[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pora już na mnie.
- To idz.
- Tak, pójdę.
Odwrócił się, przedarł przez zarośla i raptem
w oczach mu pociemniaÅ‚o. UlotniÅ‚a siÄ™ gdzieÅ› eufo­
ria, jaką przyniosła myśl, że być może spłodził z Mair
dziecko. Oparł się o pień drzewa, bo kolana się pod
nim ugięły.
Powiedział Mair, że ma plany. Nie minął się z pra-
wdą. To były ambitne plany. Zamierzał zajść wysoko,
stać siÄ™ kimÅ› ważnym, wydostać siÄ™ z rodzinnego za­
ścianka. Musiał poślubić kobietę światową, pokroju
lady Rosamunde, aby to wszystko urzeczywistnić.
Nie, nie musi - chce z własnej i nieprzymuszonej
woli poślubić lady Rosamunde, bo pominąwszy
wszystko inne, jest piÄ™kna i wytworna. Dama w każ­
dym calu.
Z pewnością nie będzie mile widzianym konkuren-
tem, kiedy wyjdzie na jaw, że w czasie gdy się do niej
zalecał, spłodził dziecko z inną.
Niepewnym krokiem, wciąż oszoÅ‚omiony takÄ… mo­
żliwością, zawrócił nad rzekę. Stanął jak wryty na
skraju zarośli. Naga Mair tkwiła zanurzona po pas
w zimnej wodzie.
Obejrzała się, nie mniej od niego zaskoczona, ale
najwyrazniej się nie speszyła, ponieważ nawet nie
próbowała okryć swojej nagości.
Co prawda, kochaÅ‚ siÄ™ z niÄ… dwa razy, ale bez zrzu­
cania odzienia, i teraz, widząc ją nagą, choć tylko do
połowy, oniemiał.
KoÅ„ce rozpuszczonych wÅ‚osów muskaÅ‚y wspania­
łe piersi o wzwiedzionych chłodem sutkach. Płeć
miała nieskazitelną, kształty boginki, rozchylała usta,
a w szeroko otwartych oczach próżno było szukać
goszczÄ…cej tam zazwyczaj kpiny.
Zrobiło mu się gorąco, a ona stała przed nim, nie
okazujÄ…c cienia zawstydzenia.
- Czego znowu chcesz? - burknęła.
- Nie mogę... nie mogę tak z tobą rozmawiać -
wymamrotał oszołomiony.
To odejdz. JeÅ›li coÅ› jeszcze do mnie masz, to po­
rozmawiamy wieczorem, jak przyjdÄ™ na zamek.
Nie! - To niepodobna. Nie bÄ™dzie wszak rozma­
wiał z Mair w obecności lady Rosamunde. - Musimy
teraz omówić pewną sprawę.
Wiem, że jesteś rycerzem, sir Trystanie DeLa-
nyea, i pisane ci zostać kiedyś' lordem - odparła Mair,
mierząc go niechętnym spojrzeniem - ale mnie nie
będziesz rozkazywał.
Z tymi sÅ‚owy odwróciÅ‚a siÄ™ i zanurkowaÅ‚a. MignÄ™­
ły mu jeszcze jej nagie pośladki i smukłe nogi, i tyle
ją widział.
Usiadł ciężko na brzegu, podciągnął kolana pod
brodę, objął je ramionami i ukrył w nich twarz. Musi
powiedzieć jej jasno, że nie uzna żadnego bękarta,
którego ona powije za osiem albo dziewięć miesięcy.
Ale zaprzeć się własnego dziecka...
Trudno, bez tego nie osiÄ…gnie celu, który sobie posta­
wił. Poza tym, gdyby uznał dziecko i lady Rosamunde
odmówiłaby mu z tego powodu swej ręki, to czyż nie
znienawidziłby tej przeszkody na drodze do zaszczytów
i sławy? Lepiej wyprzeć się dziecka, niż miałoby do tego
dojść. Dla jego własnego dobra.
A zresztą skąd miałby pewność, czy to rzeczywiście
jego dziecko? Dla nikogo nie było tajemnicą, że Mair
hojnie szafuje swymi wdziękami. Czyż z przebąkiwań
Arthura nie wynikało, że ostatnio wpuszcza pod pierzy-
nÄ™ Ivora?
Nie był zazdrosny o Ivora. Tym bardziej teraz, kie-
dy nadarzała się okazja, by zrzucić całą odpowie-
dzialność - nie, winę - na barki dowódcy straży.
Z tych niewesołych rozważań wyrwał go plusk, Mair
wyskoczyła z rzeki i porwała płócienną płachtę. Była
w nogach szybka jak łania, ale zdążył ogarnąć wzro-
kiem całe jej idealne ciało, zanim zdyszana owinęła
się płótnem.
- Widzę, że to chyba naprawdę coś ważnego -
wymamrotała, szczękając z zimna zębami. Wargi
miała sine.Wstał.
- A mówiłem, że woda w rzece lodowata.
- A ja ci powiedziałam, że taką właśnie lubię -
odparowaÅ‚a i zaczęła siÄ™ wycierać. - No, co mi chcia­
łeś powiedzieć?
- JeÅ›li zauważysz w niedÅ‚ugim czasie, żeÅ› brze­
mienna, to ja siÄ™ do tego dziecka nie przyznam.
Mair odrzuciła płachtę i bez słowa, szybkimi,
wprawnymi ruchami zaczęła się ubierać.
- Zamierzam poprosić o rękę lady Rosamunde -
ciągnął - i nie chcę, żeby coś mi weszło w paradę.
Sama powiedziałaś, że oboje odpowiadamy za nasz
błąd. Zresztą z tego, co mi wiadomo, ojcem równie
dobrze mógłby być Ivor albo jeszcze ktoś inny.
Mair schyliła się po wilgotną płachtę. Kiedy się
wyprostowała, twarz miała nieprzeniknioną.
- Gdyby okazaÅ‚o siÄ™, że jestem brzemienna - za­
częła spokojnie, patrząc mu prosto w oczy - prze-
gnałbyś mnie z Craig Fawr, by twoja wybranka nie
dowiedziała się czasem, że pożądałeś innej?
- Tak.
- A zapÅ‚aciÅ‚byÅ› mi za to? - spytaÅ‚a lodowatym to­
nem.
Zaniemówił. Nigdy, przenigdy nie podejrzewałby
Mair o taką interesowność.
- Dałbyś mi pieniądze za to, bym zabrała sprzed oczu
tej normańskiej damy, którą chcesz poślubić, dziecko,
które równie dobrze mogÅ‚oby być twoje - ciÄ…gnęła nie­
ubÅ‚aganie Mair - żeby ona nie dowiedziaÅ‚a siÄ™, że zale­
cając się do niej, spółkowałeś z inną.
- Mair... - wykrztusił wstrząśnięty do głębi tym,
co sugerowała i czemu nie mógł zaprzeczyć. Czyż
nie miaÅ‚a racji? Ale on ma swoje plany. - GdybyÅ› tyl­
ko zechciała...
Nie dane mu było dokończyć. Mair podeszła doń
zdecydowanym krokiem i z całej siły wymierzyła mu
policzek.
- Jeśli czegoś się wstydzę - wycedziła - to tej
chwili słabości, kiedy spotkałam cię na murach.
Wstyd mi, że dopuściłam do siebie mężczyznę, który
woli zapłacić, niż uznać własne dziecko.
Zbliżyła się jeszcze bardziej. Poczuł na twarzy jej
oddech.
- Wiedz, sir Trystanie DeLanyea, że nawet jeśli
okaże siÄ™, że jestem brzemienna, a dziecko, które no­
szę w łonie, to twoje wierne odbicie, to prędzej umrę,
niż przyznam, że pozwoliłam ci się tknąć.
Odstąpiła od niego z wyrazem najwyższej pogardy
na twarzy.
- Zpij więc spokojnie, lady Rosamunde nigdy nie
pozna twojego sekretu. Obyś był szczęśliwy z żoną.
na jaką zasługujesz! - To powiedziawszy, obróciła się
na pięcie i ruszyła przed siebie.
- Najwyższa pora, by młodzi rycerze udali się na
spoczynek - rzekł tego wieczoru Dylan DeLanyea do
Arthura. Obaj, wraz z innymi, tłoczyli się w wielkiej
sali zamku Craig Fawr. Dylan, widząc, że chłopiec
chce zaprotestować, dorzucił z uśmiechem: - Synu,
nie patrz tak na mnie. Jutro skoro Å›wit ruszamy w dro­
gę. Ucałuj mamę na dobranoc i pożegnanie i zmykaj.
Mair nachyliÅ‚a siÄ™. ChÅ‚opiec cmoknÄ…Å‚ jÄ… w nadsta­
wiony policzek jak kurczak dziobiÄ…cy ziarno.
- Nie sprawiaj kłopotów ojcu i lady Genevieve, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl