzeniu przeze mnie rocznego zeznania
podatkowego komisja rewizyjna zażądała od niej dodatkowych wyjaśnień w sprawie
sprzedaży akcji spółki jedwabniczej Keinosilkki. Dopiero wtedy dowiedziałem się, że pani
Skrof była jej głównym udziałowcem. Ta kobieta miała głowę do interesów.
- Zatem i sumienie miała raczej rozciągliwe, w każdym razie z punktu widzenia
komisji rewizyjnej - zauważył sucho komisarz Palmu.
Mecenas nieco się zaperzył.
- Każdy buchalter w dużej spółce i każdy zarządca wielkiego majątku wie doskonale,
że w prawie podatkowym są, nieprawdaż, pewne luki. W żadnym razie nie wchodzi tu w grę
oszustwo sensu stricto. To naturalne, że kapitał, ciężko doświadczany przez urzędy
podatkowe, broni się, jak może. Ale pani Skrof postąpiła bardzo niemądrze, bo usiłowała
wywieść w pole także mnie. Gdybym wiedział o tej sprawie, nie doszłoby wówczas do tego
godnego pożałowania... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl