[ Pobierz całość w formacie PDF ]
jakiś istotny powód?
A dlaczego miałby być? Podobno jeśli pozwoli się im przemieszać, zaczynają z sobą walczyć, ale czy tak jest
naprawdę, nie umiałbym powiedzieć. Nie należy doszukiwać się racji w tym, co robią pigmeje... Chcę przez to
powiedzieć, że nie zachowują się w sposób racjonalny, tak jak człowiek.
Jako ekolog uważam, że wszystko dzieje się za jakąś przyczyną, choćby najbardziej niezrozumiałą.
Doprawdy? samotnik przeszedł w napastliwy ton. Jeśli chcesz ją poznać, to idz sobie jej szukać. Mówię tylko, że
w ciągu dziewiętnastu lat, jak tu jestem, nie udało mi się jej znalezć. Ci pigmeje kierują się no, instynktem czy
przypadkiem... Słuchaj no, nie godzi się tak patrzeć na mnie z jedną uniesioną brwią. Nie podoba mi się twój wyniosły
ton, bez względu na to, czy jesteś dobrym lekarzem, czy nie. Myślałem, że przyjechaliście tu, żeby nakręcić film.
Mówił pan, że pigmeje nie postępują racjonalnie.
No bo nie. Nie są ani jak zwierzęta, ani jak ludzie z Ziemi. %7łyją bezwiednie, na ruinach minionej świetności. Nie
można z nimi niczego wskórać. Próbowałem. Z początku myślałem, że do czegoś doszedłem. Przynajmniej uznali mój
autorytet... To straszne, starzeć się. Spójrz na moje dłonie...
12
Craig wyciągnął rękę i wyłączył magnetofon. Zapalił meskaletkę i popatrzył pytająco na Barneya i Tima. Na
zewnątrz, ponad ich głowami widać było pierwsze światło rysujące się w konturach drzew.
To mniej więcej wszystko, co miałoby dla nas jakieś znaczenie powiedział. pozostałe uwagi Dangerfielda
dotyczyły głównie autobiografii.
I co z nich wynika? spytał Barney Brangwyn.
Wraz z odpowiedzią Craiga usłyszeli głosy budzących się i pokrzykujących w drzewach pierwszych tkaczy.
Zanim Dangerfield rozbił się na Kakakakaxo, był komiwojażerem, chyba sprzedawcą lodówek, przerzucającym się z
jednej planety osadniczej na drugą. Był zupełnie niewyszkolony jako obserwator.
No właśnie przytaknął Barney. Z pewnością masz o tym takie samo zdanie jak ja: że Dangerfield mylnie
zinterpretował właściwie wszystko, z czym się zetknął, o co zresztą nietrudno na obcej planecie, nawet jeśli jest się
osobą emocjonalnie zrównoważoną. W jego przedstawieniu faktów nie ma nic wiarygodnego, jest ono bezużyteczne,
chyba że traktować je jako historię choroby.
To chyba za mocno powiedziane zauważył Craig z właściwą sobie ostrożnością. Jest wątpliwe, owszem, ale nie
bezużyteczne. Na przykład, jest tu kilka wskazówek...
Przepraszam, ale zgubiłem się już w tym wszystkim powiedział Tim Anderson podnosząc się i stając za krzesłem.
Dlaczego Dangerfield miałby się tak mylić? Większość jego wypowiedzi brzmiała logicznie. Nawet jeśli nie miał na
początku przygotowania antropologicznego czy ekologicznego, było dużo czasu, żeby się nauczyć.
To prawda, Tim, wszystko prawda zgodził się Craig. Mnóstwo czasu, żeby się nauczyć dobrze albo nauczyć zle.
Nie chcę tu wyrażać sądu o Dangerfieldzie, chociaż, jak wam wiadomo, nie istnieje chyba w całym wszechświecie fakt,
którego nie dałoby się zinterpretować na przynajmniej dwa sposoby; stosunek Dangerfielda do pigmejów jest wysoce
ambiwalentny klasyczne połączenie miłości i nienawiści. Chce o nich myśleć jak o zwierzętach, ponieważ w ten
sposób może się z nimi nie liczyć; jednocześnie chciałby ich uważać za istoty inteligentne, gdyż wtedy fakt, że uznali
go za boga, sprawia większe wrażenie.
A czym są pigmeje w rzeczywistości zwierzętami czy istotami inteligentnymi zapytał Tim.
Craig uśmiechnął się.
Tu właśnie otwiera się pole do popisu dla naszej zdolności obserwacji i dedukcji rzekł.
Uwaga zirytowała Tima. Zarówno Craig, jak i Barney potrafili być bardzo małomówni. Odwrócił się z zamiarem
wyjścia z lądownika, żeby znalezć się z dala od nich obu i samemu wszystko przemyśleć. Wychodząc przypomniał
sobie o słoiku z larwą fifina miał go umieścić od razu w maleńkim laboratorium lądownika, ale wyleciało mu z
głowy. Nie chcąc dawać Craigowi powodów do narzekań, Tim odstawił tam słoik teraz.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]