[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Zacznę się kontrolować i nie będę obrzucać cię
stwierdzeniem „a przecież ci mówiłem".
– Jesteś bardzo wspaniałomyślny. Rozmawiałem z
kierownikiem sklepu, w którym są nadwyżki, i obiecał
współpracę.
Użyjemy
zaplecza,
by
obserwować
wchodzących i wychodzących. Chcesz się włączyć, czy
nie?
– Ależ oczywiście, że chcę tam być. Za żadne skarby
nie chciałbym, by mnie to ominęło. Ty i ja możemy dać
sobie radę z trzema facetami bez większego wysiłku.
Dziwię się, że pozwalasz, by Katha była tak blisko,
chociaż...
– Będzie trzymać się z daleka. Mówi, że ma prawo tam
być i ma słuszne argumenty. Obiecała stosować się do
moich poleceń co do joty. Boże, gdyby coś się jej
przytrafiło, ja...
Tander spoważniał.
– Vince, chwila szczerości. Co z tobą i Kathą? Co do
niej czujesz? Jest wyjątkową kobietą i...
– Kocham ją – odpowiedział Vince. Zamrugał
zdziwiony, że to wyznał.
– Tak podejrzewałem od początku – powiedział Tander
spokojnie. – Byłem ciekaw, czy już sam do tego
doszedłeś. Czy mówiłeś jej, co do niej czujesz?
Vince westchnął głęboko i powoli wypuścił powietrze.
– Nie, i nie zamierzam tego robić.
Tander pochylił się do przodu, by położyć łokcie na
kolanach, luźno złączył palce rąk.
– Dlaczego nie, do cholery?
– Co to miałoby dać? „Kocham cię, Katho, do
zobaczenia". Brednie. Nie będę się z nią spotykał, gdy
zakończymy tę sprawę z opieką społeczną.
– Zważyłeś wszystko w myślach i pozbywasz się tego,
co ciąży. Jesteś wariat.
– Jestem całkiem świadomy tego, co robię. Moje
poglądy na temat małżeństwa i pracy detektywa nie
zmieniły się. Nie łączą się, nie współgrają, koniec historii.
Tander usiadł wygodnie i zanim zaczął mówić, patrzył
na Vince'a przez długą chwilę.
– Masz rację – rzekł. – Powinieneś uwolnić się od tej
sprawy tak szybko, jak to możliwe.
– Wiem.
– Ponieważ nie zasługujesz na nią. Vince zesztywniał.
– Co?
– Nie zasługujesz na Kathę Logan. Obsypałeś ją całą
masą statystyk, które mówią, że gliny mają wysoki
wskaźnik
rozwodów.
Nieważne,
że
miała
rację,
rozszyfrowując ten numer z opieką społeczną i od
początku będąc wspólnikiem w odkryciu przestępstwa.
Jest z pewnością zbyt krucha, by żyć z prywatnym
detektywem, by go kochać. Nie dałaby sobie z tym rady. –
Potrząsnął głową. – Jesteś taki pełen absurdów, Santini.
Jesteś niedorzeczny.
Vince poderwał się na nogi.
– Dość tego, Ellis. Pleciesz bzdury. Wiesz o tym?
Gadasz, bo lubisz słuchać brzmienia swojego głosu,
ignorujesz fakt, że nie masz pojęcia, o czym mówisz.
– Czyżby, Vince? – Tander wstał i spojrzał na
rozgniewanego Vince'a. – Odkąd cię znam, stosujesz to
swoje nędzne i nadużyte wytłumaczenie, by uniknąć
poważnego związku, zobowiązań względem kobiety. Ale
tym razem, przyjacielu, pozwalasz, by najlepsze, co
kiedykolwiek ci się przydarzyło, przeciekło ci przez palce.
– Słuchaj, Tander...
– Dosyć. Nie interesuje mnie twoja pusta gadanina.
Wynoś się z mojego jachtu, Santini, i pozwól mi się
zdrzemnąć. Jestem wypompowany przedzieraniem się
przez śniegi Alaski. Zobaczymy się jutro. – Minął
Vince'a, spojrzał na niego przez ramię. – Aha, Vince. Czy [ Pobierz caÅ‚ość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl