[ Pobierz całość w formacie PDF ]

 Mieliśmy porozmawiać  przypomniała.
 Pózniej, bo potrzebuję du\o czasu. Porozmawiamy wieczorem, ale
musimy być sami.
 Stephen na pewno będzie zmęczony po wycieczce i szybko uśnie.
 Dobrze. Za pół godziny idziemy na śniadanie.
Po jego wyjściu Annie znowu przebiegł zimny dreszcz. Czy dowie się
czegoś strasznego?
O trzeciej zajechali na miejsce. Michael natychmiast się po\egnał, gdy\
chciał przygotować się do decydującej rozmowy. Musiał ustalić, co, w jakiej
kolejności i jak powiedzieć.
Długo le\ał w ciepłej wodzie. Napięcie ostatnich tygodni mocno dało mu
się we znaki i czuł nadchodzącą migrenę. Po kąpieli połknął kilka pastylek.
Zamyślony patrzył z oddali na dom Annie. Wiatr wzmagał się, przyginał
drzewa do ziemi. Zanosiło się na huragan. Poczuł ostre kłucie w karku i
zaniepokoił się. Podobny znak kilkakrotnie ocalił mu \ycie...
Zadzwonił telefon.
 Słucham?
 Mówi Annie. Stephen wszedł na drzewo, \eby zabrać kota, i utkwił na
gałęzi. Buk trzeszczy, boję się, \e wiatr go przewróci. Nie wiem, co robić.
 Powiedz Stephenowi, \eby się nie ruszał, a sama stój daleko od drzewa.
Zaraz przyjadę.
Gnał jak wariat i po kilku minutach był ju\ w ogrodzie Annie.
 Gdzie on jest?  Tam.
Na gałęzi siedział przera\ony chłopiec. Stary buk w gwałtownych
podmuchach wiatru złowrogo trzeszczał. Nie było ani sekundy do stracenia.
 Błagam cię, idz po niego  poprosiła Annie.
 Zaraz będzie na ziemi. Odsuń się.
Przywiązał do gałęzi sznurkową drabinę i błyskawicznie wspiął się po
niej.
 Ju\ po ciebie idę!  zawołał, przekrzykując wiatr.  Trzymaj się mocno.
 Tam jest Tigger.
Michael przelotnie spojrzał na siedzącego na samym końcu gałęzi rudego
kocura, ale podszedł do dygocącego chłopca i mocno schwycił go za sweter.
 Ju\ dobrze, synu. Powoli obejmij mnie rękoma za szyję, a nogami w
pasie.
 A Tigger?
 On pózniej. Najpierw zniosę ciebie.  Ale...
 Trzymaj się mocno, bo schodzimy.
Zerknął w dół i zobaczył, \e przera\ona Annie zakryła usta.
Podmuch wiatru zgiął drzewo, lecz Michael przywarł do pnia. Stary buk
kołysał się i jęczał, jakby wiedział, \e nadchodzą jego ostatnie chwile. Ledwie
wiatr nieco zel\ał, Michael wysunął nogę w poszukiwaniu gałęzi z drabiną.
 Trochę w lewo!  krzyknęła Annie. Wymacał gałąz i zszedł po drabinie
na ziemię.
 A Tigger?  zaszlochał Stephen.
 Zaraz go przyniosę.
 Niech sam się ratuje  zawołała Annie.  Zostaw go i uciekaj!
 Nic mi nie będzie. Stephen, idz do mamy.
Podmuchy wiatru nasiliły się, olbrzymie drzewo złowieszczo
zatrzeszczało i zaczęło niebezpiecznie się pochylać. Przera\ony Michael
podbiegł do Annie i Stephena, by osłonić ich własnym ciałem. Gdy drzewo się
zwaliło, poczuł uderzenie w nogę i straszny ból w głowie.
Stracił przytomność.
ROZDZIAA DZIEWITY
 Pani Harding?
Annie chciała podać swoje nazwisko, ale zamiast tego zapytała:
 W jakim stanie jest Michael?
 Uderzenie w głowę było bardzo silne, więc jest oszołomiony. Lecz nie
byłoby to tak powa\ne, gdyby nie poprzednie uszkodzenie czaszki.
 Chyba nie...  Urwała, bo straszne słowo nie chciało przejść jej przez
gardło.
 Jeśli nie nastąpi nagłe pogorszenie, pan Harding prze\yje. Wcią\ pyta,
czy Stephenowi nic się nie stało. I mówi o Annie. Czy to pani?
 Tak. Mogę iść do niego?
 Oczywiście. Proszę za mną.
Kilkakrotnie była tutaj z Rogerem i dlatego ogarnęły ją złe przeczucia.
Przeraziła się na widok Michaela, który został podłączony do ró\nych aparatów.
Gorąco modliła się o jego ocalenie. Była przekonana, \e śmierć jeszcze jednej
ukochanej osoby będzie ciosem, którego nie prze\yje.
 Annie?
Głos był schrypnięty, ale szeroko otwarte oczy przytomne i przenikliwe.
 Kochanie...  Urwała wzruszona i wzięła Michaela za rękę.  Martwię
się o ciebie. Jak się czujesz?
 Niezle. A Stephen?
 Nic mu się nie stało, ma tylko parę sińców.  A ty?
 Jestem cała i zdrowa.
 Na pewno?
 Tak. Po co miałabym kłamać? Michael zamknął oczy.  Niedobrze mi...
Długo wymiotował, a pielęgniarka podtrzymywała mu głowę, ocierała
usta i poprawiała zakrwawioną poduszkę. Lekarka odprowadziła przera\oną
Annie pod okno.
 Proszę się nie denerwować  rzekła uspokajająco.  Tacy pacjenci
zawsze tracą sporo krwi, to najmniejszy problem. Wezwałam chirurga, \eby [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl