[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeznaczono go dla kobiety. Wskazywał na to dobór tkanin
na zasłony; nie było nic męskiego w tych delikatnych,
pastelowych kolorach. Natomiast piękne meble przypominały,
a także dopełniały wyposażenia jej własnej sypialni.
Instrument postawiono w rogu. Drzwi do pokoju Durstana
zostawiła otwarte, chcąc widzieć go, kiedy będzie grała. Było
mało prawdopodobne, że dorówna damie, która grała mu w
Indiach. Poczuła ukłucie zazdrości, kiedy zastanawiała się,
kim też mogła być ta pani. Nie wyglądało na to, ze była jedną
z ciemnookich hurys umilających jego samotność.
- Tak mało o nim wiem - powiedziała z westchnieniem i
dodała, że wie głównie to, iż ją ganił i nie pochwalał tego, co
robiła.
Ale równocześnie pragnął ją poślubić i teraz, kiedy już go
kochała, zaczęła modlić się gorąco, żeby chęć posiadania
Priory i arystokratycznej żony nie była jedynym powodem
ślubu. Patrząc na niego, jak leży w łóżku nieruchomy, doszła
do wniosku, że niemożliwe, by był człowiekiem gorzej
urodzonym niż ona. Nie było w nim nic pospolitego ani
plebejskiego,
Minął tydzień od wypadku. Lorinda wróciła właśnie ze
spaceru z psami.
- Piękny mamy dziś dzień - zagadnęła kamerdynera,
wchodząc do holu. - Przyjechał jakiś dżentelmen z Londynu i
chce rozmawiać z panem. Powiedziałem, że pan niedomaga.
Byłby wdzięczny, gdyby jaśnie pani zechciała go przyjąć.
- Dżentelmen z Londynu? - Lorinda powtórzyła ze
zdziwieniem.
- Wydaje mi się, że prowadzi z panem interesy.
- Może zechce rozmawiać z panem Ashwinem? -
zaproponowała Lorinda. Uważała, że zarządca lub sekretarz
Durstana lepiej zajęliby się tą sprawą.
- Nie, pani. Dżentelmen upiera się, żeby rozmawiać z
panem lub z paniÄ….
- Dobrze więc, przyjmę go.
Była zniecierpliwiona, ponieważ bardzo śpieszyła się na
górę, aby sprawdzić, jak czuje się pacjent. Kamerdyner
poprowadził ją do biblioteki, gdzie na jej widok podniósł się
starszy, siwiejący mężczyzna.
- Dzień dobry - powiedziała uprzejmie.
- Wnoszę; że mam zaszczyt z lady Lorindą Hayle.
- Tak, to ja!
- ReprezentujÄ™ firmÄ™ Hickman, Links i Hickman -
wyjaśnił mężczyzna. - Nazywam się Ebenezer Hickman.
Działamy jako adwokaci lorda Penryna.
Lorinda wyglądała na zdziwioną.
- Lord Penryn? - spytała. Pan Hickman uśmiechnął się.
- Sądzę, że ciągle jeszcze używa nazwiska Durstan Hayle,
które przyjął przed opuszczeniem Anglii; w rzeczywistości to
lord Penryn. Jest nim już od sześciu lat!
Lorindzie zaparło dech w piersiach.
- Czy pan chce powiedzieć, że mój mąż jest lordem
Penrynem? - zapytała. - Z tej samej rodziny, do której należał
ten zamek?
- Pani mąż odziedziczył tytuł po śmierci ojca, lecz w tym
czasie przebywał w Indiach. Rozumiem, że po powrocie
zdecydował się nie używać tytułu.
- Dlaczego? Pan Hickman znowu się uśmiechnął.
- Jestem pewny, że jego lordowska mość wolałby sam
opowiedzieć pani tę historię. Jak rozumiem, między nim a
jego ojcem powstało jakieś nieporozumienie dotyczące tego,
czy w poszukiwaniu fortuny powinien opuszczać Anglię.
Przerwał na chwilę. - Starszy dżentelmen był wtedy
bardzo zagniewany i wydaje mi się, że oskarżył syna o chęć
zrobienia z rodowego nazwiska użytku w interesach. Pan
Hickman uśmiechnął się ponownie. - Znając męża, doskonale
zdaje sobie pani sprawę, że nic nie mogło go bardziej
rozgniewać. Przybrał imię Durstan Hayle i zrobił fortunę bez
pomocy rodowego nazwiska.
Lorinda miała trudności z wydobyciem głosu. Jedyne, co
teraz pamiętała, to drwiny, jakie robiła sobie z Durstana,
sądząc, że ożenił się z nią dla arystokratycznego nazwiska.
Camborne'owie byli starÄ… kornwalijskÄ… rodzinÄ…, jednak ani nie
tak starą, ani tak szacowną jak Penrynowie, mimo że mieli
wyższy w hierarchii tytuł. Penrynowie byli częścią historii
Konwalii; sława o ich znakomitych czynach rozbrzmiewała
przez stulecia. Z niejakim trudem Lorindzie udało się
powiedzieć:, - Panie Hickman, dlaczego chciał pan zobaczyć
siÄ™ ze mnÄ…?
Z czarnej teczki, którą przyniósł ,ze sobą, starszy pan [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl