[ Pobierz całość w formacie PDF ]

zdumiewające, jak zetknięcie ze śmiercią dodaje życiu urody.
Znieg wydawał się bielszy, a ziąb bardziej przenikliwy niż dotąd. Poczułem
straszliwy głód i zatęskniłem za przyjemnościami zmysłów  gorącą kąpielą,
jedzeniem, winem dotykiem nagiej skóry kochanki.
Ruszyliśmy naprzód ze zdwojoną energią. Bardzo się nam przydała  w ciągu
ostatniej godziny wiatr jeszcze się wzmógł i śnieg zaczął padać gęściej. Pod koniec
szliśmy niemal po omacku, jednak Makoto ani na chwilę nie zboczył z drogi, dając mi
kolejny powód do wdzięczności.
Od moich ostatnich odwiedzin w świątyni budynki otoczono drewnianym
parkanem. Przy bramie zatrzymali nas wartownicy, lecz gdy ujrzeli Makoto, powitali
go z radością. Obawiali się już o niego i z ulgą przyjęli powrót towarzysza.
Ponownie zaryglowano bramę i zasiedliśmy bezpiecznie na wartowni, gdzie
zostałem poddany uważnym oględzinom.
 Pan Otori Takeo szuka tu schronienia na zimę  wyjaśnił Makoto. 
Powiadomicie opata o naszym przybyciu?
Jeden z wartowników pośpiesznie oddalił się przez dziedziniec, pochylony pod
naporem zawieruchy, która pobieliła go, zanim dotarł do drzwi klasztoru. Rozłożyste
dachy głównej świątyni nosiły już śniegowe czapy, a nagie gałęzie wiśni i śliw uginały
się pod ciężarem kwiatów zimy.
Strażnicy zaprosili nas do ognia. Byli to młodzi mnisi, mniej więcej w wieku
Makoto, uzbrojeni w łuki, włócznie i kije. Poczęstowali nas herbatą, która smakowała
mi jak nigdy dotąd. Para unosząca się z napoju i naszych ubrań stworzyła w
pomieszczeniu przytulną, ciepłą atmosferę.
Walczyłem ze sobą, by się jej nie poddawać; nie chciałem usnąć, jeszcze nie
teraz.
 Czy ktoś nas szukał?
 Dziś rano dostrzeżono obcych na zboczu góry. Minęli świątynię i poszli do lasu.
Nie mieliśmy pojęcia, że was szukają. Baliśmy się trochę o Makoto  mogli to być
bandyci  ale w taką pogodę nie chcieliśmy wysyłać nikogo na zewnątrz. Pan Otori
przybył w ostatniej chwili; drogą, którą schodziliście, już nie da się przejść. Teraz
świątynia aż do wiosny będzie zamknięta.
 To dla nas zaszczyt, że wróciłeś  wtrącił nieśmiało inny; spojrzenia, które
wymienili między sobą, uzmysłowiły mi, że świetnie pojmują, co oznacza moje
przybycie.
Po kilku minutach wrócił posłaniec.
 Nasz opat wita pana Otori  wysapał  i prosi, byś wziął kąpiel i zjadł posiłek.
Porozmawia z tobÄ… wieczorem.
Makoto dopił herbatę, skłonił mi się sztywno i oświadczył, że musi się
przygotować do wieczornej modlitwy. Zachowywał się tak, jakby spędził cały dzień w
klasztorze, jakby nie brnął przez zamieć i nie zabił dwóch ludzi. Był oficjalny i
chłodny; wiedziałem, że mam w nim serdecznego przyjaciela, lecz teraz stał się
jednym z mnichów, ja zaś musiałem ponownie się nauczyć, jak być panem. Wiatr wył
w krokwiach dachu, śnieg wciąż padał nieubłaganie. Dotarłem bezpiecznie do
Terayamy  miałem całą zimę, by zmienić kształt swego życia.
Do pokojów gościnnych przy świątyni zaprowadził mnie ten sam młody człowiek,
który przyniósł wiadomość od opata. Wiosną i latem pokoje te były pełne gości i
pielgrzymów, teraz jednak ziały pustką. Choć w obawie przed śnieżycą zamknięto
okiennice zewnętrzne, nadal panowało tu dojmujące zimno. Wiatr ze świstem
przenikał przez szpary w ścianach, przez większe otwory wpadał śnieg, tworząc
maleńkie zaspy. Mnich wskazał mi drogę do łazni, zbudowanej nad gorącym zródłem,
gdzie ściągnąłem mokrą, zabłoconą odzież i gruntownie się wyszorowałem, po czym
zanurzyłem się w gorącej wodzie. Doznanie było jeszcze cudowniejsze, niż sobie
wyobrażałem. Wspomniałem ludzi, którzy chcieli mnie zabić w ciągu minionych
dwóch dni, i przeszyła mnie intensywna radość, że żyję. Woda wokół mnie parowała i
bulgotała; poczułem przypływ wdzięczności, że wypływa ze zródła, aby obmyć moje
obolałe ciało i ogrzać zmarznięte kończyny. Pomyślałem o górach, które z równą
łatwością pluły ogniem i drżały, niszcząc budynki niczym domki z klocków,
sprawiając, że ludzie stawali się bezradni jak owady wypełzające z płonącego polana. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl