[ Pobierz całość w formacie PDF ]
umeblowanie składało się ze skrzyń: krzesło, łóżko zbite z desek przykrytych
słomianą matą, paka, na której rozłożono kawał płótna, a na nim postawiono lampkę
olejną. - Nie chciałbym zająć niczyjego miejsca - zauważył. - Ja tu mieszkam.
Spojrzał na nią niepewnie. - Gdzie wy będziecie spali?
Obawiał się jakichś roszczeń. Obserwował ją skrycie. Czy to właśnie było
istotą małżeństwa: wymówki, podejrzliwość i uczucie skrępowania? Gdy ludzie
spowiadali mu się mówiąc o swych namiętnościach, czy tylko to mieli na myśli:
twarde łóżko i krzątającą się kobietę, i niemówienie o przeszłości?...
- Kiedy ksiądz pójdzie?
Zwiatło przygasło za lasem i drzewa rzucały długi cień na drzwi. Położył się
na łóżku, a kobieta krzątała się gdzieś niewidoczna. Słyszał, jak grzebała w popiele.
Nie mógł spać. Czy więc ucieczka stała się jego obowiązkiem? Kilka razy usiłował
uciec, ale zawsze stawało mu coś na przeszkodzie... Teraz chcieli, żeby odszedł. Nikt
go nie zatrzyma mówiąc, że jakaś kobieta jest chora lub mężczyzna umierający. Teraz
sam był chorobą. - Maria - powiedział. - Maria, co ty robisz?
- Schowałam trochę wódki dla księdza. Jeśli odjadę - myślał - spotkam innych
księży, wyspowiadam się, będę żałował i odpuszczone będą mi grzechy. %7łycie
wieczne zacznie się dla mnie na nowo. Kościół naucza, że pierwszym obowiązkiem
każdego człowieka jest zbawienie własnej duszy. Proste określenia piekła i nieba
przelatywały mu przez mózg. %7łycie bez książek, bez kontaktów z ludzmi
wykształconymi wyzuło jego pamięć ze wszystkich oprócz najprostszego zarysu
tajemnicy. - Mam - rzekła kobieta. Niosła małą flaszeczkę od lekarstwa napełnioną
wódką. Gdyby ich opuścił, byliby bezpieczni i wolni od złego przykładu, jaki dawał.
On był jedynym księdzem, jakiego dzieci mogły pamiętać: właśnie on będzie
jedynym zródłem wyobrażeń o wierze. Ale i od niego także ludzie przyjmowali Boga.
Jeśli odejdzie, będzie to wyglądało, jak gdyby na całej przestrzeni między morzem a
górami Bóg przestał istnieć. Czyż nie jest jego obowiązkiem zostać, nawet jeśli nim
pogardzają, nawet jeśli z jego powodu zostaną zamordowani? Nawet jeśli zgorszą się
jego przykładem? Był wstrząśnięty ogromem problemu. Leżąc zakrył oczy rękami.
Nigdzie, w całym tym rozległym, bagnistym kraju nie było ani jednego człowieka,
którego mógłby się poradzić. Podniósł spirytus do ust. - A Brigitta?... Czy... jest
zdrowa? - spytał nieśmiało. - Widział ją ksiądz dopiero co. - Nie. - Nie mógł
uwierzyć, że jej nie poznał. Byłoby to lekceważeniem śmiertelnego grzechu. Nie
można popełnić takiego grzechu, a potem nawet nie poznać...
- Tak, ona tam była. - Maria podeszła do drzwi i zawołała: - Brigitta, Brigitta!
- A ksiądz odwrócił się na bok i patrzył, jak małe, złośliwe dziecko, które naśmiewało
się z niego, przyszło z zewnątrz, ze świata strachu i żądzy... - Przyjdz porozmawiać z
księdzem - powiedziała Maria. - No, już. Usiłował schować butelkę, ale nie było
gdzie... starając się ją ukryć w rękach, przypatrywał się dziewczynce, wstrząśnięty
przypływem miłości
- Ona zna katechizm - odezwała się Maria - ale nie chce go powiedzieć...
Dziecko stało wpatrując się w niego przenikliwie i z pogardą. Nie było
miłości w jej poczęciu. Tylko strach i rozpacz i pół butelki wódki i uczucie
samotności popchnęło go do czynu, który napełniał go przerażeniem. Wynikiem była
ta nieśmiała, wstydliwa, obezwładniająca miłość. - Dlaczego? Dlaczego nie chcesz
powiedzieć? - spytał, rzucając ukradkiem przelotne spojrzenia i unikając jej wzroku.
Czuł, że serce wali mu nierówno w piersi, niby stara pompa parowa, wzbierając
nieodpartym pragnieniem uchronienia jej od... wszystkiego. - A po co miałabym
powiedzieć?
- Bóg tak chce. - Skąd ksiądz wie?
Zdawał sobie sprawę z ogromnego ciężaru odpowiedzialności, którego nie
dało się oddzielić od miłości. Tak muszą czuć wszyscy rodzice - myślał. Tak idą
przez życie ludzie: odczyniając uroki, modląc się o uniknięcie bólu, bojąc się... To
coś, czego my, księża, unikamy znikomym kosztem przez poświęcenie nieważnego
odruchu ciała. Oczywiście przez lata całe był odpowiedzialny za dusze, ale to było co
innego... lżejsza rzecz. Można było liczyć na pobłażliwość Boga, ale nie można było
mieć zaufania do ospy, głodu, ludzi...
- Moja droga - powiedział ściskając mocniej butelkę z wódką. Podczas swojej
ostatniej wizyty ochrzcił ją. Z pomarszczoną starą twarzą wyglądała jak szmaciana
lalka. Robiła wtedy wrażenie, że nie będzie długo żyła... Nie odczuwał nic prócz żalu.
Trudno było nawet czuć wstyd, skoro nikt go nie winił. On był jedynym księdzem,
jakiego większość z nich znała. Był dla nich wzorem kapłana, nawet dla kobiet. - Czy
jesteÅ› gringo?
- Jaki znów gringo?
- Głupie stworzenie - rzekła kobieta. - Ona tak mówi, bo policja szukała
jakiegoś człowieka. Zdziwił się, gdy usłyszał, że poszukiwano jeszcze kogoś oprócz
niego. - Co on zrobił?
- To jankes. Zamordował kogoś tam na północy. - Dlaczego miałby tutaj być?
- Myślą, że on się przedziera do plantacji chcieli w Quintana Roo. Było to
miejsce, w którym lądowało wielu zbrodniarzy w Meksyku. Można było tam
pracować na plantacji, niezle zarabiać i nikt się nie wtrącał. - Czy ty jesteś gringo? -
spytało powtórnie dziecko. - Czy wyglądam na mordercę?
- A bo ja wiem?
Gdyby wydostał się z kraju, także i ją musiałby porzucić. Pokornie zwrócił się
do kobiety:
- Czy nie mógłbym tu zostać parę dni?
- To zbyt niebezpieczne, proszę księdza. W oczach dziecka zauważył wyraz,
który go przeraził. Znów odniósł wrażenie, że stała przed nim przedwcześnie dorosła
kobieta, która wiedziała zbyt wiele i miała jakieś własne plany. Miał uczucie, jak
gdyby jego grzech śmiertelny spoglądał na niego bez skruchy. Usiłował nawiązać
jakiÅ› kontakt z dzieckiem, nie z kobietÄ… w niej. - Moja droga, powiedz mi, jakie znasz
gry, w co siÄ™ bawisz...
Dziecko zachichotało. Odwrócił szybko twarz i patrzył w górę na sufit, po
którym poruszał się pająk. Przypomniał sobie przysłowie - wychynęło ku niemu z
zakamarków własnego dzieciństwa. Jego ojciec powtarzał je nieraz: Najlepiej
pachnie chleb, najlepiej smakuje sól, najlepiej kocha dziecko . Dzieciństwo miał
szczęśliwe, mimo że bał się zbyt wielu rzeczy, a biedy nienawidził jak zbrodni.
Wierzył, że gdy zostanie księdzem, będzie bogaty i ważny. To się nazywało
posiadaniem powołania. Pomyślał, że człowiek przebywa niezmierzoną drogę: od
pierwszego bąka, jakim się bawił, do tego łóżka, na którym leżał z butelką wódki w
garści. A dla Boga była to tylko chwila. Chichot dziecka i pierwszy grzech śmiertelny
[ Pobierz całość w formacie PDF ]