[ Pobierz całość w formacie PDF ]
koniec, co było najtrudniejsze, zamontowali instalację elektroniczną.
Zostając sam w piwnicach sali koncertowej imienia Jamesa Madisona, Faust
dokonał ostatniej inspekcji systemu. Wszystko było na swoim miejscu. Dał
upust fantazji, wyobrażając sobie, co się stanie dziś wieczorem. Podczas
światowej premiery dopiero co odkrytej sonaty Chopina, w trakcie adagia
mikrofon umieszczony nad fortepianem wychwyci charakterystyczną
sekwencję dzwięków, która zostanie elektronicznie przetłumaczona na
wartości numeryczne. Te z kolei komputer rozpozna jako polecenie dla
małych silników, które otworzą zbiorniki z propanem. Kilka minut pózniej,
kiedy rozpocznie
mą vivace, kolejna sekwencja dzwięków uruchomi zapalniki Propan zapali
się, stopi gumowe balony i błyskawicznie zmieni salę koncertową w
krematorium.
Ten skomplikowany system był konieczny, ponieważ w drobiazgowo
chronionych miejscach publicznych w stolicy używano urządzeń
zagłuszających mikrofale, sygnały radiowe i telefony komórkowe. Zdalne
nadajniki były bezużyteczne. A mechanizm zegarowy natychmiast wykryłyby
superczułe mikrofony. Paradoksalnie zapalnikiem miała zostać sama Felicja
Kamińska.
Faust zamaskował pudłami balony, zbiorniki i zapalniki. Był zadowolony ze
swojego planu. Middleton i rząd chwycili przynętę, którą podsunął im
Nowakowski - rękopis. I najwyrazniej uwierzyli w całą maskaradę i wszystkie
fałszywe informacje, które Faust przekazał Jackowi Perezowi i Felicji
Kamińskiej -uwierzyli w kod ukryty w partyturze, w atak gazowy, w
obserwację magazynu, w tajemniczą rozmowę na temat dostaw i chemicz-
nych formuł, w torturowanie mężczyzny z tatuażem zamkniętego w szafie...
Obrona nieprzyjaciela została unieszkodliwiona. Przyszła mu do głowy celna
metafora: uwierzyli, że koncert się zakończył; nie podejrzewali, że
przygotował spektakularne, nieoczekiwane crescendo.
Faust wymknął się z piwnicy, martwiąc się na myśl o Felicji Kamińskiej
umierającej w pożarze. Oczywiście nie przejmował się losem dziewczyny.
Martwił się, że jeśli będzie ona korzystać z oryginału partytury, rękopis
zostanie zniszczony
W końcu był wart parę milionów dolarów.
Tłum widzów zaczął się zbierać na długo przed koncertem, a kolejka ciągnęła
się daleko za budowę znajdującą się obok sali Jamesa Madisona. Wiele osób
nie miało biletów, licząc na koników. Ale to była światowa premiera Chopina,
nie przedsezonowy mecz Redskinsów, więc biletów nie było.
Harold Middleton złożył Felicji krótką wizytę za kulisami, życzył jej
powodzenia, a potem wrócił do gości w foyer: Leonory Tesli, J.M. Lespasse'a
i swojej córki Charley.
Przywitał się z kilkoma profesorami muzyki z Georgetown i Uniwersytetu
George'a Masona, a także z paroma dawnymi kole-
gami z Departamentu Obrony i Departamentu Sprawiedliwości. Podszedł do
niego Emmett Kalmbach i uścisnął mu rękę.
- Gdzie jest Dick? - spytał.
Middleton ze śmiechem wskazał głowę sekretarza Bezpieczeństwa
Krajowego.
- Oddał bilet szefowi.
- Ja przynajmniej potrafię docenić kulturę - oznajmił agent FBI.
- Słyszałeś kiedyś coś Chopina, Emmett?
- Pewnie.
- Co napisał?
- Ten kawałek. - Jaki?
- No wiesz, ten znany.
Middleton uśmiechnął się, a Kalmbach zmienił temat. Zwiatła w foyer
przygasły. Weszli na widownię i znalezli swoje miejsca.
- Odpręż się, Harry - usłyszał głos swojej córki Middleton. -Wyglądasz, jakbyś
sam miał wystąpić.
Uśmiechnął się, zauważając, jak się do niego zwróciła. Nie martwił go brak
czułości; to był znak, że dochodziła do siebie.
Nie potrafił się jednak odprężyć. Dzisiejszy wieczór miał przynieść doniosłe
wydarzenie. Middleton nie mógł usiedzieć
z przejęcia.
Przy burzliwych brawach na scenę wkroczył dyrygent. Po chwili wyciągnął
rękę w prawą stronę i na scenie ukazała się dziewiętnastoletnia Felicja
Kamińska w delikatnej czarnej sukni. Wyglądała jak pewna siebie
profesjonalistka. Uśmiechnęła się, ukłoniła i zerknęła na Harolda Middletona.
Zdawało mu się, że mrugnęła porozumiewawczo. Zasiadła przy fortepianie.
Dyrygent zajął miejsce przy pulpicie. Uniósł batutę.
- Dick, mam coś ciekawego.
Chambers pracował jeszcze w swoim biurze w Departamencie
Bezpieczeństwa Krajowego. Myślał o koncercie, zastanawiając się, czy jego
szef jest mu wdzięczny za bilet. Uniósł wzrok.
- Chyba powinieneś pogadać z tym facetem - powiedział jego nieskazitelnie
taktowny asystent.
Dzwonił pracownik restauracji znajdującej się niedaleko sali koncertowej
Jamesa Madisona. Oznajmił, że wychodząc nad ranem z pracy, zobaczył
jakiegoś mężczyznę opuszczającego salę przez boczne wyjście. Wydało mu się
to podejrzane - sala była zamknięta przez cały dzień - więc swoją komórką
zrobił zdjęcie jego samochodu i tablicy rejestracyjnej. Chciał zadzwonić na
policję wcześniej, ale zapomniał. Gdy to zrobił, połączono go z
Bezpieczeństwem Krajowym, ponieważ na koncercie mieli być obecni
wysokiej rangi urzędnicy rządowi.
- Dzisiaj nic nie wiadomo - dodał pracownik restauracji. - Z tymi terrorystami
i tak dalej.
- Lepiej to sprawdzić - rzekł Chambers. - Gdzie pan jest? Odparł, że właśnie
wychodzi z pracy. Podał adres restauracji. Była
zamknięta, więc Chambers poprosił go, by zaczekał w pobliskim parku.
Wkrótce miał tam przysłać agentów.
- Dziękuję panu. Nasz kraj jest winien ogromną wdzięczność ludziom takim
jak pan.
Na scenie Felicja Kamińska grała jak jeszcze nigdy w życiu. Nie dlatego, że to
był jej pierwszy występ jako solistki podczas światowej premiery, ale z
powodu samej muzyki. Była odurzająca.
jak ego
Muzycy przyzwyczajają się do swojego repertuaru, podobnie jak
małżonkowie przywiązują się do siebie w ciągu wielu lat wspólnego życia.
Ale pierwszy kontakt i zagranie nowego dzieła przypomina początek
płomiennego romansu.
Muzyka była pełna pasji, porywająca, urzekająca. Felicja zapomniała o bożym
świecie.
Była zupełnie pochłonięta grą, nieświadoma obecności tysiąca osób na
widowni, nieświadoma świateł, nie widziała znakomitych gości ani
towarzyszących jej członków orkiestry kameralnej.
Tylko jedna rzecz nieco jej przeszkadzała.
Lekki swąd dymu.
Po chwili jednak nadszedł trudny fragment i skupiając się na Chopinie,
przestała zwracać uwagę na zapach.
Ciemny sedan zatrzymał się niedaleko małego parku w północno--zachodniej
części Waszyngtonu, gdzie na ławce siedział mężczyzna w średnim wieku,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]