[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Jack przerwał niezręczne milczenie.
- O czym to ja mówiłem? - zapytał, widząc, że Georgia nie
zamierza się odezwać.
- O niczym - mruknęła, nadal nie patrząc na niego. - Trudno
63
S
R
od ciebie wymagać, żebyś jeszcze pamiętał, jak to jest. Od dawna
prowadzisz zupełnie inne życie. Ja natomiast, obserwując na co
dzień zmagania Evana i podobnych do niego dzieci, nigdy nie po-
trafiłam o tym zapomnieć.
Jack wyprostował się w krześle. Był szczerze zaskoczony
oskarżeniem Georgii skierowanym pod jego adresem.
- Geo, o czym ty mówisz? - zapytał.
Kiedy wreszcie na niego spojrzała, w jej oczach odczytał
gniewne wyzwanie.
- Mówię o tym, jak to jest, gdy walczy się z całym światem i
nie ma się nikogo do pomocy. Nie ma się ani należnych uprawnień,
ani szans, ani nikogo, komu na tobie zależy. Jack, mówię o dzie-
ciakach. Do nas podobnych. Takich, jakimi kiedyś sami byliśmy.
Tym razem atak przypuścił Jack.
- Pamiętam, jak to jest - warknął. - Lepiej niż przypuszczasz.
Uważasz, że będąc dzieckiem, miałaś ciężkie życie? - zapytał su-
rowym tonem. - Zapewniam cię, że nie miałaś i nie masz nawet
pojęcia, jak może wyglądać takie życie.
Georgia zacisnęła wargi. Postanowiła milczeć.
- Być może tata mówił ci przykre rzeczy  bezlitośnie ciągnął
Jack - i być może odwrócił się do ciebie plecami. Nadal jednak
miałaś na noc suche i ciepłe miejsce do spania i nikt nie podnosił
na ciebie ręki. Nigdy nie straciłaś najbliższych, nigdy nie zostałaś
pozbawiona rodzinnego domu i, gdy chodziło o elementarne ży-
ciowe potrzeby, nigdy nie byłaś zdana na łaskę zupełnie obcych
ludzi.
Georgia roześmiała się nerwowo.
- Można by dyskutować, czy w ogóle miałam do stracenia ro-
dzinę czy dom - powiedziała spokojnie. - Nie zamierzam jednak
siedzieć tu i sprzeczać się o to, które z nas w dzieciństwie cierpia-
ło bardziej. W każdym razie żadne z nas nie miało do czynienia
64
S
R
z potwornym zezwierzęceniem dorosłych, z jakim styka się wiele
dzieciaków. Ja przynajmniej nie wkładam ze strachu głowy w pia-
sek i nie uciekam myślami od tamtych dni. Codziennie staję w ob-
liczu podobnych problemów.
- Uważasz, że ja od nich uciekam? - zaczepnym tonem zapytał
Jack.
- Tak - odrzekła Georgia. - I jedynie to się liczy.
- Tylko ty tak myślisz - warknął.
- A co to ma znaczyć?
Jack gniewnie zacisnął szczęki. Nie zamierzał niczego wyja-
śniać. Już wkrótce Zakłady Przemysłowe Lavendera staną się jego
własnością i Georgia o wszystkim się dowie. Wtedy się przekona,
że nie potrafił zapomnieć o swojej przeszłości. I dopiero wówczas
zobaczy, które z nich od niej ucieka. Na razie będzie milczał. Jesz-
cze nie nadeszła właściwa pora na wyjaśnienia.
- Geo, mylisz się - powiedział, z trudem siląc się na łagodny
ton. - yle mnie osÄ…dzasz.
Rozluzniła się nieco, lecz nie wyglądała na przekonaną. Kel-
ner przyniósł lunch. Jedli w niemal nieprzerwanej ciszy.
Potem opuścili restaurację i skierowali kroki do hotelowego
holu. Z każdą chwilą rósł niepokój Georgii. Była rozgoryczona i
rozczarowana. Wreszcie, po latach, zdołała ujrzeć Jacka i zamiast
oboje cieszyć się własną obecnością, posprzeczali się o głupstwa.
Jako dzieci przyjaznili się ogromnie. A teraz, jako dorośli, nie po-
trafili odtworzyć dawnej zażyłości?
Doszli do schodów prowadzących na piętro, gdzie znajdowały
się pokoje hotelowych gości. Georgia poczuła nagle strach. Bała
się, że Jack zaraz z nią się pożegna, pójdzie do siebie i zajmie wła-
snymi sprawami. Chwyciła go za ramię.
65
S
R
Popatrzył na nią dziwnie. Chyba... tęsknie, tak się jej przy-
najmniej wydawało. Spojrzenie miał teraz niemal jak przed laty.
Georgia poczuła, że zelżało panujące między nimi napięcie. Ode-
tchnęła z ulgą.
- Przykro mi - powiedziała. - Przepraszam za to, co wy-
gadywałam przy lunchu. Pozwól mi to jakoś zrekompensować.
Jack uśmiechnął się lekko.
- W porządku. W jaki sposób?
Szybko puściła jego ramię. Poczuła się zażenowana. Wzięła
się w garść.
- Zapraszam cię do siebie. Sama przyrządzę kolację. Spróbu-
jemy porozmawiać spokojniej.
- Geo, dla mnie tego robić nie musisz.
- Ale chcę. - Zagryzła niespokojnie wargi. - Chyba że masz
już na wieczór inne plany.
- Nie mam - odparł. - Z przyjemnością przyjadę do ciebie.
- Może o szóstej? - spytała. - Evan będzie w pracy.
Georgia uznała, że tę porę wybrała nie dlatego, żeby być z Jac-
kiem sam na sam, ale ze względu na to, żeby uniknąć starcia mię-
dzy nim a jej przybranym synem. Nie ma sensu, żeby się spotyka-
li. Szkoda byłoby jej wysiłku, gdyby miała łagodzić przejawy
wzajemnej animozji. Jack wkrótce wyjedzie i problem przestanie
istnieć.
- Dobrze. Będę o szóstej - potwierdził zadowolony, że Geor-
gia nie powiedziała nic więcej o Evanie.
Właśnie zamierzała na pożegnanie kiwnąć Jackowi głową, gdy
on zrobił przedziwną rzecz. Nachylił się i lekko pocałował ją w
policzek. Tak zupełnie zwyczajnie, jakby żegnał się z własną ciot-
ką. Kiedy się wyprostował, zmieszanie malujące się na jego twarzy
wyraznie wskazywało na to, że gest ten nie był zamierzony. Jack,
66
S
R
zdziwiony własnym odruchem, ponownie pochylił głowę, tym ra-
zem szukając ust Georgii. Udała, że tego nie zauważa, i szybko
zrobiła krok w tył.
- A więc do zobaczenia - powiedziała zmienionym głosem, z
trudem Å‚apiÄ…c oddech.
Jack zatrzymał jaguara. Wyłączył silnik. Ponurym wzrokiem
obrzucił duży dom. Pochuchał w dłonie, żeby je rozgrzać, bo nie
wziął rękawiczek. Kiedy po lunchu z Georgią wrócił do hotelowe-
go pokoju, zobaczył migające światełko automatycznej sekretarki.
Przekonany, że to wiadomość od Adriana, uruchomił taśmę z na-
graniem. Okazało się, że chciał się z nim skontaktować zupełnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl