[ Pobierz całość w formacie PDF ]
z tobÄ…...
Przerażona tym, co się dzieje, Elissa zastukała do
drzwi. Bała się słów, które za moment może usłyszeć.
Para w pokoju obróciła się gwałtownie, zaskoczona jej
nieoczekiwanÄ… wizytÄ….
- Jak się czujesz? - spytała blondynkę, pilnując
się, aby jej głos i twarz nie zdradzały żadnych emocji
poza przyjaznym zainteresowaniem.
Bess oswobodziła rękę z uścisku Kinga.
- Ja... dziękuję, już mi lepiej - wydukała speszona.
- Wyleciało mi z głowy, że tu jesteś.
- Nie przejmuj się, to zrozumiałe - oznajmiła
łagodnie Elissa, zmuszając wargi do uśmiechu. - Przy
kro mi z powodu wypadku Bobby'ego. Mam nadziejÄ™,
że nic mu nie będzie...
- Lekarze mówią, że za kilka dni może wrócić do
domu. - Bess westchnęła ciężko. - Do swoich papie
rów i telefonów. Ledwo mu nogę zagipsowali, a już
zaczął się pieklić, że musi gdzieś zadzwonić.
- No tak... - Elissa zawahała się; nie była w stanie
spojrzeć Kingowi w oczy. - To ja już pójdę. Dobra
noc.
180 SSIEDZKA PRZYSAUGA
Idąc do swojej sypialni, usłyszała, jak King mówi
coś do Bess, a potem wybiega na korytarz. Dogonił ją
przed drzwiami jej pokoju.'
- Dobrze, że Bess doszła już do siebie - rzekła
cicho, wciąż unikając jego wzroku.
Przewidziała taki scenariusz. Na Florydzie, kiedy
King zaproponował, aby się pobrali, powiedziała mu,
że nie, bo któregoś dnia Bess się rozwiedzie, będzie
wolna i co wtedy? Wygląda na to, że ten dzień
nadszedł. Decyzja o rozwodzie zapadła. Teraz ona,
Elissa, stoi na drodze Kinga do szczęścia. Popatrzyła
na pierścionek połyskujący na jej palcu. Biedny King.
Wiedziała, co teraz myśli: gdybym wstrzymał się kilka
godzin...
- Nie odniosła obrażeń, była tylko w szoku - wyja
śnił. - Musiałem się nią zająć.
Musiał zająć się nią, Bess; pojechać do niej, nie do
brata.
- Oczywiście.
- Elisso...
- Słucham? - Zmusiła się, aby popatrzeć mu
w oczy.
- Jeśli chodzi o wczorajszą noc... - zaczął wolno.
- A tak, wczorajsza noc...
Zciągnęła z palca pierścionek ze szmaragdem i wci
snęła go do dłoni Kinga. Przez moment spoglądała
w milczeniu na rękę, która tak niedawno pieściła jej
nagie ciało. Boże! Elissa zamknęła oczy. Miała ochotę
zapaść się pod ziemię.
- Tego właśnie chciałeś, prawda? - zapytała.
Diana Palmer 181
Wciągnął gwałtownie powietrze. Do diabla, o co jej
chodzi? Wczoraj spędzili razem cudowną noc; cieszy
li się sobą, swoim dotykiem. Elissa wyznała, że go
kocha. Mieli się pobrać. No dobrze, dziś po telefonie
Bess natychmiast pojechał do szpitala, potem przy
wiózł ją na ranczo. Nie mógł postąpić inaczej! Ale
chyba po wspólnej nocy, po tym, co przeżyli, Elissa
nie myśli, że on wciąż marzy o żonie swego brata?
- Ja? - spytał gniewnie. - Czy ja cię prosiłem
o zwrot pierścionka?
- Tylko nie kłam, że nie przyszło ci to do głowy.
- Popatrzyła na niego oskarżycielskim wzrokiem.
- Słyszałam, co Bess mówiła. O rozwodzie z Bobbym.
Kto wie, może to najlepsze rozwiązanie. Skoro nie
mogą się z sobą dogadać, a ty i ona... No cóż, jestem
pewna, że wszystko się jakoś ułoży - dodała.
Zauważyła, że King ma rozpiętą koszulę. Zaczęła
się zastanawiać, czy Bess, tak samo jak ona, lubi
gładzić jego owłosiony tors. Odwróciła się. Była
bliska łez, a nie chciała, żeby King widział, jak
cierpi.
Patrzył na nią, jakby postradała zmysły. Wczoraj
zgodziła się wyjść za niego za mąż, a dziś... Owszem,
jeszcze niedawno wydawało mu się, że pragnie Bess.
Teraz Bess postanowiła rozwieść się z Bobbym, czyli
teoretycznie mogliby być razem. Ale on wcale tego nie
chciał. Już nie. Marzył o Elissie, a ona... Ona zwraca
mu pierścionek. Ogarnęła go złość.
- Co zamierzasz? - spytał.
- Ja? - Obejrzała się przez ramię.
SSIEDZKA PRZYSAUGA
182
- No tak. Może jesteś w ciąży.
- To mój problem, nie twój.
- Mylisz się, do cholery! - zdenerwował się. - To
nasz wspólny problem! Miej to, proszę, na uwadze.
Przemawia przez niego wysoko rozwinięte poczu
cie odpowiedzialności, pomyślała.
- Dobrze - rzekła cicho. - Ale podejrzewam, że
martwisz się na wyrost. Chciałabym jutro wrócić na
FlorydÄ™.
Wziął głęboki oddech.
- Czyli to była przygoda? Przecież zgodziłaś się
wyjść za mnie za mąż.
- Tak. Ale mi się odwidziało. Nie chcę znalezć się
w położeniu Bess, być żoną mężczyzny, który mnie
nie kocha i ledwo mnie dostrzega. Nie interesuje mnie
taki układ. Nie zniosłabym, gdybyś za każdym razem,
jak Bess zadzwoni, rzucał wszystko i pędził do niej na
Å‚eb, na szyjÄ™.
- Bobby miał wypadek - przypomniał jej. - Mu
siałem jechać do szpitala.
- Nawet nie spytałeś, czy nie chcę się z tobą
wybrać. Bess cię potrzebowała, więc rzuciłeś wszyst
ko i pognałeś jej na ratunek.
- Tak, pognałem jej na ratunek. - Powoli zaczynał
tracić cierpliwość. - W sytuacjach kryzysowych ona
sobie zupełnie nie radzi; traci grunt pod nogami. To
żona mojego brata, czuję się za nią odpowiedzialny.
- Westchnął głośno. - Elisso, proszę cię, nie bądz
niemÄ…dra...
- Tu się mylisz, King! - warknęła. - Jestem bardzo
Diana Palmer
183
mądra. Na szczęście w porę przejrzałam na oczy.
Twoim zdaniem Bess jest kruchÄ…, bezradnÄ… istotÄ…,
którą trzeba chronić. A ja jestem silna, odporna psy
chicznie, doskonale sobie radzÄ™ sama...
- Zgadza się! - Czuł się coraz bardziej skonfun
dowany. - Całe życie świetnie sobie sama dawałaś
radÄ™. JesteÅ› stanowczo zbyt samodzielna.
Uśmiechnęła się wyniośle.
- Wolę być samodzielna, niż żebrać o litość.
Więc możesz się o mnie nie martwić. Poradzę so
bie. I nie umrę z miłości, bo to nie była miłość,
tylko zauroczenie, które się skończyło. - Otworzyła
drzwi. - Przepraszam, muszę się spakować. A ty
wracaj do Bess, niech ci się dalej wypłakuje
w mankiet.
Jej upór i determinacja doprowadzały go do wście
kłości.
- Co powiesz rodzicom? - spytał chłodno.
- %7łe się za nimi stęskniłam - odparła. - A co mam
powiedzieć?
Zamknęła za sobą drzwi i po namyśle przekręciła
klucz w zamku. Kiedy usłyszała oddalające się koryta
rzem kroki, zawstydziła się. Co za arogancja, co za
pewność siebie! Przecież nie przyszedłby do niej do
sypialni, mając pod bokiem Bess. Położyła się w ubra
niu do łóżka i zaniosła szlochem.
Rano włożyła jedną ze swoich kreacji: białe spod
nie, biały żakiet oraz czerwoną bluzkę z jedwabiu. Do
tego czerwone buty na wysokich obcasach i eleganckÄ…
białą torebkę. Twarz starannie umalowała. Włosy
184 SSIEDZKA PRZYSAUGA
uczesała w kok. Wyglądała olśniewająco, tak jak
w swoich fantazjach. Zaczerwienione od płaczu oczy
ukryła za okularami słonecznymi.
Pamiętała, co jej zawsze mówili rodzice: że po
upadku trzeba otrzepać się z kurzu i iść dalej. A także,
że najciemniej jest tuż pod latarnią. Dlatego zeszła na
dół uśmiechnięta, robiąc dobrą minę do złej gry.
- Dzień dobry, ranne ptaszki - zaszczebiotała
wesoło, przenosząc spojrzenie z Kinga, który patrzył
na niÄ… z niedowierzaniem, na Bess. - Jaka cudowna
pogoda! Lepszej na drogę nie mogłabym sobie wyma
rzyć. Margaret, dla mnie tylko kawa i grzanka. Nie
lubię latać z pełnym żołądkiem.
- Czyli wracasz do Miami? - spytała gospodyni,
zdradzając, że wie, co jest grane.
- Tak - odparła pogodnym tonem Elissa. - Dwa
[ Pobierz całość w formacie PDF ]