[ Pobierz całość w formacie PDF ]

siÄ™ pnie.
- Dobrze. Wybierzemy najładniejszą pnącą różową różę, jaka będzie w
szkółce.
Allie odwdzięczyła mu się promiennym uśmiechem, który był dowo-
dem na to, że odzyskuje zdrowie.
- Czy Terri może pójść z nami po tę różę?
- Oczywiście, jeśli tylko będzie miała na to ochotę. Spytamy twojego
dziadka, gdzie moglibyśmy ją posadzić.
R
L
T
- W jakimÅ› specjalnym miejscu.
- W nadzwyczajnym miejscu.
- Dziękuję, tato. - Wyciągnęła ręce i spontanicznie go uścisnęła. Luke
poczuł ucisk w gardle. - Czuję się już lepiej.
- Ja też, Allie. Ja też. Odzyskałem córkę, pomyślał z radością.
Pół godziny pózniej Terri zapragnęła zobaczyć, co dzieje się u Allie.
Kiedy otworzyła drzwi i zajrzała do pokoju, Luke uniósł głowę, spojrzał
na nią i gestem ręki zachęcił ją, by się do nich przyłączyła.
- Cześć - wyszeptała, uśmiechając się niepewnie.
- Chcemy cię o coś spytać, prawda, Allie? - oznajmił Luke.
- Tak - powiedziała Allie z szerokim uśmiechem. Miała już różowe po-
liczki i radosne oczy. Wyglądała
jak szczęśliwa dziesięciolatka.
- Czy mogłabyś pójść z nami do szkółki i pomóc wybrać roślinę dla
mamy? Proszę, zgódz się. Bardzo cię proszę.
- Oczywiście. Będę zaszczycona, mogąc wam towarzyszyć. Kiedy ma
nastąpić ten ważny dzień?
- Jutro nie ma szkoły.
- Myślę, że najlepiej będzie w przyszłą niedzielę. - Luke dotknął pal-
cem nosa córki. - Terri i ja będziemy wtedy wolni. A dziadek będzie miał
czas zdecydować, gdzie mamy tę różę posadzić.
Skąd on wie na tyle dni naprzód, że będę wtedy wolna? - spytała się w
myślach Terri. Pewnie zna daty i godziny dyżurów całego personelu, któ-
ry w końcu nie jest aż tak liczny.
- Zatem w przyszłą niedzielę - oznajmiła.
- Damy ci znać, o której godzinie, dobrze? - dodał Luke z uśmiechem.
R
L
T
- Dobrze. - Wsunęła ręce do kieszeni fartucha. -Lepiej będzie, jeśli
wrócę do pracy. Chciałam tylko zajrzeć i zobaczyć, jak się czujecie.
- Zwietnie. Prawda, tato?
- Naturalnie, że tak. Chciałbym z tobą chwilę porozmawiać, zanim
skończysz dyżur, Terri.
- W porządku. Kończę o piątej.
- Wiem. - Jego ciepły uśmiech wywołał w niej radosne podniecenie.
- To prawdziwa przyjemność, Edith - rzekła Terri, odprowadzając do
drzwi swoją ostatnią pacjentkę. -Proszę oszczędzać tę stopę. Zobaczymy
się znów w przyszłym tygodniu.
- W następny piątek. Jeszcze raz dziękuję, pani doktor. - Wspierając się
na balkoniku, starsza pani pokuśtykała, a potem zatrzymała się w
drzwiach. - Och, doktor Luke. Co u pana słychać?
- Wszystko w porządku, Edith. - Przystanął, żeby wymienić uprzejmo-
ści ze starszą kobietą. - Proszę mi wybaczyć, ale muszę pilnie porozma-
wiać z Terri... to znaczy, z doktor Mitchell.
- Oczywiście. My pogadamy sobie innym razem.
- Naturalnie - odrzekł, kiwając głową, po czym odsunął się na bok, ro-
biąc jej miejsce. - Może pani na to liczyć.
Kiedy kobieta wyszła, zamknął drzwi i przez chwilę stał z ręką na
klamce.
Terri poczuła, że ma suche usta.
- Luke, czy masz jakiś kłopot z Allie?
- Nie. Wręcz przeciwnie - odparł i wziął ją w ramiona.
Terri zamknęła oczy, delektując się ciepłem i siłą jego uścisku. Po
chwili odsunął się od niej na długość ręki i spojrzał jej w oczy.
- Dziękuję, Terri - wykrztusił. - Jak ja ci się odwdzięczę?
R
L
T
- Och, Luke - szepnęła, wyciągając rękę i dotykając jego policzka.
- Uratowałaś życie mojej córki. Dokonałaś cudu, prowokując ją do
rozmowy ze mną. Dzięki tobie ją odzyskałem, Terri.
- Nigdy jej nie straciłeś, Luke. Ona bardzo cię kocha, zresztą doskonale
o tym wiesz. Ostatnio po prostu trochę się pogubiła. Kiedy przywieziono
ją tutaj, pytała tylko o ciebie.
- Naprawdę? Całe szczęście. - Po chwili jego twarz rozjaśnił szeroki
uśmiech. - Wiesz, że się do mnie przytuliła?
- Tak, wiem, bo widziałam.
- Moja biedna córeczka. Myślała, że jej matka umarła przez nią. Nadal
nie rozumiem, jak mogła coś takiego pomyśleć.
- Dzieci mają własną ocenę tego, co się dzieje wokół nich. Niekiedy
czują się odpowiedzialne za coś w sposób, który dorosłemu nie przy-
szedłby nawet do głowy.
- Uhm. - Uniósł rękę i palcami przeczesał włosy. -Nic dziwnego, że nie
byłem w stanie do niej dotrzeć. Powinienem był cię posłuchać, kiedy za-
sugerowałaś, że ona wyznaczyła dla siebie karę. Była taka chora... Nie
mogę zapomnieć, jak bardzo walczyła o oddech...
- Luke, Allie jest twoją córką. Oczywiście, że było ci ciężko.
- Nie wiem, co bym zrobił, gdyby...
- Przestań o tym myśleć. - Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak
on się czuje. Wiedziała z doświadczenia, co to znaczy stracić dziecko. - I
przestań się zadręczać. Allie doszła do siebie, bo potrzebuje prawdziwego
ojca, a nie kogoś, kogo męczy poczucie winy. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl