[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mnóstwo kobiet. Stephanie uśmiechnęła się w duchu, po chwili jednak sposępniała. Patrzyła, jak
Oliver tuli córkę, ta jednak nie odwzajemnia uścisku. Całe szczęście, pomyślała, że zdążył wrócić do
domu przed przyjazdem Kasey, choć sądząc po postawie dziewczynki, obecność lub nieobecność ojca
chyba nie robiłaby jej różnicy.
Kierowca wyjął walizki z bagażnika i postawił pod drzwiami, po czym wręczył Oliverowi jakąś kartkę
do podpisu - pewnie rachunek. Przełykając nerwowo ślinę, Stephanie odeszła od okna. Nie chcąc stać
pod transparentem niczym komitet powitalny, pobiegła do kuchni, chwyciła czajnik i odkręciła kran.
Za plecami usłyszała kroki.
- Cześć - powiedziała, napełniając czajnik wodą. -Jestem Stephanie. Napijecie się herbaty?
- Chętnie - oznajmiła pani Dixon.
Kasey włożyła palec do ust i skrzywiła się, jakby za moment miała zwymiotować.
- A ty nie lubisz herbaty? - Stephanie uśmiechnęła się do dziewczynki. - Wolisz sok albo colę?
Kasey nie zareagowała.
- Może pózniej - rzekł Oliver, kładąc rękę na ramieniu córki.
Tają strąciła. Stephanie napotkała spojrzenie Olivera. Było mu przykro, ale starał się robić dobrą minę
do złej gry.
- Ojej, jak wspaniale! - zawołała pani Dixon, przerywając krępującą ciszę. - Spójrz, słonko. Powitalny
transparent. Jaki miły gest, Oliverze.
- Eee... no, tak - wymamrotał zaskoczony.
- Oliverze, zaprowadz Kasey i panią Dixon do ich pokojów - zaproponowała Stephanie. - Pewnie będą
chciały się odświeżyć po podróży. A ja tymczasem wniosę walizki...
- Doskonały pomysł - podchwycił Oliver. - Miłe panie...
Po chwili domem wstrząsnął okrzyk radości.
- Ojej, mogę wieszać plakaty na ścianach?
- Eee... tak - wydukał Oliver.
Zmiejąc się pod nosem, Stephanie wyjęła z szafki filiżanki i czajniczek, po czym wyszła na zewnątrz i
zaczęła wciągać do środka walizki. Pół minuty pózniej dołączył do niej Oliver.
- Dziękuję. - Położywszy ręce na jej ramionach, pocałował ją lekko w usta. - Skąd wiedziałaś?
- Jacy są jej ulubieni wykonawcy? Nie wiedziałam. Ale pomyślałam sobie, że jeśli ten przystojny
muzyk na plakacie siÄ™ jej nie spodoba, to powieszÄ™ go u siebie.
- Jesteś niesamowita. I ciągle mnie zadziwiasz. -Podniósł jedną z walizek.
- Jeśli to walizka Kasey, to ja ją zaniosę. Ty zanieś walizkę pani Dixon, a potem zaparz jej herbaty.
- Też się napijesz?
- Nie, dziękuję. Piłam tuż przed waszym przyjazdem - odparła i zastukała do pokoju dziewczynki.
Usłyszawszy niemrawe Proszę", otworzyła drzwi. Kasey siedziała na łóżku, wpatrzona w zdjęcia na
ścianie.
- Przyniosłam twoje rzeczy - oznajmiła Stephanie, kładąc walizkę w nogach łóżka. - Pomóc ci?
- Nie.
- Potrafisz się sama rozpakować?
- No pewnie. - Dziewczynka przewróciła oczami. -W szkole z internatem nikt mnie nie wyręcza.
- Zapomniałam, że nie mieszkasz w domu.
- To duże ułatwienie dla rodziców. Nie muszą się mną zajmować.
- A mnie się wydawało, że twój ojciec bardzo chce się tobą zajmować. Inaczej by cię tu nie było.
- Przyjechałam do niego, bo tak zarządził sąd. Dwa tygodnie letnich wakacji mam spędzać z ojcem.
- Gdzie byliście w zeszłym roku?
- Pojechaliśmy do Disneylandu.
- Na całe dwa tygodnie? Super!
Kasey uśmiechnęła się. Nagle Stephanie zobaczyła, że ojciec z córką mają identyczne niebieskie oczy.
- Tak, było całkiem fajnie. Ale byłoby lepiej, gdybym miała z sobą koleżankę. Bo tata wymiotował
prawie na każdej karuzeli.
- Naprawdę? - Stephanie usiadła obok dziewczynki. - Wiesz, całe życie marzyłam, żeby się tam
wybrać. Ale ci zazdroszczę! Powiedz, jadłaś watę cukrową?
- Tak. Błagałam tatę, żeby mi kupił, i w końcu się zgodził. Ale tylko raz. Wyobrażasz sobie? Jedna
wata na dwa tygodnie!
- Hm, trzeba to będzie jakoś naprawić... Kasey roześmiała się wesoło.
- Mogę dotknąć twoich włosów? - spytała.
- No pewnie.
- Jak szpileczki... - Cofnąwszy rękę, ujęła w palce kolczyki. - Ale świetne.
- Prawda? To od mojego brata. Jesteśmy blizniakami.
- Masz brata blizniaka? O rany! Marzyłam o siostrze albo bracie, ale moje marzenie się nie spełni, bo
rodzice są rozwiedzeni. Mama pewnie znów wyjdzie za mąż, ale nie chce mieć więcej dzieci. Mnie
miała tylko dlatego, że tata chciał.
Stephanie zrobiło się żal dziecka. Korciło ją, by objąć Kasey, powiedzieć jej, że wszystko się dobrze
ułoży. Czuła, że między nią a dziewczynką, tak jak wcześniej między nią a 01iverem, tworzy się
instynktowna więz.
Kasey, jakby przeczuwając, że za dużo o sobie zdradziła, wstała i podeszła do walizki.
- Skoro jesteś taką ekspertką od rozpakowywania -rzekła Stephanie, chcąc przywrócić poprzedni
nastrój -może się czegoś od ciebie nauczę? A przy okazji chciałam cię prosić o radę.
- Mnie? O radę? - Dziewczynka otworzyła szafę i zaczęła układać w niej swoje rzeczy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]