[ Pobierz całość w formacie PDF ]

u profesora Janoty w pracowni w dniu, w którym przyszłam do niego po podpis w indeksie. Nie
wiedziałam, że to są autentyki. Wyglądały tak samo jak pozostałe. Tej trzeciej nie było wtedy w
pracowni.
 Nie mogło jej tam być  mruknął porucznik Bartkowski.  Zgodnie z ułożonym z góry
planem Janota oddał ją do Cepelii i tego samego dnia została kupiona. Mówiąc dokładniej, w
ciągu dwudziestu minut nabyła ją pani Walczakowa, która  przypadkowo była wtedy w
sklepie. Stała kierowniczce nad głową i czekała, aż załatwi kwity i zaewidencjonuje wszystkie
ikony przyniesione przez mistrza.
 I nie bała się, że ktoś inny ją uprzedzi?
 Oczywiście ryzykowała, ale nie tak bardzo. Janota przyszedł tuż przed zamknięciem
sklepu, a Walczakowa już tam była. Kierowniczka znała  mistrza i jego twórczość
pamiątkarską od kilku lat. Przyjęła te ikonę wraz z innymi w dobrej wierze, nie przyglądając się
jej dokładnie, tym bardziej że nachalna klientka (którą była Walczakowa) bez przerwy ją
zagadywała i wyrywała spod ręki po kolei wszystkie ikony, przyniesione przez Janotę.
 A pozostałe dwie? Skąd się wzięły u Walczakowej? Przecież nie kupiła ich w Cepelii?
 Ano nie  porucznik Bartkowski roześmiał się.  Ale nie tak szybko, moja panno!
Może pani być pewna, że i to wyjaśnimy do końca.
Ewa była już teraz wolna. Przez chwilę pomyślała o Bieszczadach i Kryśce, ale przyznała w
duchu, że już wcale nie ma ochoty na żadną wędrówkę.
Wyjadę, niedługo wyjadę  wzdychała idąc powoli prawie pustą ulicą.
Tymczasem Jolanta Walczak siedziała naprzeciw kapitana Derki i z uporem powtarzała
swojÄ… wersjÄ™.
 Kupiłam je w Cepelii. Nie rozumiem, o co panu chodzi?
 Niechże pani nie będzie naiwna.  Kapitan patrzył na nią z niezadowoleniem.  One
nigdy nie były wystawione na sprzedaż. W dniu śmierci Janoty znajdowała się jeszcze w jego
pracowni. W jaki sposób weszła pani w ich posiadanie
Walczakowa milczała.
 Musi pani sobie uświadomić, że tu chodzi o dwie sprawy. Jedna to kradzież i przemyt
dziel sztuki za granicÄ™, druga to sprawa o morderstwo.
 Morderstwo? Ja nie mam z tym nic wspólnego.
 Janota podjął się retuszu ukradzionego z muzeum tryptyku. Chodziło o  odnowienie
ikon w celu zakamuflowania ich istotnej wartości i o uzyskanie pokwitowania z Cepelii,
stwierdzającego, że nabyła pani  pamiątki nie przedstawiające większej wartości. Przy
odrobince szczęścia mogła pani przewiezć tryptyk przez granicę. Ale Janota został
zamordowany. W jaki sposób weszła pani w posiadanie dwóch ikon, które znajdowały się w
pracowni Janoty jeszcze w dniu jego śmierci?  powtórzył kapitan.
 Kupiłam je.
 Od kogo?
 Pan mi nie uwierzy.
 Niech się pani postara, żebym uwierzył.
 Od Janoty.
 Kiedy?
 W środę, piątego czerwca.
 Gdzie?
 Byłam u niego w pracowni.
 O której godzinie?
 Rano..
 O której?
 O& o dziesiÄ…tej.
 Niech pani skończy tę zabawę. Jeszcze pół godziny przed morderstwem ikony były w.
pracowni Janoty. Czyżby odwiedziła go pani w ciągu tych trzydziestu minut?
 Nie! Nie byłam tam!& W ogóle go nie znałam.
 Wiem, że nie kontaktowała się pani z nim bezpośrednio. Sprawę z Janotą załatwiała
Monika Skrzyska, którą poznała pani dwa lata temu nad Morzem Czarnym podczas wakacji.
No więc?
 Nie znam tego człowieka.
 Jakiego człowieka?
 Od którego kupiłam ikony.
 Coraz lepiej.
 Ale to prawda! Właśnie dlatego zaczęłam kłamać, ponieważ wiedziałam, że mi pan nie
uwierzy.
 No wice dobrze Niech pani opowiada. Ale dokładnie.
 Janoty nigdy przedtem nie widziałam na oczy. Nie znałam go. Skrzyska obiecała mi, że
wszystko z nim załatwi. On miał podobno wobec niej jakieś zobowiązania. Najpierw jej
odmówił, ale wreszcie się zgodził. Zrobił pierwszą ikonę na próbę. W Cepelii poszło wszystko
nadspodziewanie gładko. Ale on się bał. Minął miesiąc, zanim się zdecydował zrobić następne.
Miał przygotować kilka swoich ikon, żeby te dwie mniej rzucały się w oczy. Ciągle zwlekał.
Zaczęliśmy ponaglać, tym bardziej że nie byliśmy pewni, czy Skrzyska nas nie oszukuje. Ale
ona istotnie robiła, co mogła. Doszło nawet między nimi do kłótni. Wreszcie Monika dała nam
znać, że szóstego, zaraz po otwarciu sklepu Janota przyniesie swoje ikony. Mój mąż miał go
obstawiać. To znaczy miał wejść do Cepelii i pilnować, żeby ktoś inny nie uprzedził mnie. Nie
chciałam po raz drugi powtarzać numeru z kupnem prawie bezpośrednio od Janoty. Ale jak
przyszłam o dwunastej, tak jak było umówione, Zdzisław, to znaczy mój mąż, powiedział, że
Janoty jeszcze nie było. Nie wiedziałam, co robić. Na wszelki wypadek weszłam jednak do
sklepu i sprawdziłam. Ikon nie było. Porozmawiałam z kierowniczką i wyszłam nic nie
kupiwszy. Skontaktowałam się natychmiast z Moniką, a ona usiłowała się dodzwonić do
Janoty. Telefon nie odpowiadał. Twierdziła, że poprzedniego dnia rozmawiała telefonicznie z
Grzegorzem i że obiecał jej definitywnie sprawę dzisiaj załatwić. Musiał się wystraszyć.
Monika pojechała na Zwierzyniec, ale szybko wróciła. Przed dornem Janoty stały wozy
milicyjne. Nie wiedzieliśmy, co się stało. Dopiero potem okazało się, że ktoś go zamordował.
Podczas przesłuchania, bo Monikę wzywano na milicję, nie pytano jej o żadne ikony. Zupełnie
straciliśmy głowę. Co robić? Doszliśmy do wniosku, że ikony są nadal w pracowni Janoty, ale
nie wiedzieliśmy, jak je odzyskać. O pójściu tam nie było mowy. Domyślaliśmy się, że dom [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl