[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Szybko, ale zachowując czujność, zaprowadził ją schodami w dół.
Istniało prawdopodobieństwo, że napastnicy próbowali ich oszukać i zaczaili
się w ciemnościach, dlatego Luke zatrzymał się u stóp schodów i wyjrzał zza
rogu, przeczesując wzrokiem korytarz prowadzący do kuchni. Spojrzał na tylne
wejście. Przez okno wpadało znacznie więcej światła niż na górze. W
korytarzu panował mrok, ale najwyrazniej nikogo w nim nie było.
Poszli? wyszeptała Karina.
Chyba tak. Chodz.
Dlaczego? Może lepiej zadzwonić na policję?
Nadal szeptała, choć już trochę głośniej.
Nie odparł Luke, wpatrując się w korytarz.
Nie mam ochoty siedzieć w ciemności i czekać, aż się zjawią.
Powinniśmy się stąd wynieść, tak na wszelki wypadek.
Nie wiadomo, do czego zdolni są ci ludzie, pomyślał, ani jak daleko mógł
posunąć się Solokov. Tak długo, jak dom nie był w stanie zapewnić Karinie
bezpieczeństwa przed intruzami, Luke wolał, żeby przebywała gdzie indziej.
A sąsiedzi? Jeżeli słyszeli wystrzał, czy nie zawiadomią policji?
Nawet jeśli słyszeli, to wątpię, żeby pojedynczy strzał o tej porze
zwrócił ich uwagę. Wmówią sobie, że im się przesłyszało.
Dotarli do kuchni. Złapał kurtkę wiszącą obok drzwi i zarzucił ją na
plecy, zmuszając Karinę do cofnięcia ręki. Poczuł brak jej ciepła, co nie było
miłe, lecz zaraz zrobił wszystko, by odpędzić od siebie narastające uczucie.
61
R
L
T
Otworzywszy tylne drzwi, ostrożnie sprawdził otoczenie. Nie dostrzegł
nikogo, więc wyszedł śmiało na zewnątrz, ciągnąc Karinę za sobą, a potem
odwrócił się i zamknął za sobą drzwi. Chociaż przypuszczał, że napastnicy już
dawno się ulotnili, cały czas zachowywał czujność. Dopiero kiedy znalezli się
w samochodzie, lekko się rozluznił.
Po chwili pędzili pustą ulicą. Jechali drogą prowadzącą do najbliższego
komisariatu, więc gdyby ktoś z sąsiadów zadzwonił na policję, musieliby
minąć się z radiowozem. Tymczasem po policji nie było śladu, podobnie jak
wtedy, gdy Viktor został ranny. Luke odetchnął z ulgą.
DokÄ…d jedziemy?
Spojrzał na nią kątem oka. Patrzyła prosto przed siebie. W przebłyskach
światła latarni, które mijali w regularnych odstępach, dostrzegł, że na jej twa-
rzy malowały się zmęczenie i rezygnacja. Stłumił w sobie odruch współczucia.
Ot, po prostu Karina musiała odpocząć. On zresztą też.
Znajdziemy jakieś lokum na noc. Ukryjemy się tak, żeby nas nie
znalezli.
Skinęła głową, mruknęła coś cicho. Znów poczuł coś, co bardzo
przypominało... Och, musi to zdusić w sobie!
Miał za zadanie czuwać nad jej bezpieczeństwem, nic więcej.
62
R
L
T
ROZDZIAA SZÓSTY
Apartament w hotelu był przestronny i luksusowo wyposażony. Na tyle
przestronny, że salon miał większy metraż niż salon w domu Luke'a. Drzwi
prowadziły do sypialni, pośrodku której znajdowało się ogromne łóżko
przeznaczone dla dwóch osób, chociaż tej nocy miało być zajęte tylko przez
KarinÄ™.
Kładz się tutaj powiedział Luke, być może błędnie odczytując jej
zaintrygowany wzrok. Ja prześpię się na kanapie.
Karina odwróciła się. Luke stał kilka kroków za nią i właśnie zamykał
drzwi. Zasuwy jęknęły, bolce wskoczyły na swoje miejsce i pokój stał się
fortecą, do której nie sposób było się dostać, nawet gdyby ktoś próbował
wyłamać drzwi. Poczuła ulgę.
Luke zdjął kurtkę, pod którą miał koszulkę kupioną na stacji benzynowej.
Była o rozmiar za mała, ale innych nie było. Materiał przylegał do ciała,
podkreślając męską sylwetkę, ale Karina była zbyt zmęczona, żeby zwrócić na
to uwagÄ™.
Rzucił kurtkę na krzesło i odwrócił się do Kariny, która spytała:
Co teraz?
Nie wiem, musimy coś zdecydować. Myślę, że przynajmniej na razie
jesteśmy tu bezpieczni. Nawet jeżeli nas wyśledzą, raczej nie przyjdą po nas tej
nocy. Włamanie do domu to jedno, ale włamanie do hotelu pełnego ludzi to
drugie. Cholera, od razu trzeba było przeprowadzić się do hotelu. Tak byłoby
bezpieczniej, no i wyglądałoby, jakbyśmy naprawdę świętowali miesiąc
miodowy.
Miesiąc miodowy. Oczywiście. Ponieważ byli małżeństwem. Raz jeszcze
spojrzała na obrączkę z brylantem. Miała męża. Czy to nie dziwne, że wciąż o
63
R
L
T
tym zapominała? Ale przecież to wszystko zdarzyło się tak niedawno. Ile dni
musi minąć, żeby uwierzyła?
Widocznie przez dłuższy czas stała zamyślona i wpatrzona w obrączkę,
ponieważ kiedy się ocknęła z transu, Luke podszedł do niej i zapytał:
Wszystko w porzÄ…dku?
Wypowiedział odpowiednie słowa, ale jego ton znowu pozbawiony był
wszelkich emocji. Podniosła głowę i zobaczyła, że się jej przygląda oczami
równie zimnymi jak głos.
Z trudem skinęła głową.
To był długi dzień. Tyle się wydarzyło. Viktor. Ci mężczyzni... Zlub,
dodała w myślach, nie chcąc, by zorientował się, jak wiele miała wątpliwości
w związku z ich małżeństwem.
Wiem, Karino. Ale ten dzień wreszcie się skończył. Na razie jesteśmy
bezpieczni.
Nie możemy tu zostać na zawsze. Oni prędzej czy pózniej wrócą.
Nie odpowiedział od razu, być może dlatego, że nie chciał mówić głośno
tego, co oboje dobrze wiedzieli.
Tak mruknął w końcu.
Było jej przykro, że Luke nie był takim mężczyzną, który pocieszy
strapioną kobietę, obejmie ciepłym ramieniem, okaże współczucie.
I właśnie wtedy, jakby zachęcony jej myślami, podszedł do niej,
zatrzymał się tuż obok.
Wszystko będzie dobrze. Nie zamierzam uciekać i ukrywać się do
końca życia. Coś wymyślę.
Jasne, przecież minął dopiero dzień, pomyślała zgryzliwie. Nie miał za
sobą tygodni spędzonych w ukryciu, podczas których zdałby sobie sprawę, że
znalazł się w sytuacji bez wyjścia.
64
R
L
T
Patrzyła mu w oczy, sięgała wzrokiem coraz głębiej, szukając choćby
cienia emocji. Aż wreszcie zdało się jej, że coś dostrzega.
Bez namysłu postąpiła krok do przodu i dopiero po chwili uświadomiła
sobie, co zrobiła. Znalezli się twarzą w twarz, prawie kleili się do siebie.
Powinna się cofnąć, dobrze o tym wiedziała.
Ale nie ruszyła się, bo odezwało się w niej potężne pragnienie, które
rozumu nie słuchało. Tak bardzo chciałaby przysunąć się do Luke'a jeszcze
bliżej, poczuć jego ciepło.
Lecz tylko stała nieruchomo, pewna, że to on się wycofa. Ale pozostał na
miejscu, wpatrujÄ…c siÄ™ w niÄ… intensywnie.
Im dłużej mu się przypatrywała, tym więcej widziała w jego oczach
uczucia. Coś tliło się na dnie jego zrenic, jakaś nieuchwytna iskierka, coś
mrocznego i tajemniczego, coś, co sprawiło, że ciarki przebiegły jej po
plecach.
Przypominała sobie uczucie, które nią zawładnęło, gdy pocałowali się na
[ Pobierz całość w formacie PDF ]