[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bez narzeczonej. Najwyrazniej jest mu bliższa niż my.
Mądrze to stary powiedział. Starzy ludzie powinni być mądrzy, bo któż inny miałby być
mÄ…dry jak nie oni?
27
I poszli z powrotem do miasta!
A teraz zobaczymy, co się działo z ich synem!... Był on hydrografem na statku. Mierzył
głębokość morza, wzniesienia lądu i pozorne ruchy nieba. Wystarczyło, że spojrzał na słońce,
i już umiał powiedzieć, która godzina. Wiedział też na podstawie gwiazd, jak daleką drogę
przebyli. Był potężny i wierzył, że trzyma rękę na sterze zarówno nieba, jak i ziemi, że
odmierza czas i reguluje zegar wieczności. A teraz, kiedy został gościem na dworze króla i
wpięto mu gwiazdę w klapę marynarki, poczuł się lepszy od innych. Nie był oczywiście
zarozumiały w stosunku do swoich ubogich rodziców i narzeczonej, ale oni właśnie tak sobie
myśleli, mimo że nic na ten temat nie mówili. Może zrobił się tylko trochę bardziej oficjalny,
gdyż zawsze miał do tego skłonności.
No tak! Wielkie uroczystości w stolicy zakończyły się i teraz studenci chcieli uczcić
bohaterów, którzy powrócili do domu. Wszyscy udali się więc do studenckiego miasteczka.
Studenci to szczególny rodzaj ludzi, którzy tylko czytają książki napisane przez
wszechwiedzących doktorów i myślą, że umieją o wiele więcej od innych. Są przy tym
młodzi, a co za tym idzie bezmyślni i okrutni.
Najpierw, koło południa, starzy doktorzy wygłosili mądre i pełne poważania mowy ku czci
żeglarzy, a po południu studenci urządzili pochód przebierańców.
Hydrograf siedział z narzeczoną na balkonie pośród innych wielkich. Rozdzwoniły się
dzwony na wieży kościelnej, zagrzmiała kanonada, rozległy się bębny, odezwały trąby,
załopotały flagi i zaczęły się owacje. Pochód ruszył.
Na przedzie ukazał się okręt z marynarzami i całym ekwipunkiem. Następnie pojawiły się
morsy i niedzwiedzie polarne, a potem studenci poprzebierani za naszych bohaterów. Był
wśród nich także i sam Wielki w futrze i okularach, przedstawiony bez zbytniego szacunku.
Aatwo się domyślić, że taki wizerunek to wątpliwy zaszczyt, ale cóż! Intencje w każdym razie
były dobre. Tak więc szedł ten, szedł i tamten, a wszyscy w wykonaniu poprzebieranych
studentów.
Na końcu ukazał się hydrograf. Nie był to piękny mężczyzna, ale mężczyzna nie musi być
piękny, byleby tylko był zdolnym hydrografem lub kimś innym zdolnym. Ależ oni go
przedstawili! Zrobili z niego strasznego brzydala i beksę. Można by się z tym jakoś pogodzić,
gdyby nie fakt, że wyśmiewali się również z jego krótszej ręki, która była mu dana przez
naturę. A tak nie powinno się robić, bo na kalectwo nie ma przecież rady.
Błazen, który udawał hydrografa, podszedł bliżej balkonu, gdzie siedział nasz bohater, i
powiedział coś z południowym akcentem, co miało ośmieszyć hydrografa, pochodzącego ze
Skanii. Było to głupie, bo przecież każdy mówi językiem, którego nauczył się od matki, i
powinno się to uszanować.
Wszyscy się roześmieli jedynie przez grzeczność dla błazna, który dostarczał im darmowej
rozrywki. Narzeczonej hydrografa zrobiło się jednak przykro. Nie chciała, by wyśmiewano
się z jej przyszłego męża.
Hydrograf spochmurniał i zamknął się w sobie. Prysnęła cała radość z festynu. Nie
pokazywał jednak tego po sobie w obawie, że wezmą go za głupca, który nie zna się na
żartach.
Ale oto przyszło najgorsze! Błazen zatańczył. Był to jakiś małpi taniec, aluzja do nazwiska
hydrografa, tego nazwiska, które odziedziczył po swoim ojcu, i do imienia, które otrzymał na
chrzcie od swojej matki. Imię to było dla niego święte i nigdy nie chciał go zmienić, mimo że
brzmiało trochę pretensjonalnie.
Wtedy chciał wstać i wyjść. Ale narzeczona go zatrzymała. Siedział więc dalej.
Kiedy pochód już przemaszerował i wszyscy na balkonie podnieśli się z miejsc, do
narzeczonej hydrografa podszedł sam Wielki i kładąc przyjazną rękę na jej ramieniu,
powiedział z właściwym mu dobrotliwym uśmiechem:
28
 Dziwny mają w tym kraju sposób czczenia swych bohaterów. Trzeba jednak przejść i
przez to!
Po południu odbyło się kolejne przyjęcie, w którym hydrograf również uczestniczył.
Gdzieś jednak prysnął jego dobry nastrój, czuł się mały i ośmieszony! Mniejszy nawet od
błazna, któremu udały się żarty. Był przygnębiony i niespokojny o swą przyszłość. Zwątpił w
siebie. Gdziekolwiek się ruszył w tym wielkim ogrodzie, widział swe krzywe odbicie w
osobie błazna, który był wszędzie. Widział swe wady w powiększeniu, przede wszystkim swą [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl