[ Pobierz całość w formacie PDF ]

wolała zdjąć buty niż skręcić kark, pędząc na wysokich obcasach - pokaleczone
i brudne.
Czy ta okropna noc nigdy się nie skończy?
Limuzyna nagle zwolniła, zatrzymała się i zaczęła się cofać. Serce
Mallory waliło i zamierzała właśnie wziąć nogi za pas, gdy szyba auta opadła i
właściciel wysunął głowę. Poznała go.
Gdy drzwi się otworzyły i ten ktoś uczynił głową zapraszający gest,
wahała się tylko przez sekundę. Z westchnieniem ulgi wsiadła do samochodu.
Po chwili auto zniknęło w ciemnościach nocy.
- 92 -
ROZDZIAŁ JEDENASTY
Gabe wiedział od razu, że to nie Mallory naciskała guzik dzwonka u jego
drzwi. Mimo to poczuł się srodze zawiedziony na widok stojącego w progu
Coopera.
Przez sekundę myślał, że nie podoła tej wizycie. Nie miał nastroju do
rozmowy z kimkolwiek. Ale wziął się w garść i starając się nic po sobie nie
pokazać, zapytał brata:
- Co ty tu robisz?
- Chciałem ci złożyć raport w sprawie poszukiwań Landowa.
- Odnalazł się?
- Nie.
- Hm. - Gabe skłonił głowę. - Dzięki za wiadomość.
- Nie powiedziałem ci prawdy.
- Jakiej prawdy?
- Takiej, że głównym powodem mojego przyjścia tutaj jest to, że wszyscy
się o ciebie martwimy.
Przez ułamek sekundy Gabe zastanawiał się, czy nie dać bratu nauczki, by
nie wtykał nosa w nie swoje sprawy, ale opanował emocje, zamknął drzwi i
zapytał:
- Wszyscy?
Cooper miał niewyraźną minę.
- No, wszyscy... ale głównie Lilah i Gen.
- I co z tego? Jak zwykle przesadzasz.
- No, może odrobinę.
- Cholera - mruknął Gabe bez złości, podążając korytarzem za Cooperem.
- Daję ci pięć minut na to, żebyś wydusił z siebie, o co ci chodzi, a potem wracaj
i powiedz dziewczynom, że u mnie wszystko gra i żeby mi dały święty spokój.
- No tak... - mruknął Cooper, idąc za nim krok w krok.
- 93 -
Gdy się znaleźli w salonie, ogarnął wzrokiem nieład w pokoju i brudne
naczynia na stole. - Coś mi tutaj nie pasuje, braciszku...
Gabe przeciągnął dłonią po nieogolonej twarzy, spojrzał w dół, wzruszył
ramionami i wyjaśnił:
- Nie było mnie parę dni. Interesy.
- No tak, ale... - Cooper wszedł do kuchni, nalał sobie kawy, spróbował i
skrzywił się. - Chcesz pogadać? - zapytał, wylewając do zlewu stare fusy.
Gabe spojrzał na Coopera, który westchnął ciężko i mówił dalej:
- Deke opowiada, że jak wpadł do ciebie w niedzielę rano, to wciąż
siedziałeś w smokingu z ponurą miną. I podobno Mallory powiedziała Lilah, że
szuka mieszkania. A Lilah powtórzyła to tobie. Potem ty się nie stawiłeś w
pracy. Nie wygłupiaj się, Gabe...
Gabe zacisnął zęby. Kochał swoją rodzinę, ale zdarzało się, że z jej
powodu czuł się jak rozjuszony tygrys w klatce.
Jak na razie rozmowa nie wymagała nadzwyczajnych korekt z jego
strony.
- Faktycznie, była wojna - przyznał. - Trzeba nad tym popracować.
Pragnął tego z całego serca.
- Mogę jeszcze coś dla ciebie zrobić? - zapytał Cooper.
- Nic poza tym, żebyś mi dał trochę odetchnąć.
Do diabła, myślał, nie ma tu dla mnie nic do roboty. A taka bezczynność z
każdym dniem, z każdą godziną, z każdą minutą pociąga za sobą coraz więcej
zła.
Nic jednak nie zmieni faktu, że cokolwiek się zdarzy dnia następnego,
będzie się wiązać z osobą Mallory.
W sobotę wieczór, rzecz jasna, tak o tym nie myślał.
Wciąż nie był pewny, jak długo przebywał w tym pokoju, dotknięty do
żywego, że porównała go ze swoim ojcem. A zarazem pragnął jej dopaść,
zmusić ją, by go wysłuchała.
- 94 -
W końcu zdrowy rozsądek wziął w nim górę - tak przynajmniej wówczas
uważał. Uznał, że oboje muszą ochłonąć, i skierował kroki do hotelowego baru,
gdzie przy szkockiej zadał sobie pytanie: dlaczego właściwie zdziwiło mnie to,
co się wydarzyło? Czy nie przewidywałem takiej jej reakcji? Czy dlatego
zwlekałem z powiedzeniem jej o tym?
Tak, cholera!
Ale ona była przecież kobietą inteligentną i skoro uzna, że zachowała się
nierozsądnie, będą mogli przejść do porządku dziennego nad całym incydentem
i wszystko wróci do normy.
Rozmyślał o tym przez całą drogę do domu i potem, gdy przekraczał już
próg. Wiedząc, że poza nim nikogo w tym domu nie ma, poczuł się nieswojo,
ale odrzucił tę nieprzyjemną myśl. Przyplątała się za to inna: że któryś z jej
współpracowników widząc jej przygnębienie, wziął ją do siebie na noc.
O świcie wypił kawę i od razu poczuł się lepiej. A gdy minął ranek i [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl