[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tego potrzebny. Być mo\e oszczędzanie jest dla kogoś takiego
jak ty pozbawione sensu, ale ja miałam przy tym wielką
frajdę. A będę miała jeszcze większą, kiedy wydam pieniądze
właśnie tak, jak to sobie zaplanowałam.
- Ale...
- I tak wiele dla mnie zrobiłeś, poświęcając mi czas, który
mógłbyś przeznaczyć na randki. To ja powinnam za ciebie
płacić. I naprawdę zamierzam...
- Nawet o tym nie myśl. Robię to dla moich przyjaciół, a
nie po to, \eby się przy okazji nachapać.
- No dobrze - zgodziła się, przyznając w duchu, \e trochę
przesadziła.
Podobał jej się jego zdecydowany ton. Linc nagle
wyprostował się, a jego oczy błysnęły gniewnie. Nareszcie
zobaczyła, \e ma przed sobą nie tylko kogoś miłego, ale faceta
z klasÄ….
Niestety, on pewnie uwa\ał ją za prowincjonalną gęś. I
było ju\ za pózno, \eby to zmienić. Có\, stało się. Ale nie
mo\e mu pozwolić, by zawiesił baldachim. Mo\e kiedy
zobaczy skończone ło\e, uzna je za zupełnie nową jakość,
mimo \e sam pomagał je składać?
- Jeśli mamy dziś wyjść, to muszę wziąć długą kąpiel -
powiedziała. - Zostawmy więc ten baldachim.
- Lepiej od razu załatwić wszystko - stwierdził.
- Potem będziesz miała spokój.
- To niewa\ne. - Machnęła ręką. - I tak chyba nikogo
dzisiaj tu nie zaproszÄ™.
Linc zgrzytnął zębami.
- Oczywiście! Musimy ustalić jeszcze jedną zasadę. Jeśli
ze mną wychodzisz, to równie\ ze mną wracasz, jasne?
- Tak, oczywiście. To, \e jestem z małego miasteczka,
wcale nie znaczy, \e nie wiem, jak się zachować. Jeśli
spotkam jakiegoś fajnego chłopaka, to po prostu wymienimy
siÄ™ telefonami. A jak spyta o ciebie, to powiem, \e jesteÅ›
gejem.
- Co takiego?!
- Nie chciałabym, \eby sobie pomyślał, \e chodzę z tobą i
jednocześnie kombinuję z kim innym na boku. Jestem
porzÄ…dnÄ… dziewczynÄ…!
Linc miał co do tego pewne wątpliwości.
- Wobec tego powiedz, \e jestem twoim bratem lub
kuzynem. - Przeszył ją swymi błękitnymi oczami.
- Nowy Jork jest mniejszy ni\ przypuszczasz.
- Nie wyglądamy na kuzynów - protestowała słabo.
- Wszystko jedno. Nikt nie zwróci na to uwagi.
- Dobrze, jeśli uwa\asz, \e tak będzie lepiej - zgodziła się
w końcu.
Linc westchnął i zaczął rozcierać sobie szyję.
- Wiesz co, wcale mi siÄ™ nie podoba, \e masz zamiar
wymieniać się numerami telefonów. Czuję się trochę tak,
jakbym był alfonsem.
Patrzyła na niego przez chwilę.
- Więc mo\e powinniśmy dać sobie spokój? Meg na
pewno zrozumie, jak jej powiem, \e do siebie nie pasujemy. A
ty będziesz miał spokój. Meg zna moje zwariowane pomysły,
więc wszystko i tak będzie na mnie.
Potrząsnął głową.
- Nie, w tej chwili ju\ nie chodzi o to, \eby nie zawieść
Meg. Nie mogę pozwolić; \ebyś sama zaczęła buszować po
Nowym Jorku. I tylko nie mów mi, \e zostaniesz w domu, bo i
tak ci nie uwierzÄ™.
- Rzeczywiście chcę się zabawić - przyznała. -
Przyjechałam tu pózno w czwartek, a cały piątek spędziłam w
mojej przyszłej pracy. A potem Meg i Tom zabrali mnie do
siebie, więc nie mogłam nigdzie pójść. Nawet tutaj, bo jeszcze
nie było moich baga\y.
- Proponuję kompromis. - Wło\ył ręce do kieszeni
d\insów.
- To znaczy? - spytała, podziwiając jego wysportowaną
sylwetkę. Musiała przyznać, \e Linc Faulkner mógł być
przedmiotem marzeń niejednej kobiety.
- Musisz obiecać, \e tego wieczoru nie będziesz flirtować
i rozdawać na prawo i lewo swoich wizytówek. A ja poka\ę ci
parę miłych miejsc i przy następnej okazji będziemy mogli
renegocjować warunki.
- Załatwione - odparła. - Nie mam \adnych wizytówek.
To nie był wcale taki zły pomysł. Nie powinna \ądać od
razu zbyt wiele.
- Dobra, więc przyjadę po ciebie o ósmej.
- Będę czekać.
Umówił się z nią na ósmą! Jeszcze jeden dowód na to, \e
znajdowała się w du\ym mieście. W Virtue randki zaczynały
się zwykle du\o wcześniej. Kończyły się te\ wcześniej,
poniewa\ wszystkie lokale, nie wyłączając kina, zamykano
równo o dziesiątej. Jeśli chciało się wrócić do domu pózniej,
było jasne, \e chodzi o seks. O dziewczynie, której zdarzało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]