[ Pobierz całość w formacie PDF ]

- Ale przecież nie muszą, prawda? - powiedziała z
uśmiechem. - Nie interesuje cię związek ze mną, a ja jestem
zbyt dobrze wychowana, by się narzucać mężczyznie, który
mnie nie chce.
- Do diabła, Stacy, to nie tak...
- Wszystko w porządku, Boyd. - Położyła mu dłoń na
ramieniu, a pod tym dotykiem jego mięśnie zmieniły się w
stal. - Rozumiem, co czujesz i dlaczego. Nie chcesz siÄ™ we
mnie zakochać i nie pragniesz, żebym i ja się w tobie
zakochała. To uczciwe. Zrobię, co mogę, chociaż nie będzie to
łatwe, gdyż już teraz bardzo cię lubię, nie wspominając o tym,
że twoje wspaniałe ciało budzi we mnie pożądanie. -
Westchnęła i uniosła oczy do nieba, po czym dokończyła
surowo: - Niezależnie od tego, ponieważ nalegasz, żebym
pozostała w twoim domu, sugeruję, żebyśmy zachowali
przyjacielskie stosunki.
Boyd poczuł, jak miotają nim sprzeczne emocje.
- W porządku - odparł i wstał.
Chciał właśnie zaproponować, że przyniesie jej coś do
picia, gdy wyciągnęła do niego dłoń.
- Dogadaliśmy się - oświadczyła z uśmiechem.
- Tak, oczywiście. - Ujął rękę Stacy i poczuł, jak jej palce
ściskają jego dłoń.
- A teraz pomóż mi wstać - dodała spokojnie. - Włożę tę
zapiekankę z krabów do piekarnika.
Niech to diabli, pomyślał Boyd. Wsadził głowę pod
prysznic i pozwolił, by strugi wody rozpryskiwały się na
mięśniach karku. To tyle, jeśli chodzi o dyplomatyczną
przemowę, którą przygotowywał całe przedpołudnie. O tym,
jak to nie chce już bardziej jej ranić. I że powinni utrzymywać
swoje stosunki raczej na przyjacielskich zasadach. Stacy
powiedziała to pierwsza, drwił z niego wewnętrzny głos.
Wyczuła twoje dobre intencje.
Więc dlaczego czuję się tak, jakbym właśnie oberwał w
szczękę?
Bo jestem idiotą, pomyślał, usuwając twarz spod
strumienia wody. Idiotą, który przed chwilą skazał się na pięć
tygodni piekła.
Przez następne kilka tygodni nauczyli się żyć obok siebie.
Stacy gotowała to, co Boyd lubił, i rozmawiała z nim o dawnej
pracy lekarza. Boyd nauczył się zachowywać wobec niej
dystans, zwłaszcza rankami, gdy wypijała jedyną kawę, na
jaką pozwolił Jarrod.
Boyd kupił telefon komórkowy i wypisał jego numer przy
każdym aparacie, obok numeru Jarroda do domu i do pracy.
Swobodnie rozmawiali o bieżących sprawach, starając się
usilnie nie przekraczać ustalonych granic.
Na mocy niepisanej umowy Stacy czekała, aż Boyd
wyjdzie z domu, by wziąć prysznic. On kąpał się nocą, gdy
oglądała telewizję lub odwiedzała Prudy.
Stacy gotowała, a on zmywał. Nieważne, jak była
ostrożna, i tak zderzali się ze sobą w kuchni. Albo ich dłonie
stykały się, gdy podawała mu talerz do mycia.
Stopniowo wszystko układało się coraz lepiej. Wydawało
się, że Boyd lubi rozmawiać z nią o różnych sprawach, na
przykład o kłopotach, jakie miał z piernikowym szlaczkiem u
Gilmartinów, i o satysfakcji, kiedy w końcu zdołał rozwiązać
swój problem.
Szybko zrozumiała, że w pracy Boyd jest perfekcjonistą.
Gdy mu się coś nie udawało, rozczarowanie i pogarda dla
siebie były niemal namacalne. Jeśli tylko mogła,
podpowiadała mu, co powinien zrobić, i była zachwycona,
gdy chwalił jej pomysłowość.
Dwa razy zabrał ją na kolację do Staroświeckiej
Restauracji D'Agostino, gdzie kraciaste obrusy były zawsze
czyste, a atmosfera sympatyczna. W podzięce za pomoc w
rozwiązaniu trudnego problemu, wyjaśnił. Podejrzewała, że
martwi się o nią, o to, że zbyt ciężko pracuje przy
porządkowaniu jego dokumentów.
Kiedy zjawili się po raz trzeci, właściciel, Mario
D'Agostino powitał ich mrugnięciem i zwykłym uśmiechem.
Krępy Włoch ze smukłą żoną, Sofią, i czwórką dzieci
mieszkali nad restauracjÄ….
- Powiedziałem Sofii, że jest środa, więc pewnie
zobaczymy mojego przyjaciela Boyda i jego piękną damę -
powiedział Mario, kiedy usadził ich przy stole obok okna.
Co prawda Boyd przedstawił Stacy jako przyjaciółkę,
która pomaga mu w prowadzeniu księgowości, lecz było
jasne, że Mario uważa Boyda za zakochanego po uszy. Stacy
wiedziała, że to nieprawda. Była dla niego kolejnym
zagubionym kociakiem, którym trzeba się zaopiekować, nim
bezpiecznie wyruszy w dalszÄ… drogÄ™.
- Co mógłby nam pan polecić? - spytała, wciskając się
możliwie głęboko w kanapę, by zrobić miejsce dla brzucha.
Białe zęby Maria błysnęły na tle oliwkowej twarzy.
Szerokim gestem podał jej kartę.
- Aosoś w sosie z małży zachwyciłby anioła.
- To dostateczna rekomendacja. - Stacy nawet nie
zerknęła w kartę. - I jeszcze podwójną sałatkę z...
- Dodatkową papryką - dokończył Mario, a oczy błysnęły
mu na moment. - I przygotuję słoik z papryką na wynos, żebyś
nie musiał budzić mnie o północy - zwrócił się do Boyda.
Stacy dostrzegła, że Boyd rumieni się lekko.
- To prawda? - zapytała, spoglądając na niego ponad
lśniącym czystością obrusem.
- %7łebyś nie musiała w środku nocy otwierać i zamykać
szafek - mruknął Boyd i wypił łyk wody.
Stacy odetchnęła, na wpół zirytowana, na wpół
oczarowana myślą o Boydzie, który wybiega w nocy, żeby
uzupełnić słoik papryki, który stał w szafce obok kawy.
- Mówiłam, że mogę spać na sofie - przypomniała mu
odrobinÄ™ zgryzliwie.
- Nie zaczynaj znowu - mruknÄ…Å‚ i zamknÄ…Å‚ kartÄ™ z
trzaskiem, który przypomniał jej, że Mario wciąż czeka.
- Wezmę specjalność firmy.
- Dobry wybór, przyjacielu - rozpromienił się Mario. - I
jak zwykle kieliszek chianti?
Boyd skinął głową. Zmarszczył brwi i zmienił pozycję. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • drakonia.opx.pl