[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zaczynał piasek. Zdjęła białe sandały na koturnie. Były to
jej jedyne buty i nie chciała ich zniszczyć na plaży.
- Selino, spójrz! - zawołał Kam, który podszedł bliżej wody.
- Co to może być?
Westchnęła z zachwytu. Grzbiety fal emanowały poświatą,
jakby pokrywały je tysiące świetlików.
Nie mam pojęcia. - Pochyliła się ostrożnie, by nie zamoczyć
sukni, i nabrała dłonią trochę wody. Fosforyzujące krople
spłynęły jej po palcach.
Tylko zobacz! - Kamar był zachwycony. Błyszcząca po-
świata rozciągała się wzdłuż całej plaży. - Wygląda za-
dziwiajÄ…co.
Ruszyli dalej. Piasek rozciągał się przed nimi aż do od-
ległego końca plaży, gdzie panowała ciemność. Pewnie za-
czyna się tam las mangrowców, pomyślała Selina. Stopy
zapadały jej się na suchym piasku, więc oparła się na ra-
mieniu Kamara.
Mijali wille i niewielkie domki, których mieszkańcy mogli
liczyć na większy spokój i ciszę niż w hotelu. Przed bu-
dynkami znajdowały się wypielęgnowane ogródki. W ba-
senach odbijało się światło księżyca. W końcu doszli do
baru, w którym spotkali się poprzedniego wieczoru. Kam
też poznał to miejsce i wskazał palcem.
- Spójrz tam.
Selina przez otwarte okno zobaczyła Janis i Martę Hunter.
Nie mogła usłyszeć, o czym rozmawiały, bo zespół mu-
zyczny grał zbyt głośno.
- Mam nadzieję, że ta głupia barmanka nie plotkuje z re-
porterką na nasz temat - stwierdził ponuro książę.
S
R
Nie jest głupia. Jestem pewna, że Janis potrafi zachować
dyskrecjÄ™.
Nie wygląda na to, żeby specjalnie mnie lubiła.
Ciekawe, bo wspominałeś wcześniej, że wszyscy cię ubó-
stwiajÄ….
Nie wszyscy - przyznał po chwili.
Uśmiechnęła się. Jego pewność siebie nie była tak nieza-
chwiana, jak mogło się wydawać. Kiedy zespół zaczął grać
stary przebój jazzowy, Kamar odwrócił się do niej z uśmie-
chem.
Może to będzie nasza melodia?
Do czego nam to potrzebne?
Jesteśmy parą, przynajmniej na razie. Zakochani często ma-
jÄ… swojÄ… ulubionÄ… piosenkÄ™ albo melodiÄ™.
Zdarza siÄ™.
Objął ją i poprowadził do tańca w spokojnym, wolnym ryt-
mie. Selina nie tańczyła zbyt często, ale w ramionach księ-
cia sprawiało jej to przyjemność. Czuła, że z każdym kro-
kiem jej krytyczne nastawienie wobec niego zaczyna Å‚a-
godnieć.
- Robimy z siebie widowisko - powiedziała cicho.
Spojrzał na nią ze zmysłowym uśmiechem.
- Wydaje mi się, że właśnie o to nam chodziło. Nie kryjąc
pożądania, przycisnął ją mocniej do siebie.
Czy on nie ma za grosz subtelności? - pomyślała.
Chyba nie ma sensu aż tak przesadzać? - Odsunęła się. - Nie
zamierzam stać się twoim kolejnym miłym wspomnieniem -
dodała, starając się mówić obojętnym tonem.
Dlaczego nie? Może być przyjemnie. Z pewnością je-
S
R
steś... cóż, domyślam się, że taka piękna kobieta jak ty mu-
siała poznać wielu mężczyzn. Uniosła głowę.
- Mylisz się - stwierdziła chłodno.
Kamar zatrzymał się, by na nią spojrzeć.
Naprawdę potrafisz mnie zaskoczyć.
Niby dlaczego? Bo nie jestem puszczalska? Bo potrafiÄ™
szanować siebie i innych? - Nawet dla niej zabrzmiało to jak
wyznanie pruderyjnej świętoszki. - Przepraszam. Zdaje się,
że całkiem niepotrzebnie zaczęłam oceniać siebie i innych.
Odpowiedział wzruszeniem ramion. Skierował się w stronę
hotelowej części budynku. Nadal obejmował ramiona Seliny
i delikatnie głaskał szyję. Niby jej odmowa nie zrobiła na
nim wrażenia, zarazem jednak wyczuła, że książę zna gra-
nice i nie zamierza być natarczywy.
Jak większość kobiet, nienawidziła zapatrzonych w siebie
natrętów. Ignorowanie czy wręcz głuchotę na sygnały pły-
nące od innych osób uważała za oznakę niedojrzałości emo-
cjonalnej. Jednak książę nie był taki. Zbyt pochopnie go
oceniła.
Nagle zrozumiała, że wcale nie chce się z nim rozstawać. To
dziwne, zważywszy na jej stosunek do ich romansu".
- Możemy jeszcze potańczyć - zaproponowała z nadzieją w
głosie.
Pocałował jej skroń.
- Jutro wieczorem będziemy tańczyć dłużej.
Gdy zatrzymali się przed windą, która jezdziła wyłącznie do
apartamentów na najwyższym piętrze, pocałował ją jeszcze
raz.
S
R
- Nie odwracaj siÄ™ - szepnÄ…Å‚. - Szanowna pani Hunter
właśnie nas obserwuje.
Przeczesał palcami jej włosy. Rozpiął spinkę, burząc wie-
czorową fryzurę. Pukle opadły luzno na ramiona. Przesunął
je lekko i zaczął całować kark i szyję Selmy.
- Pokażmy, co potrafimy - szepnął, chwytając wargami jej
skórę.
Odskoczyła.
- %7ładnych malinek! - syknęła.
Roześmiał się, potem otworzył drzwi windy.
- Powinnaś się odprężyć. - Gdy zadzwoniła jego komórka,
szybko odebrał połączenie.
Selina była jednak przekonana, że w tym momencie nie po-
trafił skupić się na interesach, bo cały czas patrzył jej w
oczy.
Odpręż się i zaśnij, powtarzał Kamar w myślach trzy go-
dziny pózniej. Choć wziął prysznic i wygodnie wyciągnął
się na łóżku, sen nie nadchodził. Ciągle miał przed oczami
Selinę Carrington. Niewątpliwie zadała sobie wiele trudu,
by odpowiednio przygotować się do kolacji. Miała piękną,
nową sukienkę, elegancką fryzurę, nieskazitelny makijaż i
manikiur, jakby zamierzała go uwieść. Jednak zdawał sobie
sprawę, że nie zależało jej na tym. Jednocześnie dostrzegał,
że pod wieloma względami była niezwykłą kobietą.
Potrafiła całować w bardzo wyrafinowany sposób, choć
zapewniała o swojej niewinności. Wątpił, by zachowała
dziewictwo. Ostatecznie była Amerykanką, a każdy wie, że
wśród nich nietknięte panny są rzadsze niż diamenty.
S
R
Młode kobiety, nim decydują się na ślub, zbierają całkiem,
spory bagaż doświadczeń, taka po prostu jest norma. Jednak
Selina, choć wcale nie była niechętna jego pocałunkom,
wysłała mu czytelny sygnał, że stop, że na tym koniec.
Czyżby obawiała się reakcji dziadka? Możliwe, ale przecież
Jerome Carrington taktownie zniknął na cały wieczór.
Oczywiście troszczył się o swoją wnuczkę, ale, jak widać,
zdawał sobie sprawę, że jest dorosłą kobietą. Zresztą nie-
ważne, czym kierował się zacny staruszek, liczyło się tylko
to, że nie przeszkadzał.
Bo książę musiał zdobyć Selinę, choć mogło to wymagać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]