[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dostał ją, a ja chwilę pózniej wyszłam z klubu. Odetchnęłam głęboko, rozglądając się
po ulicy. Mimo że świt dopiero zaczął barwić niebo różowymi smugami, Lygon Street
pulsowała życiem i muzyką. Powietrze było gęste od zapachu wilków i ludzi oraz licznych
aromatów smakowitych mięsnych potraw i świeżo wypiekanego chleba. Dzięki bliskiemu
sąsiedztwu dwóch klubów ten koniec ulicy stał się strefą spotkań wilkołaków. Mnóstwo
restauracji otwierało swoje podwoje, by zaspokoić głód wędrującego nocą tłumu.
Mój żołądek zaburczał z głodu, przypominając, że nie jadłam od dłuższego czasu.
Spojrzałam tęsknym wzrokiem w stronę włoskiej restauracji po drugiej stronie drogi.
Doskonałe zdawałam sobie sprawę z tego, że ludzie obserwujący The Rocker zdążyli już
zgłosić moje pojawienie się na ulicy przed klubem.
Wkurzanie Jacka nigdy nie było dobrym pomysłem. Jeśli chciałam tego uniknąć,
musiałam bezzwłocznie się do niego zgłosić. Jedzenie musiało zaczekać do momentu, w
którym zdam raport.
Ignorując burczenie, przegrzebałam torebkę w poszukiwaniu telefonu, który dał mi
wcześniej Jack. Połączenie zostało odebrane po trzech sygnałach.
- Bądz tam za pięć minut - odezwał się głęboki, seksowny głos.
Zamrugałam ze zdziwienia.
- Kade? Do cholery, dlaczego to ty odebrałeś telefon?
- Jack i Rhoan rozmawiają jeszcze z Rossem Jamesem. Kazano mi czekać na ciebie w
pogotowiu.
- A Quinn?
- Jeszcze się nie pojawił. Do zobaczenia wkrótce.
Mruknęłam pod nosem i rozłączyłam się. Skrzyżowałam ramiona i oparłam się o
pleksiglasową ściankę pobliskiej budki telefonicznej, przyglądając się rosnącemu
strumieniowi aut ciągnących Lygon Street. Część z nich zmierzała w stronę centrum miasta,
część na przedmieścia i w stronę wielu osiedli mieszkaniowych rozsianych na skraju
Melbourne. Mimo że dochodziła zaledwie szósta, pełzające sznury samochodów już za
219
godzinę utkną w korkach. Z tego też powodu jezdziłam do pracy transportem publicznym,
mimo że miałam własny samochód - w ten sposób mogłam przynajmniej uciąć sobie
dodatkową półtoragodzinną drzemkę.
%7łółta taksówka zatrzymała się przy krawężniku. Zajrzałam do środka i dostrzegłam
siedzącego za kierownicą Kade'a. Otworzyłam drzwi i wsunęłam się na tylne siedzenie.
- Wyglądasz na zmęczoną - powiedział, dołączając do ruchu ulicznego ze sprawnością
zawodowego taksówkarza.
- Bo jestem zmęczona - odparłam, węsząc w powietrzu. Zlina napłynęła mi do ust, gdy
tylko poczułam znajomy, kuszący zapach. - Czy ja dobrze czuję? To kawa?
Jego spojrzenie skrzyżowało się z moim w lusterku. Na ustach Kade'a pojawił się
ciepły uśmiech.
- Pomyślałem, że pewnie będziesz tego potrzebowała po nocy spędzonej w pracy.
Sięgnął ręką po leżącą obok niego torebkę. Podał mi nie tylko olbrzymi kubek kawy,
ale również smakowitego hamburgera. Gdyby nie trzymał kierownicy, mogłabym się teraz na
niego rzucić i uściskać go. Nie tylko dlatego, że doskonale wiedział, czego w tej chwili
potrzebowałam, ale dlatego, że nie pokazał po sobie żadnych emocji związanych z tym, co
dzisiaj robiłam.
Po prostu przyjął to do wiadomości. Albo miał to gdzieś. Tak czy inaczej to było
naprawdę miłe.
Zdjęłam przykrywkę z kubka na kawę. Aromatyczna orzechowa woń połaskotała moje
nozdrza. Zaciągnęłam się głęboko, a potem uśmiechnęłam. Może powinnam dać sobie spokój
z facetami i zadowolić się kawą. W końcu dawała dużo przyjemności bez dodatkowych
kłopotów.
- Dziękuję - powiedziałam i upiłam łyk. Jego uśmiech odbił się w lusterku.
- Wiesz, miałem w tym ukryty cel.
- No coś ty? A ja myślałam, że zrobiłeś to wszystko z dobroci serca.
- Och, to też. Uśmiechnęłam się szeroko.
- Trzeba będzie czegoś więcej niż kawy, żeby postawić mnie teraz na nogi.
- Co powiesz na wannę pełną pachnących olejków?
- To zależy, o jakich olejkach mówimy.
- Jest jakaś różnica?
- Niektóre z nich warte są spędzenia większej ilości czasu w łóżku.
- W takim razie jak ci się podoba połączenie lawendy i ylang-ylang?
220
- Bardzo. Zasłużyłeś przynajmniej na kilka godzin.
- Umowa stoi.
Wykonał ostry zakręt, a moja kawa zakołysała się gwałtownie, grożąc wylaniem.
- Ostrzeż mnie następnym razem - skarciłam go. - Rozlanie kawy wiąże się
automatycznie z wykopaniem cię z łóżka. - Zawahałam się, rozglądając się dookoła. Jeśli to
był jakiś skrót, o którym nie miałam pojęcia, oddalaliśmy się teraz od laboratoriów Genoveve,
gdzie Jack zorganizował naszą bazę. - Dokąd właściwie jedziemy?
- Przygotować kąpiel.
Moje oczy rozszerzyły się ze zdumienia.
- A czy Jack czasem nie chce, żebyśmy zgłosili się do niego tak szybko, jak to tylko
możliwe?
- Jack jest teraz zajęty - odparł. Ze skupieniem kluczył między pojazdami. - Jest jedna
zasada w tej grze, o której powinnaś zawsze pamiętać.
- A o jakiej grze i jakiej zasadzie teraz mówimy?
- O tej grze. O dochodzeniu. - Nasze spojrzenia spotkały się na krótką chwilę. - Nigdy
nie narażaj się dla nich na niebezpieczeństwo. Będą brać do momentu, w którym nie będziesz
już miała nic do zaoferowania, a wtedy pozbędą się ciebie, żeby poszukać kogoś nowego.
- Przecież nie jestem ani oficerem śledczym, ani strażnikiem.
- Może nie oficjalnie. - Na jego twarzy malował się ponury wyraz, gdy skręcił
gwałtownie, unikając zderzenia z parkującym samochodem. - A to czyni to jeszcze gorszym.
Pomyśl tylko: dziesięć dni temu byłaś pogrążona w śpiączce i tak bardzo poraniona, że nikt w
tym ośrodku nie sądził, że uda ci się z tego wyjść. Od tamtego czasu tkwisz w samym środku
dochodzenia, zostałaś już kilkakrotnie zaatakowana i masz bardzo mało czasu, by złapać
oddech.
- Nie mogę pozwolić sobie teraz na odpoczynek. Najpierw musimy złapać tych ludzi.
- A czy złapanie ich jest ważniejsze od twojego zdrowia? Wyglądasz na zmęczoną i
straciłaś na wadze. Zauważyłem to, mimo że dość krótko się znamy.
- Fakt, że ktoś bez przerwy próbuje mnie zabić, ma to do siebie, że skutecznie
wstrzymuje apetyt. A ciągłe uprawianie seksu też nie pomaga.
- Posługiwanie się seksem jako środkiem służącym do przesłuchiwania podejrzanych
to nie tylko dobre ćwiczenie, ale także niesamowicie stresująca sprawa. Zadzwoń do Rhoana.
Przekaż mu wszystko, czego się dowiedziałaś. Niech zajmie się oddzielaniem prawdy od
kłamstwa, podczas gdy ty będziesz odpoczywać.
221
- Maczał w tym palce?
- Powiedziałem mu, dokąd cię zabieram i co zamierzam zrobić. Nie jestem głupi. Nie
chciałbym wzbudzić gniewu członka twojej sfory.
Mądre posunięcie.
- A dokÄ…d mnie zabierasz?
- Do mojej stajni w Toorak. Zmarszczyłam brwi.
- Wydawało mi się, że twoje klacze opuściły to miejsce.
- Bo to prawda. Ale Sabie wyjechała za granicę, zanim wziąłem udział w tej operacji.
Nie będzie jej przez następne dwa miesiące.
To imię i jego pewność siebie dotycząca znalezienia dokładnie tych olejków, które
lubiłam, sprawiły, że wbiłam w niego niedowierzające spojrzenie.
- Czy mi się wydaje, czy mówimy o Sabie Kandeli?
Ta kobieta była najnowszym telewizyjnym fenomenem. Jej show oglądały miliony, a
wszystkie książki jej autorstwa znajdowały się na listach bestsellerów.
- Zgadza się. To moja dziewczyna. Usłyszałam w jego głosie nutkę dumy.
Zamrugałam ze zdziwienia.
- Jak to się stało, że wojskowy taki jak ty spiknął się z taką gwiazdą?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]