[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przejęciem. Dziewczyna była blada z wyczerpania i wygłod
niała, z tyłu na głowie miała guz wielkości jajka. No i cała
twarz w brudzie. Marie wstała; zdjęła z haka wielką cynową
wannę, a potem poszła napełnić wodą największy czajnik
i kilka garnków. Położyła na stole resztę bagietek.
- Jedz, petite. Kiedy woda siÄ™ zagrzeje, wykÄ…piesz siÄ™,
a potem opatrzę ci głowę i pójdziesz do łóżka. Twoje bagaże
przyjechały wczoraj. Francois wniósł je na górę. Przygotuję ci
łóżko.
- Ale...
- %7ładnych ale. Pomożesz mi po południu, jeśli będziesz
miała siły. Napiszę słówko do monsieur Redbourna i zawia
domię go, że jesteś bezpieczna. Potem muszę wracać do pracy.
Po powrocie do domu Luke zastał siostrę w stanie najwyż
szego podekscytowania. Nadeszła krótka wiadomość od ma
dame Bonnieux, że siostrzenica pojawiła się w domu, cała
i zdrowa.
- Ciekawa jestem, jak ona tego dokonała? - zastanawiała
siÄ™ Hester
127
Luke opowiedział jej o pustym pokoju na poddaszu i huś
tającym się oknie. Trudno to sobie wyobrazić, ale najwyrazniej
panna de Cardonnel jakimś cudem dostała się na dach. Hester,
wiedząc już, że Anna jest bezpieczna, emocjonowała się dra
matycznymi wydarzeniami.
- Obawiam się, że mamy następny kłopot - powiadomił
siostrÄ™ Luke. - Czy Laurence wie, gdzie mieszka panna de
Cardonnel? Na Phoenix Street grozi jej nawet większe nie
bezpieczeństwo niż na Brook Street. Te kobiety mieszkają
tam same, nie licząc psa, o którym mówił mi Walter. Nie
podoba mi siÄ™ to.
- Ale co możemy zrobić? - rozsądnie zapytała Hester. -
Nie jest z nami spokrewniona. Nie mamy prawa się wtrącać.
- Nie zamierzam wtrącać się do spraw panny de Cardonnel
- odparł z irytacją Luke. - Zamierzam pokrzyżować plany
Laurence'a. - Przesunął dłonią po włosach. W czasie ostatnich
dwudziestu czterech godzin doznał tylu wrażeń, w tym gniew,
strach, niepokój, że czuł się całkowicie wyczerpany. Od odejścia
Caroline w jego życiu nie było takiego zamieszania. I znowu
w centrum zainteresowania stoi młodszy brat. Luke westchnął.
- Będę musiał przejąć sprawy w swoje ręce.
- Dlaczego? Co chcesz zrobić? - Hester była zaniepokojona.
- To oczywiste, że chodzi o jakiś spadek, jeżeli wierzyć
opowieści panny Clarkson. Zresztą pasuje ona do tego, co już
wiemy. Gdybym tylko wiedział, gdzie szukać?
- Ale jak chcesz to sprawdzić? Nie masz nawet pojęcia, po
kim jest ten spadek.
- ZacznÄ™, od szmaragdu.
- Przecież panna de Cardonnel mówiła, że jest bez większej
wartości.
- Zgadza się, ale jakąś ma. I zaginął w dość niecodziennych
128
okolicznościach. Odwiedzę pannę de Cardonnel, kiedy tylko
wypocznie.
- Uważaj, Luke. Laurence może cię obserwować. Jeśli
jeszcze nie wie, gdzie Anna mieszka, chyba lepiej, żeby tak
zostało.
- Do diabła! - krzyknął brat. - Do diabła z nim! Mówię ci,
Hester, kiedy wszedłem do tego pokoju na poddaszu i zoba
czyłem otwarte okno, myślałem, że padnę trupem. Ta biedna
dziewczyna musiała być prawdziwie zdesperowana. Mogła się
zabić! Laurence martwił się tylko o siebie. Ta dziwka uciekła",
powiedział.
- Będziesz musiał użyć tylnego wyjścia - praktycznie po
radziła Hester. Z małego ogródka na tyłach domu przez bramkę
wychodziło się na HoIIiday Yard, a stamtąd wąską uliczką na
Shoemaker Lane. Można było spokojnie wyjść bez zwracania
na siebie uwagi kogoś obserwującego dom, na przykład z kawia
renki przy Ludgate Street znajdujÄ…cej siÄ™ naprzeciwko.
- Od momentu poznania panny de Cardonnel nasze życie
z pewnością przestało być nudne - zażartował Luke, uśmie
chajÄ…c siÄ™ po raz pierwszy tego dnia.
Następnego ranka Anna i Marie Bonnieux, obie szczęśliwe,
wspólnie przygotowywały lukier do czekoladowych ekierek.
Anna nie spała najlepiej. Nie mogła wygodnie się ułożyć,
a myślami nieustannie wracała do scen ucieczki. Czuła się jak
zwierzątko w klatce, jednak to wrażenie minęło przy lukrowaniu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]