[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zza skały, by zaatakować Danny'ego. Krzyknęła przerazliwie.
Działając w pierwszym odruchu Kaler rzucił się do przodu, zatrzymał w
powietrzu atakujące zwierzę i upadł na ziemię przygnieciony jej cię\arem. Pchnął
przy tym Danny'ego, który padając uderzył głową w granitowy głaz.
Usłyszał przenikliwy krzyk Leigh, poczuł, \e pękają mu \ebra, gdy zwierzę
szarpało się, by ponowić atak. Wytrzymał jednak, napinając z wysiłku ramiona.
Karabin! zdołał zawołać, w momencie gdy ambasador właśnie składał się
do strzału. Ale pumę ogarnęła furia. Atakując zaciekle, rozorała mu pazurami pierś
od ramienia a\ po brzuch.
Skręcił się z bólu i w tej samej sekundzie zobaczył Leigh zasłaniającą swym
ciałem syna. Jeśli puma skończy z nim, następna będzie Leigh, a po niej Danny.
Nadludzkim wysiłkiem zdołał przekręcić się na bok, pociągając za sobą
rozszalałego kota.
Strzelaj! wrzasnął, ale ambasador wahał się, na pró\no starając się
wycelować w miotającą się samicę.
Kaler opadał z sił. Puma niemal wyzwoliła się z jego uścisku. Kurczowo
trzymał ją jeszcze za futro, starając się ukryć twarz. I wtedy rozległ się strzał.
Zwierzę wyprę\yło się, po czym upadło cię\ko, przygniatając mu ramię.
Do diabła, Kale usłyszał tu\ nad sobą znajomy głos. Nie masz nic
lepszego do roboty, jak bawić się w zapasy z wściekłą pumą?
Był to Guntar.
Niech pan łyknie jeszcze brandy, Bradbury.
Dobrze to panu zrobi. Maks otarł rękawem szyjkę butelki i podał ją
ambasadorowi.
Ej\e, przecie\ to ja tu jestem ranny upomniał się Kaler, wskazując na swoją
poranioną klatkę piersiową. Martwa puma le\ała parę metrów dalej, przykryta
brezentową płachtą.
On ma rację, Maks powiedział Bradbury z całą charakterystyczną dla niego
stanowczością.
Helikopter słu\by leśnej, wezwany przez Maksa sygnałami dymnymi, był za
mały, aby pomieścić wszystkich, zabrał więc najpierw do Seattle Leigh i
Danny'ego. Było to prawie cztery godziny temu i trzej pozostawieni w lesie
mę\czyzni zdą\yli ju\ opró\nić butelkę Maksa niemal do dna.
Ponad ich głowami chmura dymu z ogniska unosiła się w kierunku wschodnim.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, helikopter będzie tu za parę minut, by
zabrać ambasadora i Kalera.
Potem Maks wezmie Simbę do Cashmere i zrelacjonuje w zarządzie lasów, co
się wydarzyło. Zwierzątko spało zwinięte w kłębek obok Kalera.
Ambasador podał Kalerowi butelkę i obserwował go bacznie, gdy pił.
Lepiej niech pan łyknie więcej poradził. Kto wie, jak długo tu jeszcze
posiedzimy.
Facet, który dopiero co uprawiał zapasy z pumą, zasługuje na parę głębszych
dodał Maks.
Macie rację zgodził się Kaler. Za zdrowie Danny'ego.
Chłopiec był przytomny i poruszał się, gdy umieszczali go w helikopterze. To
dobry znak, powtarzał sobie Kaler, pociągając kolejny łyk brandy.
Rany na piersi wcią\ krwawiły. Bradbury zrobił mu prowizoryczny opatrunek z
podkoszulka.
To ładny chłopak zauwa\ył Maks. Trochę przypomina ciebie, gdy byłeś w
jego wieku. Uśmiechnął się szeroko. A zatem i mnie, nie da się ukryć.
Nie zaczynaj, Maks ostrzegł go Kaler.
Do diabła, to przecie\ fakty, mo\e nie? Mój stary jest i twoim starym.
Jesteśmy ulepieni z tej samej gliny, tyle tylko, \e ty zrobiłeś z niej lepszy u\ytek.
Niektórzy ludzie byliby innego zdania odparł Kaler, starając się siedzieć
prosto, ale wydawało mu się, \e skała, o którą się opiera, porusza się, i ka\dy
ruch sprawiał mu coraz większy ból.
Niektórzy ludzie to głupcy stwierdził Maks i spojrzał wymownie na ojca
Leigh.
Niektórzy ludzie mogli być w błędzie odrzekł Bradbury.
Co to ma znaczyć, u licha? zdenerwował się Maks.
To znaczy, \e myliłem się co do tego pana. Bradbury skinął głową w
kierunku Kalera. Bałem się, \e zrujnuje \ycie mojej córce.
Robiłem, co mogłem, prawda? Kaler znów sięgnął po butelkę. Tym razem
wysączył ją do końca.
Wie pan, \e ona pana kocha? powiedział Bradbury.
Ona tylko myśli, \e mnie kocha.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]