[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ba że patrzył na nią, kiedy je zadawala.
Poprzednie podejrzenie powróciło i nie dawało jej spoko
ju przez następną milę.
Mairi odczekała, aż Rob skupi całą uwagę na kierunku.
w którym zmierzali. Została o pół długości za nim. żeby nie
mógł widzieć jej twarzy, nawet kątem oka.
Polem spytała głośno i wyraznie:
- Moglibyśmy zatrzymać się na chwilę? Zdaje się, że mo-
ja klacz kuleje.
Nie odpowiedział, nie zwolnił też tempa jazdy. Ani trochę.
Ją mógłby zignorować, ale nigdy nie zaryzykowałby okula-
wienia cennego zwicrzęcia tylko po to, by zrobić jej na złość.
Postanowiła sprawdzić go jeszcze raz.
- Natura wzywa, mój panie. Proszę, moglibyśmy na
chwileczkę się tu zatrzymać? spytali głośniej.
Jechał dalej, jakby nic nie powiedziała.
Serce Mairi waliło jak młotem. Zacisnęła dłonie na wo
dzach i zatkała z żalu.
- Przeklnę cię, jeśli w tej chwili się me zatrzymasz! - za
wołała, usiłując go zmusić do odwrócenia głowy, - Spójrz
na mnie, Robercie MacBainie!
Nic zrobił tego.
Niebawem Rob ściągnął wodze i zaczekał na nią. Spojrzał
Z przerażeniem na łzy spływające jej po twarzy. Azy, których
mi t potrafiła powstrzymać ani ukryć.
- Tęsknisz za domem - powiedział łagodnie, z troską -
i za ojcem.
Zdołała tylko skinąć głowa, kiedy ujął jej dłoń i podniósł
do swojej twarzy, po czym złożył kojący pocałunek we wnę-
trzu.
Ledwie mogła znieść współczucie w jego oczach, bo jej
współczucie dla niego rozdzierało jej serce. Znowu.
Nie potrafiła wyjaśnić, jak to się stało, że tak dobrze tan-
czył w takt muzyki, ani dlaczego wydawało się, że usłyszał
gwizd na wieży bramnej. Ale nie zrozumiał ani jednego sło-
wa które wypowiedziała do niego tego dnia. Mogłaby przy-
siąc na głowę ojca.
Chociaż nie wiedziała, jak to możliwe, chyba rzeczywi-
ście słyszał tamte dzwięki. Była jednak całkowicie pewna, że
jej nie mógł słyszeć. Jakimś sposobem widział słowa na jej
wargach, kiedy patrzył, jak mówiła, lecz gdy tego nie robił,
równie dobrze mogłaby mówić do słupa.
- Nie płacz - wychrypiał, patrząc jej w oczy.
Mairi zmusiła się do uśmiechu i otarła twarz rękawem.
Porządnie pociągnęła nosem i wskazała ku miejscu, do któ-
rego zmierzali.
- Teraz ty jesteś moim lordem - oświadczyła, wymawia
jąc każde słowo osobno, żeby mieć pewność, że zostanie zro
zumiana. - A moim domem jest Baincroft.
Posępna ulga w jego oczach nagrodziła jej wysiłek, ale
Mairi nie mogła się nie zastanawiać, jakie to ciężkie próby
czekają ją w przyszłości. Zaledwie wczorajszego wieczora,
przekonana, że on słyszy, pozwoliła sobie na rozmyślania
nad problemami stojącymi przed mężem i lordem, kióry jest
pozbawiony słuchu. Było ich wiele, toteż podziękowała opa
trzności, że nie będzie musiała się z nimi zmierzyć. Dopiero
wtedy uświadomiła sobie, jak bardzo jego głuchota mogłaby
wpłynąć na jej własne życie.
Kiedy po raz pierwszy przyszło jej do głowy, że Robmoże
być głuchy, nie myślała, jakie to może mieć skutki w przy
szłości, tylko o tym, jaka to dla niego tragedia. Jako lord miał
wielu poddanych. Na pewno liczyli, że będzie ich bronił
w razie potrzeby i zapewni im godziwy byt.
Jak sobie radził do tej pory? Kto zajmował się jego spra
wami, pilnował, by go nie oszukano i nie śmiano się z niego
za plecami? I dlaczego ta osoba nie towarzyszyła mu w po-
droży do Craigmair?
Zaden z tych, którzy przybyli wraz z nim, nie pełnił tej
funkcji. Nic byli to nawet rycerze i nie towarzyszyli mu, kie
dy wkroczył do wielkiej sali zamkowej dopełnić umowy. Na
pewno sir Thomas, ten, który doprowadził do ich zaręczyn.
puśicił Roba samego.
Zezłościła się, że nikt nie uznal za stosowne mu towarzy-
szyć! Czy potrafiłaby pełnić tę funkcję w Baincroft, jeśli jego
opiekun go opuścił? Będzie musiała dowiedzieć się. na czym
to polega. Czekało ją trudne zadanie, bo niewielu dawało po
uch kobietom.
Mairi aż się zgięła pod brzemieniem odpowiedzialności.
ktora zupełnie nieświadomie na siebie przyjęła. Musiała ze-
brać siły i sporządzić plan działania. %7ładen MacInness nie
poddaje siÄ™ w obliczu wyzwania.
Jak widać, to samo można było powiedzieć o MacBai-
nach. Jej Rob nie był słabeuszem, to pewne. Podjął obowiąz-
ki, wykonywał je najlepiej, jak potrafił. Ta świadomość pod-
niosła ją na duchu.
Przede wszystkim musi zdobyć jego zaufanie. Najwy-
razniej jeszcze go nie zyskała, skoro wciąż bał się wyznać,
z czym przyjdzie jej się zmierzyć.
Następnie będzie musiała się pilnować, żeby zawsze mó
wić na tyle wyraznie, by mąz mógł ją zrozumieć. Już zaczęła
to robić, jak się wydaje - z powodzeniem.
Wreszcie, wiedziała, że powinna zdobyć szacunek miesz-
kańców Baineroft. Kobieta, sprawująca rządy wspólnie z ich
lordem, mogłaby nie zostać chętnie przyjęta przez mężczyzn,
którzy tak długo radzili sobie sami.
Jednakże Rob nie był nieodpowiedzialnym dzieckiem.
Z pewnością nie byl też bezmyślny, bo te czujne szare oczy
błyszczały żywą inteligencją Bystry, to fakt. I wyjątkowo
szybki jak na tak potężnego mężczyznę. Udowodnił, że po-
trafi walczyć. Jednak zarządzanie całą baronią bez możności
słyszenia. co dzieje się wokół, byłoby niemożliwością dla
każdcgo.
Mairi postanowiła, że zdobędzie jego miłość, zanim słoń
ce wzejdzie po raz kolejny, a potem nakłoni go, by jej zaufał.
On wyzna jej swoje kłopoty i poprosi o pomoc. Gdyby lego
nic uczynił, zapyla go wprost i sama ją zaproponuje. To pier
wsza sprawa do załatwienia. Pozostałe przyjdą po niej jak
dzień po nocy. Już ona tego dopilnuje.
Na jakiś czas trzeba będzie odłożyć pomszczenie ojca. Na
samą mysi o zwłoce poczuła się nielojalna i nieszczęśliwa,
jednak tutaj czekało ją zbyt wiele do uporządkowania. Nie
można się spodziewać, że mąż i jego ludzie przejadą pół
Szkocji i podejmą walkę z jej kuzynem. W każdym razie nie
od razu.
Może Ranald przyjedzie tu za nimi. Rob najwyrazniej
w to wierzył. Gdyby rzeczywiście tak się stało, cała nadzieja
w tym, że Rob i jego ludzie potrafią się obronić. Chociaż
Mairi była świadkiem wielu najazdów na Craigmuir. nie wie
działaby, jak zorganizować ludzi na wypadek napadu.
Jej mąż z pewnością dobrze sobie radził w walce wręcz,
nie wiedziała jednak, czy potrafi komenderować. W takim
miejscu jak to. na pierwszy rzut oka nietkniętym wojną, mo
że nigdy nie musiał się tego uczyć.
Na litość boską, miała nadzieję, że Rob wkrótce jej się
zwierzy. Koniecznie muszą porozmawiać o tym. jak dalece
głuchota wpłynęła na jego umiejętności, i wówczas będzie
mogła zdecydować, co robić dalej.
Rob martwił się, że Mairi przybędzie do domu wyczerpa
na i we łzach. Powinien był pozwolić jej odpocząć jeszcze
dzień przed dalszą podróżą, jednakże zależało mu na tym. by
jak najszybciej znalezć się w Baincroft.
Miał pewność, że jej kuzyn przybędzie za parę dni. Zanim
to nastąpi. Rob musiał przygotować się do obrony.
Co więcej, udawanie, że słyszy, stawało się coraz bardziej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]