[ Pobierz całość w formacie PDF ]
odmówić temu młodemu nieszczęśnikowi. Mój Boże, co
zrobiły z nim inne bezduszne kobiety? Silny, atrakcyjny
mężczyzna potraktowany w tak okrutny sposób już na
początku swego życia uczuciowego! A teraz potrzebował jej.
Nie Bo Derek ani Sophii Loren czy innego sex - symbolu, ale
jej - Grace Barrett. Luke niepewnie i z oporami, ale jednak
prosił ją o pomoc.
Pomyślała, że gdyby tylko wiedział o pragnieniach, jakie
ukrywa, mógłby ją zerwać jak dojrzały owoc. Nie mogła
jednak pozwolić, by to zauważył. Musiała ostrożnie budować
jego wiarÄ™ w siebie, bez denerwowania go w decydujÄ…cych
chwilach. Zachowując więc pozorny spokój, uśmiechnęła się
lekko i szepnęła:
- Ty też jesteś dla mnie bardzo ważny.
Luke uniósł ją delikatnie do góry i zapytał śpiewnie:
- Czyżby, maleńka?
A potem pocałował ją mocno i pewnie, właśnie tak, jak
pragnęła tego Grace. Poczuła swój przyspieszony puls, a
potem usłyszała ich serca bijące w jednym rytmie.
Pod naporem ciała Luke'a wygięła się trochę w tył, czując,
jak jego język bada ostrożnie jej usta. Wyglądał, jakby
przeżywał coś więcej niż tylko fizyczny kontakt. Podjęła
jeszcze jedną próbę opanowania swego podniecenia, ale
szybko uznała ją za beznadziejną. Poczuła jak twardnieją jej
sutki i napinają się mięśnie brzucha. Przycisnął ją do siebie
mocno, tak że czuła go całą sobą, gdy tymczasem jego ręce
poznawały wciąż jej ciało.
Niewypowiedziane pragnienie czegoś więcej pojawiło się
przelotnie, ale Luke nie posunÄ…Å‚ siÄ™ dalej. Jakby zgodnie z ich
niedawną rozmową pozwolił jej przejąć inicjatywę.
Trwało to wszystko chwilę, która wydawała się Grace
zdecydowanie za krótka, w końcu zaś Luke odsunął się od niej
na bezpieczną odległość. Wyglądał na zaskoczonego, ale
trudno było określić, czy bardziej swoją odwagą, czy jej
uległością.
Dotknęła dłonią twarzy, sprawdzając, jak jest gorąca.
Oczy miała rozszerzone i niespokojne.
- Tak - powiedział Luke, patrząc jej w oczy i uśmiechając
się lekko. - Może jestem na dobrej drodze do wyzdrowienia.
Grace wciąż nie mogła dojść do siebie. Co za pocałunek! I
ten człowiek ma wątpliwości co do swojej siły!
- Nie psujmy naszego szczęścia - wyszeptała.
Luke roześmiał się głośno i odwrócił do niej plecami.
Grace stała niezdecydowanie przy kominku, usiłując odzyskać
równowagę. On tymczasem, wkładając z powrotem swoją
marynarkę, oznajmił niedbale:
- Prawdę mówiąc, jestem teraz zbyt głodny, by próbować
czegoś więcej.
Grace przełknęła ślinę i przywołała się do porządku. Bez
sensu było udawać nastolatkę, która właśnie całowała się po
raz pierwszy. Powiedziała więc tylko:
- Ja również.
- Czyżby, maleńka? Nigdy bym na to nie wpadł. - Luke
łatwo wrócił do roli wielkiego, niezgrabnego niedzwiedzia.
Nastrój pękł jak uderzony piłką. On zaś zapytał z brutalną
szczerością:
- Czy twój żołądek nigdy nie daje ci znać, że jest pusty?
A może błękitna krew jakoś inaczej to załatwia?
Już prawie wierzyła, że jest biedny i pokrzywdzony, kiedy
on musiał zachować się jak prostak! Zrobiło się jej przykro.
Jakże głupia była! Czuła się jak Florence Nightingale,
pomagając biednemu Luke'owi w przezwyciężeniu jego
problemów. Cóż za wzruszające poświęcenie! W chwili gdy
Luke zbierał się do wyjścia, oznajmiła, wracając do swego
poprzedniego zgryzliwego tonu:
- Jedyne wyjście to nie dopuścić, by czyjeś burczenie w
brzuchu mogło zagłuszyć uczucie.
- Tak, pamiętam - odparował w hallu. - Zjadłaś wszystkie
orzeszki w samochodzie. Nic dziwnego, że nie jesteś głodna.
Tędy.
Dystyngowanym krokiem Grace udała się do windy.
Zjechali na dół i szybko znalezli się w restauracji Palm
Spring".
Sala z fontanną pośrodku oświetlona lampionami zapierała
dech w piersiach. Zliczna kelnerka w koktajlowej sukience,
kręcąca się między stolikami, wydawała się być zaskoczona,
widząc Luke'a. Obejrzała go od stóp do głów swymi
brÄ…zowymi oczami, nie zaszczycajÄ…c przy tym Grace ani
jednym spojrzeniem. Nie zdziwiło jej to.
- Czym mogę panu służyć?
Luke zamówił stolik i podniósł dwa palce, pokazując, ile
krzeseł będzie potrzebnych. Wykonał ten ruch doskonale. Idąc
za kelnerką, Grace zastanawiała się, jak bardzo musi frapować
kobiety jego męska pewność siebie. Dziewczyna była tak
zdenerwowana, że zostawiła tylko jedną kartę menu.
Pochylili się nad nią i Grace już się nie gniewała. Wkrótce
stanęła wobec dylematu, czy wybrać gotowanego łososia w
kwaśnym sosie, czy raczej trufle coquilles". Menu było w
większości po francusku, co nie stanowiło dla niej specjalnej
przeszkody. Jeśli Luke miał jakieś kłopoty z odczytaniem, to
nie przyznał się do tego. Zamówił łososia, a Grace ostrygi.
Zaproponował, by wybrała wino, jakie lubi. Na oddzielnej
liście znalazła mozelskie, które pamiętała z jakiegoś letniego
weekendu w Tuxedo Park. Luke złożył zamówienie i kelner
oddalił się.
Na środku stołu stał mały wazon z czerwonymi
tulipanami. Grace dotknęła koniuszkami palców ich
delikatnych płatków.
- Są piękne, prawda?
- Gdzie ktoś znalazł tulipany o tej porze roku? - Luke
podszedł do sprawy rzeczowo.
- Są takie miłe - powiedziała uszczęśliwiona Grace. -
PrzypominajÄ… mi wiosnÄ™ i poczÄ…tek czegoÅ› nowego.
Luke uśmiechał się, gdy ona wąchała kwiaty i dotykała
ich. Kiedy przyniesiono wino i znowu zostali sami, uniósł
kieliszek i powiedział:
- Chciałem wznieść toast za burze śnieżne, ale zamiast
tego wypijmy za tulipany.
Zmiejąc się Grace wypiła również. Patrzył jej w oczy,
pokazując tym samym, że czuje się szczęśliwy, będąc z nią.
Pomyślała, że Luke ma w sobie mnóstwo wdzięku i że
wdzięk ten jest starannie wypracowany, przynajmniej
częściowo. Przez chwilę odniosła wrażenie, jakby w
rzeczywistości był oddalony o setki kilometrów. Gdyby nie
znała prawdy, sądziłaby, że Luke ma mniej więcej takie same
zahamowania seksualne jak Casanova.
Po krótkiej chwili rozmawiali już w ten sam przyjemny
sposób co w samochodzie. Stopniowo zaczęli wzajemnie
odkrywać swoje życie.
- Zawsze pracowałaś dla swojej matki? - zapytał Luke,
gdy przyniesiono zupÄ™.
- Nie - odpowiedziała Grace, wybierając właściwą łyżkę.
Zanotowała w pamięci, że Luke poczekał, aż ona dokona
wyboru, zanim zrobił to samo. Nalewając sobie zupę,
tłumaczyła: - Po ukończeniu college'u pracowałam przez kilka
lat jako korektorka w jednym wydawnictwie. SekretarkÄ… matki
zostałam dopiero trzy lata temu, kiedy jej stara pracownica
odeszła.
- Odeszła na emeryturę?
- Nie. Prawdę mówiąc, to uciekła. - Stwierdziła, że może
powiedzieć o tym Luke'owi. Nie wyglądał na człowieka, który
by potem chciał sprzedawać publicznie brudy rodziny
Barrettów. Mówiła więc dalej: - Z matką pracuje się strasznie
trudno. Codziennie pomiatała i terroryzowała pannę DeMillet.
W końcu matka rzuciła w nią ptysiem. Stara panna po prostu
wstała i wyszła.
- Ptysiem? - Luke dusił się ze śmiechu, nie zwracając
uwagi na innych gości. - Czy to najodpowiedniejsze ciastko,
by rzucać nim w pracowników? Myślałem, że do tego służą
torty.
- Nie, nie. - Grace również zaczęła się śmiać. - Ptysie są
znacznie smaczniejsze. SwojÄ… drogÄ…, to ciekawe. Matka
uważa się za uosobienie dobrych manier, ale czasem
zachowuje się gorzej niż praczka. Na szczęście, to nigdy nie
przedostało się do prasy.
Luke złapał się na tym, że bezwiednie miesza zupę w
wazie. Szybko odłożył łyżkę.
- Więc zajęłaś posadę panny DeMillet?
Grace uważnie smakowała zupę. Była odrobinę za słona,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]