[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- A ty? - wyszeptała.
- I ja - odpowiedział.
Spojrzała mu w oczy. Były puste. Zimne. Nie kochał jej. Byłby całkiem szczęśliwy, gdyby
ich zaręczyny zostały zerwane. Tyle tylko, że dla niego sprawy zaszły już za daleko. Poza tym
angażowali się w nie i jego rodzice, i jej ojciec.
Tak samo jak oni. Pięć lat.
On też nastawił się już na małżeństwo, jak mówił. Ale czy tak rzeczywiście uważał? Czy
mogłaby znieść małżeństwo z nim, ciągle obawiając się, tak jak teraz, że ożenił się z nią przez
wzgląd na zewnętrzne okoliczności i na swoich rodziców? Obawiając się, tak jak teraz, że jej nie
kocha?
Czy zniosłaby jego stratę? Utracić go, całkowicie na własne życzenie, wbrew woli
wszystkich w tę sprawę zaangażowanych? Mogłaby nauczyć go kochać siebie. Mogłaby udowodnić
mu, że wbrew temu, co się stało w ciągu ostatnich dni i tygodni z udziałem hrabiego Thornhilla,
była zdolna do lojalności i przyjazni. I że wszystko odbyło się bez żadnych starań z jej strony. Tak
bardzo pragnęła go o tym przekonać.
Zanim zdążyli powiedzieć coś więcej, do pokoju wróciły ciotka Agatha i hrabina Rushford.
Hrabina z energią i pełnym rozsądku spokojem oceniała sytuację. Jennifer widziała, jak bardzo
mylący był ów spokój. Cała czwórka miała pojechać do parku i pokazać eleganckiemu światu, że
zataczająca coraz szersze kręgi plotka jest śmiechu warta.
- Zbijemy z tropu wszystkie plotkarki - powiedziała ze śmiechem. - Razem, moi drodzy,
wyglądacie tak pięknie. Jutrzejszy bal będzie gwozdziem sezonu. Największym sukcesem. A ja
zamierzam być najszczęśliwszą matką w mieście.
I tak, po południu, znalezli się w parku. Jennifer uświadamiała sobie, że plan hrabiny był w
gruncie rzeczy łatwy i prosty. Nikt nie był aż tak zle wychowany, by dać im do zrozumienia
spojrzeniem, słowem lub gestem, że są przedmiotem sensacji. Coraz bardziej wczuwała się w swoją
rolę. Czuła się naprawdę szczęśliwa. Kryzys minął dzięki dobrej radzie przyszłej teściowej. A i
siedzący obok niej Lionel uśmiechał się do wszystkich i do niej także. I dotykał jej ręki. A raz albo
dwa nawet pocałował jej dłoń. I znów patrzył na nią.
Taka była głupia. To wyłącznie jej wina. Okazała się, jak powiedział Lionel, niewiarygodnie
naiwna. Ale w końcu się nauczyła. Od tej pory istniał już tylko Lionel i to, co jemu zawdzięczała.
Jeżeli był nią rozczarowany, potem pokaże mu, że może być z niej dumny. Jeżeli teraz jej nie
kochał, pokocha ją w przyszłości.
Podniosła głowę i uśmiechnęła się do niego najserdeczniej, jak umiała. Odwzajemnił
uśmiech. Błądził oczami po jej twarzy, skupił spojrzenie na jej ustach. Pochylił się do niej trochę,
ale zaraz się wyprostował, przez wzgląd na dobre maniery. Twarz mu posmutniała.
Jego matka obserwowała ich uważnie. Skinęła z aprobatą głową i posłała uśmiech
pasażerom powozu, który ich właśnie mijał.
ROZDZIAA JEDENASTY
Wśród gości, którzy zasiedli do obiadu przy stole księcia Rushford, panowała pogodna
atmosfera, ale i nastrój wyczekiwania. Chociaż wszyscy wiedzieli, jaka wiadomość ma być
ogłoszona na zakończenie przyjęcia, nie umniejszało to entuzjazmu. Nie mącił go też skandal
sprzed kilku dni, który rozkwitł wspaniale na kilka godzin, by zaraz potem zwiędnąć, jak to ze
skandalami bywa. Zapomniano o nim bez żalu. Zawsze jakiś nowy skandal zastąpi ten
przebrzmiały.
Samantha, jak wszyscy dookoła, uśmiechała się. Konwersowała z panem Averleigh,
siedzącym po jej lewej ręce, a nawet trochę z nim flirtowała. Szybko nauczyła się, jak flirtować w
eleganckim towarzystwie, jak chronić się za uśmiechami, rumieńcami, skrzącymi oczyma i ciętymi
ripostami. Jak prowokować komplementy i budzić podziw, utrzymując dżentelmenów na dystans.
Nie zawsze się to udawało. Wczesnym rankiem zmuszona była odrzucić propozycję małżeństwa
złożoną przez pana Maxwella i bardzo się zmartwiła, że mogła sprawić mu ból. Rozdrażniła wuja,
ciotkę Agathę wprawiła w zakłopotanie. Oboje wszak aprobowali jego zaloty.
Samantha dwojąc się i trojąc rozsyłała wokół uśmiechy, aż nadeszła ta straszna chwila.
Hrabia Rushford powstał, by obwieścić to, na co wszyscy czekali. Nie słyszała jego słów, lecz
mówił w takim uniesieniu, że wiele osób, śmiejąc się, udało zdziwienie i aplauz. Lionel wstał,
pomógł wstać Jenny i ucałował jej dłoń. Oboje uśmiechali się rozpromienieni, patrząc sobie w
oczy: wyglądali tak, jakby określenie  dozgonna szczęśliwość było zbyt słabe dla wyrażenia
czekającej ich przyszłości.
Samantha, udając, że sięga po kieliszek, spuściła wzrok. Lionel nie kochał Jenny, a Jenny...
go kochała. Choć także nią incydent z hrabią Thornhillem poruszył bardzo mocno. A Samantha? Jej
uczucia nie były ważne. Tyle tylko, że ciągle czuła się nieszczęśliwa i zupełnie nie potrafiła zapałać
szczególną sympatią do któregoś z rzeszy własnych wielbicieli. Tym bardziej że nie była pewna,
czy Jenny będzie szczęśliwa. Zniosłaby to wszystko, gdyby tylko widziała, że tych dwoje się kocha.
Wtedy wiedziałaby, że jej własne uczucia są całkiem nie na miejscu i starałaby się o nich
zapomnieć.
Cóż, myślała sobie, kiedy na koniec lady Rushford wstała i dała paniom znak do
opuszczenia jadalni, stało się. No i się stało. Zrobiło się oficjalnie i sztywno. Głęboko ukryte,
nieśmiałe i absurdalne nadzieje teraz pierzchły.
Ulżyło jej. Naprawdę jej ulżyło.
W salonie próbowała podejść do kuzynki. Nie było to łatwe. Wyglądało na to, że wszystkie
panie, bez wyjątku, próbowały zrobić to samo. Jennifer spostrzegła ją i rozpromieniona padła jej w
objęcia.
- Ach, Sam! - krzyknęła. - %7łycz mi szczęścia. - Zmiała się. - %7łycz mi tego, co właśnie
otrzymałam w takiej obfitości, że za chwilę mogę eksplodować!
Samantha nie mogła sobie przypomnieć, co odpowiedziała, ale życzyła jej tego, o co prosiła.
I to jak życzyła. %7łyczyła Jenny całego szczęścia świata. Jej własne uczucia nie miały żadnego
znaczenia.
Nastał pózny wieczór. Jennifer, rozgrzana, zarumieniona, padająca z nóg, była szczęśliwa
jak nigdy. Teraz, tej nocy, spełni się pięć długich lat marzeń i snów o jej sezonie.
Znalazła się w centrum uwagi i zachwytów. Wiedziała, że te rzeczy nie są ważne same w
sobie, jednak każda kobieta skrywa nieco próżności i cieszy ją zainteresowanie innych nawet
wtedy, gdy serce oddaje tylko jednemu. Hrabia Rushford tańczył z nią i było jasne, że jest z niej
zadowolony. Nawet Papcio, cud nad cudami, poprosił ją do tańca.
A Lionel... Lionel zatańczył z nią dwa walce i wyraził chęć zaproszenia jej do tańca
finałowego.
- Mężczyznie należy wybaczyć tę niewielką gafę, że tańczy z własną narzeczoną aż trzy
razy w ciągu jednego wieczora. - Przytulił się do niej, a oczy śmiały mu się serdecznie. - A jeśli
towarzystwo siÄ™ nie zgadza, niech siÄ™ wypcha.
Roześmiała się z tego bezczelnego wyznania.
Wszyscy patrzyli na nich. I to nie próżność kazała w to wierzyć. To była prawda. Każdy
mógł zobaczyć, że Lionel spoglądał na Jenny tak, jakby chciał ją pożreć oczami. Ona zaś nie
przejmowała się tym, że wszyscy mogli widzieć, jak uwielbia Lionela.
Wszelkie wątpliwości, jeżeli w ogóle były jakieś wątpliwości, zniknęły tego wieczora. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl